Sprawa wiatraków kręci się w kółko. Zaproponowano nową odległość
W sejmie trwa przepychanka odnośnie ustawy odległościowej. Zwolennicy budowy wiatraków chcą powrotu do zakładanej odległości 500 m. Tymczasem pojawiła się propozycja, która wartość tę podwaja.
08.02.2023 11:03
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nie widać końca politycznych przepychanek na temat zmiany zasad dotyczących odległości stawiania wiatraków od budynków mieszkalnych. W 2022 r. można było mieć nadzieję na znaczne poluzowanie reguł, dzięki czemu turbiny wiatrowe mogłyby być budowane w odległości co najmniej 500 m od budynków. Teraz jesteśmy daleko od tej opcji.
Odkąd w 2016 r. w Polsce wprowadzano tzw. zasadę 10H, która mówi, że odległość elektrowni wiatrowej od zabudowań mieszkalnych musi być równa dziesięciokrotności wysokości takiej elektrowni, w naszym kraju bardzo mocno utrudniono realizowanie nowych projektów wiatrowych. Teraz gdy liberalizacja zasad dotyczących budowy turbin wiatrowych stała się jednym z 37 kamieni milowych, które Polska musi zrealizować, by pozyskać środki z Krajowego Planu Odbudowy, toczą się żywe dyskusje na temat nowego kształtu ustawy odległościowej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jeszcze w zeszłym roku branża wiatrowa mogła mieć nadzieję na sporą rewolucję, kiedy to wydawało się, że jest bardzo blisko ustalenia minimalnej odległości od zabudowań mieszkalnych na 500 m. Pod koniec stycznia, rzutem na taśmę zaproponowano zwiększenie jej do 700 m, co znacząco ogranicza możliwości w kontekście rozwoju lądowej energetyki wiatrowej.
Serwis wnp.pl informuje o dalszych zawirowaniach dotyczących przyszłości energetyki wiatrowej nad Wisłą. KO zaproponowała powrót do odległości 500 m z jednoczesnym zakazem budowania wiatraków w otulinie parków narodowych i bliżej niż 500 m od obszarów Natura 2000. Polska 2050 chciałaby, aby minimalna odległość była wyznaczana wyłącznie na podstawie hałasu generowanego przez wiatraki. Konfederacja i Koalicja Polska chcą, by o budowie farmy wiatrowej decydowało referendum lokalne. A Solidarna Polska ma jeszcze inny pomysł.
Poseł Janusz Kowalski chce, aby wiatraki stanęły jeszcze dalej od istniejących już budynków. Złożył on poprawkę, która podnosi minimalną odległość z początkowych 500 m na wartość dwukrotnie wyższą, czyli 1000 m.
Biorąc pod uwagę, że już 700 m odległości w znacznym stopniu redukuje możliwość budowy kolejnych farm wiatrowych na lądzie, podnoszenie tego progu do 1000 m na pewno nie przełoży się na wymierne korzyści dla polskiej energetyki. Zgodnie z udostępnianymi przez Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej informacjami, jeśli minimalna odległość wiatraków od domów zostanie podniesiona z 500 na 700 m, zamiast wybudować do końca dekady wiatraki o mocy 10 GW, postawimy ich maksymalnie 4 GW. Dalsze zwiększanie odległości tylko pogorszy ten wynik.
Trzeba jednak mieć świadomość, że sama budowa elektrowni wiatrowych to jedynie jeden z elementów, którymi należy się zająć, by odmienić obraz polskiej energetyki. Równie ważne, a może nawet ważniejsze, jest prowadzenie prac modernizacyjnych, jeśli chodzi o sieć elektroenergetyczną, a także rozwiązywanie problemu magazynowania wyprodukowanej przez OZE energii elektrycznej. Do tego celu mogą służyć elektrownie szczytowo-pompowe, akumulatory grawitacyjne, standardowe magazyny energii, a nawet wodór. Jednakże ograniczone możliwości magazynowania energii nie powinny być powodem do wstrzymywania inwestycji w OZE.
Karol Kołtowski, dziennikarz Gadżetomanii