Najdziwniejsze maszyny II wojny światowej [cz. 1]. Związek Radziecki

Aerosanie NKŁ-26 (Fot. Tanksinworldwar2.com)
Aerosanie NKŁ-26 (Fot. Tanksinworldwar2.com)
Łukasz Michalik

12.02.2016 08:12, aktual.: 10.03.2022 09:54

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Sprzęt wojskowy w większości armii świata wyglądał mniej więcej podobnie. Jak to z każdą regułą bywa, od tej również zdarzały się wyjątki. Pojazdy eksperymentalne, zbaczające z utartych ścieżek i rzucające wyzwanie wieloletniej praktyce, a czasem i zdrowemu rozsądkowi powstawały w niemal każdym z walczących państw. Co ciekawego wymyślili konstruktorzy w ZSRR?

Aerosanie NKŁ-26

Najlepsi radzieccy dowódcy, gen. Mróz i gen. Błoto, mieli lojalnego współpracownika - gen. Śnieg przy odrobinie starań był w stanie sparaliżować komunikację od Zatoki Fińskiej po Morze Czarne. Mimo to pewien wynalazek pozwalał na sprawne poruszanie się nawet wtedy, gdy każdy inny pojazd nie nadawał się do użytku.

Do przemieszczania się po śniegu znacznie lepsze od gąsienic czy kół są płozy. Mają jednak pewną wadę: same z siebie nie są w stanie rozpędzić pojazdu. Rozwiązanie to obchodzi się na wiele sposobów, wystarczy choćby wspomnieć skutery śnieżne. Jednak jeszcze na początku XX wieku rosyjski (polskiego pochodzenia!) konstruktor samolotów i śmigłowców, Igor Sikorski, zaproponował nietypowe rozwiązanie: sanie napędzane śmigłem.

Propozycja Sikorskiego, który w międzyczasie wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, została przez Rosjan twórczo rozwinięta. Przykładem pomysłowości konstruktorów mogą być aerosanie NKŁ-26. Było to blaszane pudło na płozach napędzane przez umieszczony z tyłu silnik lotniczy.

Aerosanie NKŁ-26 (Fot. Tanksinworldwar2.com)
Aerosanie NKŁ-26 (Fot. Tanksinworldwar2.com)

Co istotne, aerosanie poza świetną manewrowością w trudnych warunkach zapewniały dwuosobowej załodze częściową ochronę. Centymetrowy pancerz z przodu kadłuba był w stanie powstrzymać większość pocisków z broni strzeleckiej. Sanie tego typu były wykorzystywane głównie do zadań rozpoznawczych i transportowych.

Najszybsze czołgi świata - BT-7

Pojazdy gąsienicowe nieźle radzą sobie w trudnym terenie, jednak ceną za tę możliwość jest stosunkowo niska prędkość maksymalna, z jaką czołg może poruszać się np. po dobrej drodze. W większości przypadków w czasie drugiej wojny światowej prędkość maksymalna czołgów sięgała w sprzyjających okolicznościach 30-40 km/h.

BT-7 (Fot. Valkiria.net)
BT-7 (Fot. Valkiria.net)

Rosjanie postanowili jednak skonstruować czołg zdolny do rozwinięcia prędkości dwukrotnie większej, osiągając to w bardzo nietypowy sposób. Jeszcze na początku lat 30. od konstruktora, Waltera Christiego, kupili w Stanach Zjednoczonych dwa pojazdy, nazwane dla niepoznaki ciągnikami rolniczymi.

Po przetransportowaniu ciągników do ZSRR nadano im nazwę BT – Bystrochodnyj Tank (czołg szybkobieżny) i dzięki zdobyciu technologii tzw. zawieszenia Christiego (starali się o nią m.in. Polacy) rozpoczęli budowę serii nietypowych czołgów. Ich cechami wspólnymi były: stosunkowo cienki pancerz, silne uzbrojenie i pewna niezwykła właściwość.

Efektowne zdjęcie rozpędzonego BT-7 (Fot. Valkiria.net)
Efektowne zdjęcie rozpędzonego BT-7 (Fot. Valkiria.net)

Czołgi BT, w tym najliczniej produkowane BT-7, w trudnym terenie korzystały z gąsienic, jednak gdy go w końcu pokonały, mogły je zrzucić. Zamieniały się wówczas w samochody pancerne i z nieosiągalną dla zwykłych czołgów prędkością mogły kontynuować jazdę na kołach, rozpędzając się do 80-90 km/h. Do 1941 roku zbudowano około 8 tys. takich maszyn. Na poniższym filmie można zobaczyć efektowną prezentację tego czołgu (najciekawsze ujęcia od około 4:00).

Soviet Tank BT-7 (Red Army)

Latający czołg A-40 KT

Geneza jednego z najbardziej osobliwych pomysłów w dziejach broni pancernej sięga początku lat 30. Związek Radziecki miał wówczas nie tylko rozbudowane siły powietrznodesantowe, ale też wyprzedzającą armie innych państw koncepcję ich użycia. Problemem zmniejszającym użyteczność spadochroniarzy było to, że zrzucani na spadochronach żołnierze mogą łatwo znaleźć się w tarapatach, jeśli nie dostaną wsparcia ciężkiego sprzętu.

A-40 KT (Fot. SCN.ru)
A-40 KT (Fot. SCN.ru)

Różne kraje usiłowały w późniejszych latach rozwiązać ten problem m.in. za pomocą szybowców, jednak w Związku Radzieckim, gdzie prace nad dostarczaniem drogą powietrzną ciężkiego sprzętu były najbardziej zaawansowane, postanowiono sięgnąć po radykalną metodę. Rozwiązaniem miał być latający czołg, desantowany razem z siedzącą w środku załogą i dzięki odrzucanym skrzydłom gotowy do akcji natychmiast po dotknięciu ziemi.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić – nie wszyscy żołnierze pochodzili z Czelabińska, więc zwykłe zrzucenie czołgu z samolotu nie wchodziło w grę. Do lekkiego czołgu T-60 doczepiono skrzydła i usterzenie, nazywając tę przedziwną konstrukcję A-40 KT, a radziecki konstruktor lotniczy, Oleg Konstantinowicz Antonow krzyknął do niej :„Lataj!”. Odciążona ze wszystkiego, co zbędne maszyna z jednym śmiałkiem wewnątrz wyruszyła w swój pierwszy lot, holowana jak szybowiec.

Jedyne zachowane zdjęcie A-40 KT (Fot. Wikimedia Commons)
Jedyne zachowane zdjęcie A-40 KT (Fot. Wikimedia Commons)

Choć czołg uniósł się w powietrze, to jego duża waga i aerodynamika latającej cegły nie pozwoliły na osiągnięcie potrzebnej do bezpiecznego lotu prędkości. Mimo przedwczesnego wypięcia holu czołgiście udało się bezpiecznie wylądować, jednak nie byłoby to możliwe, gdyby czołg był gotowy do walki, a zatem w pełni wyposażony i znacznie cięższy. Ponieważ A-40 KT nie rokował, a Rosjanie usiłujący powstrzymać niemiecką ofensywę mieli wówczas zupełnie inne priorytety, projekt skasowano.

Zveno

Zveno SPB - konfiguracja użyta bojowo (Fot. Wikimedia Commons)
Zveno SPB - konfiguracja użyta bojowo (Fot. Wikimedia Commons)

Rosjanie postanowili podejść do problemu inaczej i jako bazę dla mniejszych samolotów wykorzystać wielki bombowiec  Tupolew TB-3 (prowadzono również próby z mniejszym TB-1). Przetestowano kilka konfiguracji – w jednej z nich (Zveno Aviamatka) TB-3 miał zabierać na pokład, a właściwie na skrzydła, pięć mniejszych maszyn (jedna z nich miała doczepiać się pod kadłubem już po starcie zestawu).

Jako najbardziej perspektywiczny wybrano jednak nieco skromniejszy zestaw o nazwie SPB w postaci dwóch myśliwców I-16, doczepionych pod skrzydłami samolotu bazy. Koncepcja użycia takiego zespołu zakładała, że ciężki i dysponujący dużym zasięgiem samolot dostarczy mniejsze i uzbrojone w bomby maszyny w pobliże celu. Tam odczepią się one od TB-3 i zrobią to, co było niewykonalne dla dużego bombowca – dokonają precyzyjnego bombardowania, rekompensując niewielką liczbę zabieranych bomb dużą celnością.

TB-3 transportujący pięć mniejszych samolotów (Fot. WorldOfWarplanes.com)
TB-3 transportujący pięć mniejszych samolotów (Fot. WorldOfWarplanes.com)

Co ciekawe, te niezwykłe maszyny zostały użyte bojowo. W lecie 1941 roku kilka zestawów Zveno SPB dokonało udanych ataków na cele we współpracującej z Niemcami Rumunii.

T-35

Ponad wiek praktyki pozwolił wypracować konstruktorom czołgów pewien kanon: poza wyjątkami pancerne pudło na gąsienicach zwieńczone jest obrotową wieżą, w której umieszczono uzbrojenie. Zanim jednak ten kanon wypracowano, przez pewien czas konstruktorzy czołgów wychodzili z założenia, że od jednej wieży lepsze są dwie, a od dwóch trzy. Albo tyle, ile tylko się na kadłubie zmieści.

T-35 (Fot. Soviet-Empire.com)
T-35 (Fot. Soviet-Empire.com)

W rezultacie w latach 20. powstały projekty i prototypy wielowieżowych czołgów, jednak zazwyczaj zapał konstruktorów szybko przegrywał ze zdrowym rozsądkiem decydentów i na prototypach się kończyło. W Związku Radzieckim było inaczej.

Przed drugą wojną światową powstało tam kilka projektów czołgów wielowieżowych, z których do produkcji seryjnej na początku lat 30. wdrożono dwa: T-28 i znacznie ciekawszy, bo obłożony wieżami z każdej strony T-35. Projektanci byli wyjątkowo hojni – wyposażyli to pancerne monstrum w pięć wież, trzy działa i sześć karabinów maszynowych.

T-35 (Fot. Valkiria.net)
T-35 (Fot. Valkiria.net)

Całość wyglądała jak wieża oblężnicza orków i okazała się spektakularną katastrofą. Nie dość, że biedny dowódca nie był w stanie ogarnąć, w co aktualnie próbują trafić jego liczni podwładni, to T-35 mimo 55 ton wagi był wyjątkowo marnie opancerzony i mało ruchliwy. Na szczęście dla radzieckich czołgistów większość tych czołgów nie wzięła udziału w walce i z powodu licznych awarii (głównie układu napędowego) została porzucona przez załogi przed oddaniem pierwszego strzału.

KW-VI Behemoth

Skoro już jesteśmy przy radzieckich czołgach, warto obalić pewien popularny w Sieci mit. Dawno, dawno temu ktoś postanowił pobawić się w trolla (choć zapewne trolling określano wówczas innym słowem) i przerobił zdjęcie defilujących czołgów T-28. Dorzucił do niego kilka detali w taki sposób, że jadące jeden za drugim czołgi wydawały się jednym pojazdem.

Mistyfikacja i oryginalne zdjęcie (Fot. Forosegundaguerra.com)
Mistyfikacja i oryginalne zdjęcie (Fot. Forosegundaguerra.com)

Powstał z tego mityczny KW-VI Behemoth (ach, cóż za adekwatna nazwa!), który - jak pokazuje wykonany przez utalentowanego modelarza model - miał być czymś w rodzaju czołgowej stonogi z umieszczonymi na kadłubie wieżami z połowy typów radzieckich czołgów. Pomysłodawcy tej mistyfikacji nie brakowało fantazji i dla lepszego efektu dorzucił nawet słynną Katiuszę, zamontowaną, wzorem stosowanej na amerykańskich Shermanach wyrzutni Calliope, na jednej z wież czołgowych.

W gruncie rzeczy równie dobrze mógłby dodać do czołgu lotnisko polowe, bimbrownię i połowę ekspozycji petersburskiego (a w tamtej epoce leningradzkiego) muzeum Ermitaż – projekt byłby tak samo realny, a przy tym znacznie bardziej malowniczy.

Komuś nie brakowało fantazji (Fot. Forosegundaguerra.com))
Komuś nie brakowało fantazji (Fot. Forosegundaguerra.com))

Jak każda mistyfikacja ta również zaczęła żyć własnym życiem i na niektórych forach można nawet spotkać się z informacją, że wybudowano kilka sztuk tego paskudztwa, a jedna przełamała się podczas jazdy. Co gorsza, sadząc po krążących po Sieci obrazkach, wzmianki o tym czołgu mogły pojawić się nawet w drukowanych wydawnictwach. No cóż, jedynym ziarnem prawdy w tej bajce jest fakt, że Rosjanie produkowali wielowieżowe, duże czołgi. Ale nie takie! Podsumowując: KW-VI Behemoth nigdy nie istniał.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania