Oddech chińskiego smoka. Jak Chiny stały się technologiczną potęgą?
W języku polskim wciąż funkcjonuje słowo chińszczyzna, będące określeniem na tanie, proste i tandetnie wykonane produkty. To świetny przykład, jak nasz język nie nadąża za technologią.
07.09.2015 | aktual.: 10.03.2022 10:06
Chińszczyzna? To już nieaktualne!
Mit o chińskim badziewiu zanim zdążył się na dobre zakorzenić, okazał się przestarzały. Chińczycy są w stanie wyprodukować prawie wszystko, a tylko od zamówienia zależy, czy będzie to stereotypowa , śmieciowa elektronika najniższej jakości, czy doskonale wykonany sprzęt z najwyższej półki.
To jednak nie wszystko. W ciągu niewiele ponad dekady zaszła fundamentalna zmiana – Chiny, nie tylko produkują dla różnych, światowych marek, ale z powodzeniem promują również własne przedsiębiorstwa. I z roku na rok wychodzi im to coraz lepiej. Jak Państwo Środka z przestarzałej manufaktury stało się technologiczną potęgą?
Wielki skok przewodniczącego Mao
Aby to zrozumieć, trzeba cofnąć się do czasów przewodniczącego Mao – chińskiego przywódcy, pod wodzą którego po drugiej wojnie światowej władzę w kraju przejęli komuniści.
Któregoś pięknego dnia w latach 50. Mao Zedong wpadł bowiem na jeden z wielu genialnych pomysłów i postanowił, że Chiny przestaną być krajem rolniczym, a staną się potęgą przemysłową. Nazwano to „wielkim skokiem naprzód”, co polegało m.in. na tym, że cały kraj z dnia na dzień zaczął wytapiać żelazo.
Pisząc „cały kraj” nie mam na myśli wszystkich chińskich hut i zakładów przemysłowych. Jak cały, to cały – na zapadłych wsiach budowano średniowieczne dymarki, a chłopi zamiast uprawiać ryż zostali zagonieni do obsługi tych prymitywnych pieców. A ponieważ zaczęło brakować rąk do pracy, z miast na wieś przesiedlono ponad 20 mln ludzi. Rezultat był taki, że pod koniec lat 50. chałupniczą metalurgią zajmowało się 100 mln Chińczyków, przetapiających wszystko, co nadawało się do przetopienia, m.in. garnki i narzędzia rolnicze.
Problem polegał na tym, że większość z nich nie miała pojęcia, co tak właściwie robią. Kazali wytapiać, więc wytapiali. Inni realizowali kolejny, genialny plan przewodniczącego Mao, czyli milionami zabijali wróble, co zaowocowało plagą wszelkiego robactwa.
W tym samym czasie nie było komu zbierać plonów z pól, co w połączeniu z absurdalnymi, prowadzonymi na wielką skalę eksperymentami rolniczymi zakończyło się gigantyczną klęską głodu. Według różnych źródeł zmarło z tego powodu 10 do 40 mln ludzi (co dało Mao pewne miejsce wśród najkrwawszych dyktatorów XX wieku), a produkcja przemysłowa kraju spadła o 75 proc. Za to na chińskich wsiach leżały hałdy bezużytecznej, fatalnej jakości stali, która nadawała się jedynie do utylizacji.
Program 863
Nic zatem dziwnego, że w latach 80. – już po śmierci Mao – chińskie władze postanowiły raz jeszcze zmodernizować kraj, ale tym razem zrobić to sensownie. W 1986 roku na wniosek wojskowych inżynierów wdrożono Program 863: dalekosiężny plan uniezależnienia się Chin od zagranicznych technologii, stawiający przede wszystkim na rozwój nauki i wykształcenie kadr, które w przyszłości zdołają popchnąć kraj do przodu.
To właśnie następstwem tych działań było powstanie takich firm, jak Lenovo (1984 r.), ZTE (1985 r.) czy Huawei (1988 r.). Niedługo później Chiny wzięły na siebie rolę fabryki świata – liczna kadra nieźle wykształconych, a przy tym tanich inżynierów pozwalała na przeniesienie i wdrożenie w chińskich fabrykach dowolnej technologii.
Zaczęły z tego korzystać największe koncerny z różnych krajów przenosząc do Chin wraz z produkcją nie tylko pieniądze, ale również to, co miały najcenniejszego - swoją wiedzę.
Program 863 zaczął szybko przynosić wymierne efekty. Wystarczyło 10 lat, by – od 1994 do 2004 roku – liczba przygotowanych przez chińskich naukowców publikacji zwiększyła się z 2 do 6,5 proc. w skali całego świata.
Następstwem tego programu jest również chiński program kosmiczny, masowe kradzieże technologii czy seria włamań, w rezultacie których wykradziono m.in. amerykańskie dokumenty, dotyczące nowoczesnych broni.
Program 973
To była podstawa, na której oparto kolejny, wielki plan – Program 973, rozpoczęty w 1997 roku. Jego celem było nie tylko przyjmowanie cudzych technologii, ale również rozpoczęcie własnych prac badawczych i wykorzystanie niezwykle cennych metali ziem rzadkich.
To podstawa całej naszej nowoczesności i świata, jaki znamy, bo metale ziem rzadkich są niezbędne do wytwarzania nowoczesnej elektroniki. Tak się jednak złożyło, że 35 proc. światowych zasobów tych surowców znajduje się w Chinach, które praktycznie zmonopolizowały ich wydobycie i odpowiadają za 94 proc. globalnej produkcji.
Dopiero na tym fundamencie, złożonym z powiązanych z państwem, wielkich firm, rozwiniętych ośrodków badawczych, kwitnącej nauki i dostępu do surowców zaczęły powstawać współczesne startupy jak Meizu, Xiaomi, Jiayu, OnePlus, Oppo, Nubia czy wcześniej Baidu. Lista jest długa, ale te firmy nie powstałyby, gdyby wcześniej nie stworzono dla nich odpowiednich warunków do działania.
Warto przy tym wspomnieć, że chińskie władze już wiele lat temu dostrzegły zagrożenie, związane z tzw. pułapką średniego dochodu, gdzie niskiej wydajności pracy towarzyszą stosunkowo niskie płace i wolny rozwój. Jako drogę wyjścia z tej sytuacji wybrano przed laty nowe technologie i innowacyjność, co – mimo aktualnych problemów chińskiej gospodarki – wydaje się jedynym sensownym rozwiązaniem.
Dobrze o tym pamiętać, choćby wtedy, gdy w Polsce rozpoczyna się kolejna dyskusja na temat warunków pracy w magazynach Amazonu czy narzekania na to, że Netflix ciągle nie ma oferty dla Polaków. Jasne, że nie możemy porównywać się wprost z Chinami, ale w niektórych kwestiach chyba warto podglądać tych, którzy – startując z poziomu średniowiecznych dymarek – są dzisiaj w stanie samodzielnie wytwarzać nawet najbardziej skomplikowany sprzęt elektroniczny.