Niezwykłe konstrukcje [cz. 8.]. Jamantau – podziemne miasto pod Uralem
Najsłynniejszym bunkrem, ukrytym pod masywem górskim, wydaje się Cheyenne Mountain Air Station, gdzie znajduje się centrum dowodzenia NORAD. Znacznie mniej znany jest jeden z uralskich szczytów, góra Jamantau, pod którą Rosjanie drążą bunkier zdolny pomieścić 60 tys. ludzi. Co wiadomo na temat tego tajemniczego obiektu?
05.06.2012 | aktual.: 14.01.2022 09:40
Najsłynniejszym bunkrem, ukrytym pod masywem górskim, wydaje się Cheyenne Mountain Air Station, gdzie znajduje się centrum dowodzenia NORAD. Znacznie mniej znany jest jeden z uralskich szczytów, góra Jamantau, pod którą Rosjanie drążą bunkier zdolny pomieścić 60 tys. ludzi. Co wiadomo na temat tego tajemniczego obiektu?
Większość znanych, odtajnionych bunkrów to relikty zimnej wojny. Przeznaczone na wypadek globalnego konfliktu miały zapewnić schronienie dla władz państwa i sztabów koordynujących działaniami wojennymi. Przykładem może być choćby słynny schron amerykańskiego kongresu w White Sulphur, gdzie po nuklearnej zagładzie kongresmeni mieli nadal obradować, stanowiąc prawo dla postapokaliptycznej pustyni.
Zobacz także
Innym, częściowo odtajnionym schronem jest wspomniany wcześniej Cheyenne Mountain Air Station, gdzie można wybrać się na wycieczkę, a telewizja kręci swoje programy dla widzów spragnionych widoku „tajnego” bunkra.
Znacznie bardziej tajemniczy jest obiekt wznoszony od kilkudziesięciu lat przez Rosjan w rejonie uralskiego szczytu Jamantau. Rozmach tej inwestycji i skąpa ilość informacji na jej temat pozwalają sądzić, że powstaje tam obiekt niezwykle istotny dla Rosji. Co o nim wiadomo?
Finansowa zapaść państwa nie przerwała prac
W 1996 roku „New York Times” opublikował artykuł donoszący o gigantycznej skali prac górniczych i budowlanych w pobliżu Jamantau w Republice Baszkirii (ros. Riespublika Baszkortostan). Dziennikarze, opierając się na amerykańskich źródłach wywiadowczych i wypowiedziach rosyjskich polityków, zasugerowali wówczas, że powstaje tam schron, którego zadaniem jest zapewnienie państwu funkcjonowania niezależnie od wszelkich złych rzeczy, które mogły wydarzyć się na powierzchni.
Pierwsze doniesienia o gigantycznych pracach w pobliżu Jamantau pojawiły się jeszcze w latach 70., gdy nuklearne arsenały USA i ZSRR osiągnęły swój szczytowy poziom, zapewniający skuteczną sterylizację powierzchni niejednego kraju. Odwrotnie, niż stało się to z większością projektów rozpoczętych jeszcze w czasach ZSRR, prace zostały zintensyfikowane po rozpadzie tego państwa.
Co zaskakujące, Rosjanie kontynuowali je nawet wówczas, gdy w czasach Borysa Jelcyna kraj borykał się z ogromnymi problemami finansowymi, a Rosja miała problemy np. z wypłatą żołdu dla żołnierzy. Inwestycja, której koszt różne źródła szacują na siedem do kilkudziesięciu miliardów dolarów, okazała się tak ważna, że nie zaniechano prowadzonych prac.
Dzięki wywiadowi satelitarnemu specjaliści nie mieli wątpliwości – Rosjanie w tym rejonie budują coś wielkiego. Problem w tym, że nie wiadomo, co to jest, ani gdzie dokładnie jest budowane. Przyjmuje się, że główna część podziemnej instalacji znajduje się pod najwyższym szczytem w rejonie - górą Jamantau.
Polecam samodzielne poszukiwania - wklejcie w Google Maps współrzędne Jamantau: 54 15 19 N 58 06 11 E. Nie wiem, czy ma to coś wspólnego z prowadzonymi tam pracami, ale na zboczu Jamantau można zobaczyć m.in. takie stopnie (widoczne w tym miejscu: 54° 14' 20.23" N 58° 17' 38.95" E):
Wielkie magazyny żywności?
Zdaniem Tsirkunowa obiekt nie ma nic wspólnego z wojskiem, a odnotowany udział jednostek wojskowych to normalna praktyka przy pracach prowadzonych w tak dużej skali.
W opinii amerykańskiego kongresmena, Roscoe Bartletta, który zajmuje się tą kwestią od połowy lat 90., nie jest to prawdą. Jego zdaniem bardziej prawdopodobna jest teza o budowie gigantycznego, ukrytego pod masywem górskim schronu o znaczeniu militarnym. Ma o tym świadczyć skala prowadzonych prac – w rejonie powstały m.in. dwa garnizony i osiedla robotnicze, mogące pomieścić 30 tys. osób. Kolejną przesłanką wskazującą na militarny charakter kompleksu jest bliskość Czelabińska-70.
W czasach ZSRR nazwą tą określano jedno z kluczowych centrów badawczych, pracujących nad radzieckim programem nuklearnym. O skali prowadzonych tam prac dobitnie świadczy fakt, że ośrodek badawczy liczy około 50 tys. mieszkańców. Po rozpadzie ZSRR nazwę Czelabińsk-70 zmieniono na Snieżyńsk, przekształcając kompleks badawczy w zamknięte miasto, nadal podlegające Federalnej Agencji Energii Atomowej Rosatom.
W bezpośredniej bliskości Jamantau wzniesiono również dwa garnizony Biełorieck-15 i Biełorieck-16. Biełorieck-16, którego budowę rozpoczęto w 1979 roku, jest znany nie tylko jako miasteczko garnizonowe, ale także jako siedziba przedsiębiorstwa zajmującego się budową podziemnych instalacji. Status Biełoriecka-16 zmieniono w 1995 roku, gdy stał się miastem o nazwie Mieżgorie. Zarówno Biełorieck-15, jak i Biełorieck-16 pozostają miastami zamkniętymi.
Gwarancja zniszczenia agresora, nawet gdy zaatakuje pierwszy
Niezależnie od oficjalnych komunikatów o przeznaczeniu Jamantau pisała również wydawana na Ukrainie, rosyjskojęzyczna gazeta „Siewodnia”. Zdaniem jej dziennikarzy kompleks to gigantyczny, choć jeszcze nieoddany do użytku bunkier, mogący pomieścić do 60 tys. osób. Faktycznie przewidziano w nim miejsce na gigantyczne magazyny żywności, jednak nie jest to rezerwa dla kraju, ale zapasy mające pozwolić na wieloletnie funkcjonowanie mieszkańcom bunkra.
Kompleks schronów, podzielony na wiele sektorów, ma zapewnić bezpieczeństwo nie tylko władzom kraju. Jest to zarazem miejsce, w którym znajdzie się ośrodek kontroli nad bronią strategiczną. To właśnie z tej lokalizacji ma być wydana decyzja o ewentualnym odpaleniu rakiet z głowicami nuklearnymi.
Jamantau ma być miejscem, w którym znajduje się lub znajdzie centrala systemu, znanego na Zachodzie pod nazwą Dead Hand. Jest to mechanizm (jego istnienie opiera się na spekulacjach) mający zapewnić Rosji, a wcześniej ZSRR, możliwość automatycznej reakcji na atak nuklearny.
W przypadku zniszczenia ośrodków decyzyjnych lub - w zależności od wariantu - niezależnie od ich istnienia Dead Hand ma automatycznie podjąć decyzję o ataku odwetowym, pozwalając na reakcję nawet wtedy, gdy władze kraju właśnie wyparowały lub nie są zdolne do wydania rozkazu. „Siewodnia” ocenia jednak, że mimo tego Jamantau jest raczej schronem niż stanowiskiem dowodzenia.
Tej informacji przeczy wypowiedź ministra obrony Rosji, marszałka Igora Siergiejewa, który pytany przez dziennikarza WorldNetDaily o przeznaczenie kompleksu, stwierdził, że mieści się tam ośrodek dowodzenia i nawet zaproponował dziennikarzowi wycieczkę do niego. Wizyta oczywiście nigdy nie doszła do skutku.
STRATCOM wie, że nic nie wie
Na temat Jamantau wypowiedział się wówczas szef amerykańskiego Dowództwa Strategicznego (STRATCOM), generał Eugene E. Habiger. Jak stwierdził: „To bardzo duży kompleks. Szacujemy, że znajdują się tam miliony metrów kwadratowych podziemnych instalacji. Niestety, nie mamy pojęcia, co (Rosjanie) tam robią".
Minister obrony Rosji, Igor Rodionow (poprzednik Siergiejewa), pytany w latach 90. o istnienie Jamantau, odpowiedział: "Nie istnieje w Ministerstwie Obrony Rosji praktyka informowania zagranicznych środków masowego przekazu o instalacjach, które mają lub mogą mieć cokolwiek wspólnego z bezpieczeństwem kraju".
Wydaje mi się, że to zdanie najlepiej podsumowuje dostępną wiedzę na temat Jamantau. Wiadomo, że Rosjanie od dziesięcioleci coś tam budują. Wiadomo również, że skala inwestycji jest ogromna i najprawdopodobniej jest to obiekt militarny. Niestety, niemal cała reszta to domysły i próba interpretacji nielicznych faktów.