Wojna światów, czyli wszyscy jesteśmy więźniami ekosystemu

Wojna światów, czyli wszyscy jesteśmy więźniami ekosystemu22.08.2013 14:00
Konsumencka wojna światów właśnie trwa. Po której jesteś stronie?

Nauczycielka biologii, która przed laty pracowicie wtłaczała mi do głowy sekrety rozmnażania paprotników i budowę płucotchawek, byłaby zapewne bardzo zdziwiona, słysząc współczesne rozmowy na temat technologii. Pojawiające się w nich słowo "ekosystem" jeszcze dekadę temu funkcjonowało wyłącznie w kontekście biocenozy i sieci troficznej. Współcześnie stało się synonimem technologicznego więzienia.

Nauczycielka biologii, która przed laty pracowicie wtłaczała mi do głowy sekrety rozmnażania paprotników i budowę płucotchawek, byłaby zapewne bardzo zdziwiona, słysząc współczesne rozmowy na temat technologii. Pojawiające się w nich słowo "ekosystem" jeszcze dekadę temu funkcjonowało wyłącznie w kontekście biocenozy i sieci troficznej. Współcześnie stało się synonimem technologicznego więzienia.

Nowe wcielenie Baby-Jagi

O ekosystemach słyszymy niemal w co drugim newsie dotyczącym nowego produktu lub usługi którejś z wiodących firm technologicznych. Nic dziwnego – czasy, gdy firma po prostu wypuszczała na rynek produkt, licząc na uznanie klientów, dobrą sprzedaż i godziwe zyski, to przecież odległa przeszłość.

Produkt nie jest najważniejszy. To tylko zachęta. Jest niczym kapiący lukrem domek Baby-Jagi, kuszący nas, byśmy ulegli i spróbowali. Pokazuje wszystko, co najlepsze, zachwyca wyrafinowaną technologią i wzornictwem prosto z nowojorskiego Metropolitan Museum of Art, pozwala poczuć się kimś wyjątkowym.

A gdy już spróbujemy, może się okazać, że nie ma odwrotu. Daliśmy się złapać – firmowy ekosystem niczym bagno wciąga nas i pozbawia jakiegokolwiek pola manewru.

Steve, wskaż nam drogę!

Od czego się to wszystko zaczęło? Darujcie mi skrótowe potraktowanie pradziejów i pominięcie milczeniem prób Microsoftu, który zbudował swoją potęgę na tandemie Windowsa i Office’a. Choć zawładnął rynkiem na 15 lat, nie stworzył – wówczas – ekosystemu z prawdziwego zdarzenia, tylko wrażliwą i podatną na zewnętrzne zagrożenia monokulturę.

Z założenia trzymam się z dala od systemowych wojen i tak jest również w tym przypadku. Zgodnie z biblijnym nakazem trzeba jednak oddać cesarzowi, co cesarskie, a cesarzem był w tym wypadku Steve Jobs. To nic, że nie był pierwszym snującym takie wizje. Ważne, że był pierwszym, który wcielił je w życie. I zrobił to w mistrzowski sposób.

Gdy cała branża lizała rany po pęknięciu bańki dotcomów, Steve przystąpił do realizacji swojej wizji cyfrowego centrum. Nie bez przyczyny z nazwy Apple’a zniknął wówczas człon „Computers” – nadgryzione jabłko świadomie zaczęło wycofywać się z roli dostawcy sprzętu, stając się dostawcą stylu życia.

Komputer – rzecz jasna z jabłkiem na obudowie – miał być centralnym punktem spajającym odrębne technologie (jak FireWire), odrębne oprogramowanie (jak choćby rewolucyjny z punktu widzenia domowego użytkownika iMovie i późniejszy pakiet iLife) i odrębne, niekompatybilne z resztą świata urządzenia, których zwiastunem stał się iPod.

I choć z biegiem czasu komputer został zastąpiony chmurą, a w imię zysków poluzowano hermetyczność tak stworzonego systemu produktów i usług, to wyznaczony przez Steve’a kierunek okazał się z biznesowego punktu widzenia strzałem w dziesiątkę.

Świat podzielony murami

Inne firmy również to dostrzegły i porzucając tworzenie wspólnego, globalnego rynku, zaczęły wyrywać sobie nawzajem jego kawałki. I natychmiast zabezpieczać je – niczym chińskim murem – barierą własnych patentów, standardów i unikalnych rozwiązań.

Nie zawsze kończyło się to sukcesem – dość wspomnieć spektakularne i kosztowne wtopy, jak choćby odtwarzacz Zune czy smartfony Kin Microsoftu. Albo bliższą współczesności nieudaną ofensywę HP, które pod wodzą Meg Whitman utopiło sporo gotówki, przejmując Palma i próbując zaistnieć z własnymi mobilnymi rozwiązaniami (pamiętacie wyprzedaż tabletów TouchPad?).

Te incydenty nie zahamowały jednak zamykania się rynku. Firmy takie jak Apple, Microsoft, Google, Amazon czy niemal nieznany w Polsce chiński gigant Xiaomi (pisałem o nim w artykule „Tim Cook następcą Jobsa? Wolne żarty! Sukcesor, Lei Jun, żyje i działa w Chinach”) konsekwentnie tworzyły własne rozwiązania w zakresie oprogramowania, usług i urządzeń.

Ekosystem jak więzienie

Doprowadziło to do chorej sytuacji, w której kupno jakiegoś elektronicznego gadżetu staje się decyzją o strategicznym znaczeniu. Gdy wybierając jakieś urządzenie, trzeba brać pod uwagę jego kompatybilność z tymi, które już mamy (standardy? wolne żarty…). Gdy wybór – choć w teorii wciąż istnieje – staje się coraz bardziej iluzoryczny.

Gdy kilkanaście lat temu zmieniałem telefon komórkowy, głównym zmartwieniem była opcja szybkiego importu kontaktów z karty SIM. Dzisiaj zmartwień jest o wiele więcej. Sama zmiana telefonu to nie problem – stary model, o ile jeszcze nadaje się do użytku (o planowanym starzeniu produktów przeczytacie w artykule „Niech żyje planowane starzenie produktów! Nie zawsze tak straszne, jak je malują”), zawsze można przecież sprzedać i odzyskać chociaż część gotówki. Albo komuś dać. Albo schować do szuflady.

Problem pojawia się wtedy, gdy w App Store czy Google Play zostawiliśmy setki czy tysiące złotych. Gdy nasze życie podpięte jest do którejś z wielkich chmur, a import wszystkich danych – choć w teorii możliwy – w praktyce często oznacza problemy, masę straconego czasu i frustrację. Gdy kolekcja ulubionych gier jest niedostępna na innej platformie. Gdy niezbędny do pracy program współpracuje tylko z innym, działającym wyłącznie pod kontrolą jedynie słusznego systemu operacyjnego.

Gdy produkty i usługi, które usiłujemy porzucić, na każdym kroku przypominają nam, że przecięcie pępowiny nie będzie ani proste, ani tanie, ani bezbolesne. W takim momencie warto sobie zadać pytanie: czy wciąż, zgodnie ze starym powiedzeniem „klient nasz pan” to my dyktujemy warunki? Czy może już dawno przestaliśmy to robić, zgadzając się na rolę więźniów ekosystemu?

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.