MacBook Pro 2018 – ekrany z True Tone, procesor Intela 8. generacji i lepsza klawiatura motylkowa
Apple odświeżył linię MacBooków Pro. Mocniejsze procesory, lepsze ekrany i udoskonalone klawiatury z pewnością ucieszą użytkowników. Mniej ucieszy ich cena i fakt, że bez przejściówek się nie obejdzie.
13.07.2018 | aktual.: 09.03.2022 10:33
Nowe MacBooki Pro pojawiły się w ofercie Apple’a bez wielkiego rozgłosu – producent nie zapowiadał daty ich debiutu, ani nie zrobił z niego medialnego wydarzenia. Nic dziwnego – mamy do czynienia z ewolucją sprzętu, a jedyną istotniejszą zmianą jest nie to, co się w ofercie pojawiło, ale to, co z niej znikło.
Technologia True Tone
Zacznijmy jednak od samych laptopów – Apple odświeżyło bowiem 13- i 15-calowe modele z Touch Barem. Zmiana dotyczy ekranów, w których pojawiła się technologia TrueTone, odpowiadająca za dostosowanie temperatury barwowej ekranu do otoczenia (a nie do pory dnia, jak w przypadku funkcji Night Shift czy popularnego programu f.lux).
MacBook Pro 2018 - konfiguracja
W laptopach pojawiły się również procesory Intela 8. generacji, włącznie z Intel Core i9 (w 15-calowym Maku), a także możliwość wybrania konfiguracji z 32 GB RAM-u. Nowością jest również znany z iMaca Pro koprocesor T2.
Jego zadaniem jest obsługa funkcji, związanych z bezpieczeństwem, jak start systemu, przetwarzanie obrazu z kamer, kontrola mikrofonów, pamięci SSD, Touch Bara, pomiary parametrów otoczenia (oświetlenie, gwałtowne ruchy) czy zarządzanie temperaturą i energią. Apple chwali się również udoskonaleniem swojej klawiatury motylkowej, która w nowym sprzęcie ma pracować ciszej, niż dotychczas.
Ile kosztuje MacBook Pro 2018?
MacBook Pro 2018 kosztuje od 9 (za wersję 13-calową) do 14 tysięcy złotych za najwyższy, 15-calowy model. Rzecz jasna nie jest to górny limit, bo korzystając z konfiguratora w sklepie Apple’a można złożyć laptopa, kosztującego nawet ponad 30 tys. zł. Połowę tej kwoty będzie wówczas stanowić cena 4-terabajtowego dysku SSD.
Apple unifikuje interfejsy
Komentując zmiany w ofercie Apple’a wspomniałem, że od tego, co się pojawiło ważniejsze jest to, co zniknęło. A zniknął oferowany do niedawna MacBook Pro w wersji z 2015 roku. To istotne o tyle, że był ostatnim laptopem z serii, oferującym złącza inne, niż USB-C.
Jak zwykle jestem daleki od krytykowania Apple’a za konsekwentne pozbywanie się i unifikację przewodowych gniazd i interfejsów. To logiczne następstwo kierunku, wyznaczonego dawno temu, który zresztą – w teorii – jest całkiem słuszny.
USB-C albo komunikacja bezprzewodowa
Problem w tym, że teoria ciągle bywa sprzeczna z praktyką, bo do USB-C nie podłączymy przecież wszystkiego (a przynajmniej nie bez przejściówki). Do tego, choć bezprzewodowe interfejsy są powszechne od kilkunastu lat, to ciągle, w wielu przypadkach, wygodniej jest podłączyć stary, dobry i niezawodny kabel. Świetnie podsumował to niegdyś w swoim tekście Michał Puczyński – brak kabli to na pozór wygoda i prostota, a w rzeczywistości pojawiające się w najmniej spodziewanym momencie problemy.
Dlatego nie krytykuję Apple’a za konsekwencję, ale rozumiem też osoby narzekające na fakt, że linia Pro – czyli teoretycznie przeznaczona dla wymagających użytkowników, używających sprzętu do pracy – w niektórych sytuacjach stanie się mniej użyteczna od poprzednich modeli. Wygląda na to, że bez przejściówek już się nie obejdzie. Twórcy memów, do biegu, gotowi….