Niezwykłe konstrukcje [cz. 2.]. Latające lotniskowce USS Akron i USS Macon
Sterowce przeżywają obecnie swoją drugą młodość. Używane na szeroką skalę zarówno przez cywilów, jak i przez wojsko, okazują się świetną platformą pozwalającą m.in. na prowadzenie rozpoznania i dozoru. Przed laty sterowce próbowano wykorzystać w zupełnie innym celu – jako powietrzne bazy dla samolotów. Jak sprawdziły się w tej roli?
26.04.2012 | aktual.: 10.03.2022 14:46
Latające lotniskowce
Sterowce przeżywają obecnie swoją drugą młodość. Używane na szeroką skalę zarówno przez cywilów, jak i przez wojsko, okazują się świetną platformą pozwalającą m.in. na prowadzenie rozpoznania i dozoru. Przed laty sterowce próbowano wykorzystać w zupełnie innym celu – jako powietrzne bazy dla samolotów. Jak sprawdziły się w tej roli?
Sterowce nie miały szczęścia (w tym artykule możecie przeczytać o problemach, jakie współcześnie mają amerykańskie sterowce wojskowe). Choć oferowały możliwości nieosiągalne dla samolotów z pierwszej połowy XX wieku, ich rozwój został zdefiniowany przez serię tragicznych wydarzeń. Kres ich epoki jednoznacznie kojarzą się z wielką kulą ognia, w jaką 6 maja 1937 roku zmienił się słynny niemiecki Hindenburg podczas feralnego cumowania w amerykańskim mieście Lakehurst. Zginęło wówczas 35 osób. Zanim to nastąpiło, powstało jednak wiele zadziwiających konstrukcji, w tym również latające lotniskowce.
Czas pionierów
W przypadku balonu jedynym sposobem na podróż w – mniej więcej – wybranym kierunku jest zmienianie wysokości lotu. Wynika to z faktu, że na różnych wysokościach wiatry mogą wiać w różnych kierunkach.
To jednak za mało, by mówić o świadomym podążaniu do jakiegoś punktu. Pierwsze próby modyfikacji balonów pojawiły się na początku XIX wieku, gdy zaczęto dołączać do nich różne silniki. Na istotne zmiany trzeba jednak było czekać przez cały wiek. Dopiero w 1900 roku Ferdinand von Zeppelin wpadł na pomysł, by zamiast podatnej na deformacje powłoki balonu stworzyć sztywny szkielet pokryty nieprzepuszczalną warstwą.
To właśnie wówczas powstał charakterystyczny kształt gigantycznego cygara. Wbrew pozorom nie była to konstrukcja przypominająca wydmuszkę, ale - zwłaszcza w późniejszych modelach - solidna, przestrzenna kratownica.
Pierwsza wojna światowa
Wbrew pozorom okazały się wówczas znacznie odporniejsze na ostrzał, niż mogłoby się wydawać. Pierwszym atutem w starciu z samolotami tamtego okresu był osiągany przez sterowce pułap, na który ówczesnym samolotom wcale nie tak łatwo było się wdrapywać. Co więcej, przestrzelenie powłoki nie musiało (choć mogło) oznaczać eksplozji gazu.
Projektanci latających cygar zdawali sobie sprawę z tego, że powłoka może być przestrzelona. Konstruowali więc wielowarstwowe pokrycia w taki sposób, aby ulatniający się gaz nie uciekał na zewnątrz, ale gromadził się w obrębie głównej powłoki aerostatu. Technika wojskowa szybko jednak się rozwijała i o ile w 1914 roku sterowce mogły odgrywać w przestworzach pewną rolę, szybko zostały sprowadzone do znanej współcześnie funkcji obserwatorów.
Ich główne zalety, jak zasięg i udźwig zaczęły tracić znaczenie w sytuacji, gdy konstruowano coraz doskonalsze samoloty, jak m.in. brytyjski bombowiec Handley Page V/1500, który spóźnił się na pierwszą wojnę i został w 1920 roku wykorzystany do bombardowania Afganistanu, czy niemiecki, produkowany nota bene przez Zeppelina, Staaken R.VI. Ten ostatni osiągał maksymalną prędkość 130 km na godzinę.
Idea latającego lotniskowca
Sterowce wciąż jednak zachowały coś, co dla samolotów było nieosiągalne: długotrwałość lotu. Postanowiono wykorzystać to w dość nietypowy sposób – tworząc latające bazy dla samolotów.
Choć próby prowadzono w wielu krajach, największe sukcesy osiągnęli Amerykanie, przodujący w dziedzinie produkcji wykorzystywanego w sterowcach helu. Ten gaz, choć cięższy, ma nad wodorem istotną zaletę: jest niepalny. W Stanach Zjednoczonych powstały dwa gigantyczne sterowce przystosowane do przenoszenia większej liczby samolotów. Jaka była koncepcja ich użycia?
Ponieważ sterowiec używany do dalekiego rozpoznania nie miał szans na obronienie się przed samolotami nieprzyjaciela, jedynym sposobem, by zapewnić mu przetrwanie, było wyeliminowanie wroga, zanim zdoła się zbliżyć.
Do tego niezbędne były samoloty, jednak zasięg i długotrwałość lotu wykluczały użycie ich w roli lecącej ze sterowcem eskorty. Rozwiązaniem okazało się takie przebudowanie sterowca, by mógł transportować samoloty i aby te mogły startować z niego podczas lotu.
Pierwsze próby skonstruowania powietrznego lotniskowca przeprowadzono ze sterowcem USS Los Angeles (ZR-3), otrzymanym od Niemiec w ramach reparacji. Zastosowano wówczas wysięgnik, na którym samolot był opuszczany poza obrys sterowca i startował do lotu. Po zakończeniu misji samolot podlatywał do opuszczonego wysięgnika i zaczepiał się o niego, a następnie był wciągany na pokład.
USS Akron i USS Macon
Sterowce miały długość 239 metrów i zasięg 20 tys. kilometrów. Ich zadaniem było prowadzenie rozpoznania na rzecz amerykańskiej floty. Z załogą, liczącą około 90 osób, mogły pochwalić się nie tylko imponującymi rozmiarami – każdy z nich dysponował własną grupą lotniczą. ZRS-4 zabierał 4 samoloty, a ZRS-5 5 samolotów Curtiss F9C Sparrowhawk.
Samoloty były umieszczone w hangarze znajdującym się wewnątrz dolnej części cygara sterowca. Przed startem otwierano pokrywy hangaru i przez powstały otwór opuszczano samoloty. Po misji piloci podlatywali w to samo miejsce, zaczepiali samolot do wysięgnika i byli wraz z nim wciągani na pokład.
USS Macon & Sparrowhawks
Nietypowa służba znalazła odzwierciedlenie w równie nietypowych zadaniach stawianych przed tymi samolotami. Były używane m.in. jako tymczasowy balast - gdy sterowiec potrzebował rozwinąć wyższą prędkość, samoloty startowały, ujmując mu kilka ton. Co więcej, z nietypowej sytuacji korzystały również same samoloty - podczas misji demontowano z nich niepotrzebne w specyficznych warunkach podwozie, zwiększając tym samym ich prędkość i zasięg.
Oba powietrzne kolosy przegrały z siłami natury i rozbiły się w katastrofach lotniczych. Pierwsza z nich wydarzyła się podczas burzy w 1933 roku, gdy rozbił się USS Akron. Śmierć poniosły wówczas 73 osoby (ponad dwukrotnie więcej niż w późniejszej katastrofie Hindenburga!).
Po tym wypadku Amerykanie wydali zalecenie, by załogi sterowców latających nad morzem wyposażyć w kamizelki ratunkowe. Decyzja ta przydała się cztery lata później. Gdy w 1937 roku sztorm uszkodził USS Macon i sterowiec zakończył swój żywot w morzu, zginęły tylko dwie osoby. Wraz z tą katastrofą era powietrznych lotniskowców dobiegła końca.