Album muzyczny wydany na 12 zapomnianych nośnikach audio. Znacie je wszystkie?
Londyński artysta i performer, Trevor Jackson, wydaje swój najnowszy album w bardzo niecodzienny sposób: każdy z 12 utworów został umieszczony na innym, starym nośniku dźwięku. Odsłuchanie go w całości, w oryginalnym wydaniu to w dzisiejszych czasach prawdziwe wyzwanie!
15.01.2015 | aktual.: 10.03.2022 10:37
Streaming muzyki
Ostatni rok był niewątpliwie rokiem streamingu. To właśnie usługi streamingowe pozwoliły na ucywilizowanie cyfrowego, muzycznego rynku, a jednocześnie zdjęły z milionów wielbicieli muzyki odium złodzieja.
Nic zatem dziwnego, że cały świat słucha Spotify i innych usług tego typu, a na dodatek robi to tak chętnie, że w minionym roku wyraźnie spadła sprzedaż muzyki w formacie MP3! I nawet, jeśli statystyczny użytkownik zazwyczaj nie chce za streaming płacić (pisał o tym niedawno Adam), to przynajmniej słucha ulubionej muzyki bez łamania prawa.
Stare nośniki audio
Londyński artysta, Trevor Jackson, postanowił zmierzyć się z obowiązującymi trendami i zaproponował coś odmiennego. Wydana przez niego płyta o tytule „F O R M A T” to prawdziwy powrót do przeszłości.
Nowy album zawiera 12 utworów, z których każdy został umieszczony na oddzielnym nośniku. Ich przegląd pozwala na ciekawą podróż w czasie i jest przy okazji przypomnieniem, jak wyglądało obcowanie z muzyką w czasach poprzedzających cyfrową rewolucję. Co ciekawego tam znajdziemy?
W skład zestawu wchodzą 7-, 10- i 12-calowe winyle, płyty CD i Mini CD, kaseta, nośnik USB, DAT, kaseta 8-ścieżkowa, taśma do magnetofonu szpulowego, kaseta VHS i mój ulubiony MiniDisc. Wygląda zatem na to, że FORMAT to niesamowity przegląd tego, na czym utrwalano dźwięk w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Po co to wszystko?
Płyty winylowe: reaktywacja
Z praktycznego punktu widzenia pomysł wydaje się zupełnie bez sensu i zapewne zostanie skrytykowany jako próba zdobycia taniego rozgłosu, pozyskanego nie dzięki muzyce, ale formie, w jakiej została zaoferowana. Tylko czy aby na pewno jest co krytykować?
Lubię muzykę na fizycznych nośnikach. Są niewygodne, niekiedy podatne na uszkodzenia, zajmują miejsce… Wady można wymieniać bez końca, ale w moim odczuciu odbiór muzyki, która istnieje w jakiejś fizycznej, namacalnej formie jest trochę inny. Nie wartościuję, czy gorszy, czy lepszy – po prostu inny. I niektórzy to lubią, a sądząc po rosnącej popularności szalenie niepraktycznych winyli, podobnie sądzi coraz więcej osób.
Przewaga nad cyfrową muzyką
To moda, pozerstwo, muzyczny snobizm czy może jeszcze coś innego? Nie mam pojęcia. Pozostaje jednak faktem, że dostrzegają to również artyści – zarówno ci niszowi, znani jedynie garstce wiernych fanów, jak i gwiazdy światowego formatu. Przykłady można mnożyć, bo obok renesansu winyli nabiera rozpędu powrót do kaset.
Na kasecie pojawił się m.in. „Surgical Steel” metalowego zespołu Carcass, czy – zerkając na polską scenę muzyczną – studyjny album bielskiej, grającej industrial grupy Got No Soul. Ten sam, zapomniany z pozoru nośnik był również jedyną formą, w jakiej Limp Bizkit wydał pół roku temu singiel „Endless Slaughter”, wyjaśniając to fanom w taki sposób:
Endless Slaughter jest pierwszą rzeczą, przez którą doświadczycie nasz nowy album Stampede Of The Disco Elephants i będzie dostępna tylko na kasecie w ciągu około dwóch tygodni. Poza tym, ten kolekcjonerski rarytas będzie sprzedawany tylko i wyłącznie na naszych koncertach. Sugeruję, abyście poszukali u siebie albo wśród swoich oldskoolowych przyjaciół boom boxa z wejściem na kasety, abyście mieli zaszczyt posłuchać analogowego brzmienia. Bez zasad. Bez limitów.
Kunsztowny przedmiot
Można sprowadzić to wyłącznie do marketingu? Pewnie można, ale fizyczny nośnik daje artystom wyjątkowe możliwości. O tym, jak kreatywnie można je wykorzystać dobitnie świadczy choćby arcydzieło, jakim okazała się specjalna wersja albumu „Lazaretto” Jacka White’a. Nazwanie go po prostu winylem brzmi jak świętokradztwo. Dlaczego?
Ważąca 180 gramów płyta poza zwykłą muzyką zawiera m.in. ukryte, nagrane z różnymi prędkościami ścieżki (w sumie płyta zawiera utwory nagrane z trzema prędkościami), odtwarza muzykę – w zależności od strony, od zewnątrz do środka i od środka do zewnątrz, na końcach stron zapętla się, jedną stroną ma błyszczącą, a drugą matową, a patrząc pod odpowiednim kątem zobaczymy na płycie wizerunki aniołów. Dla fana takie detale to prawdziwa orgia wrażeń, przy której muzyka zapisana cyfrowo prezentuje się niczym kwintesencja banału i nudy. Na poniższym filmie zobaczycie, co ciekawego można zrobić ze zwykłym - na pozór - krążkiem.
The Lazaretto ULTRA LP
Wszystkie zmysły
I właśnie dlatego kibicuję Trevorowi Jacksonowi. Choć jego twórczość zdecydowanie nie trafia w moje gusta, podoba mi się jego zabawa formą. Liczba osób, dysponujących sprzętem który pozwoli na odsłuchanie wszystkich utworów jest z pewnością bardzo mała, a problemem może okazać się nie tylko odtwarzanie, ale nawet samo przechowywanie tak przygotowanego albumu. Na szczęście po miesiącu muzyka zostanie udostępniona również w wersji cyfrowej, więc bariera techniczna przestanie istnieć.
Pozostanie piękna kolekcja starych i nieco nowszych nośników, przypominająca, jak w dawnych czasach wyglądał kontakt z muzyką i jak w niedalekiej przyszłości może wyglądać, bo moda na fizyczne nośniki chyba dopiero się zaczyna. I choć płyty czy kasety pozostaną zapewne niszą, to już teraz mogę się założyć, że wieszczona w połowie poprzedniej dekady śmierć kasety magnetofonowej okazała się zupełnie nietrafiona. Fizyczne nośniki – wraz ze swoimi ułomnościami – przetrwają. Zapewniają zbyt wiele dobrej zabawy, by tak po prostu z nich zrezygnować.
A przy tym mogą przybierać bardzo niecodzienną formę - zobaczcie, jak w roli nośnika muzyki poradzi sobie butelka piwa!