Ciężka praca ciągle w modzie. Zamiast rozmawiać o technologicznych alternatywach, zaciągamy coraz młodszych do wysiłku
Zbiórka aktywistki na komputer rozpaliła nie tylko dyskusje o sens społecznościowych wpłat, ale też przyczyniła się do rozmowy o pracy. Toczone spory pokazały, jak wielu Polaków dalej kultywuje mit ciężkiej pracy, która prowadzi do bogactwa. Wystarczy wstawać wcześniej, harować mocniej, a los się do ciebie uśmiechnie. To najlepszy dowód na to, że technologia nas zawiodła.
Choćby na Twitterze przewijały się wspomnienia z nastoletnich czasów, kiedy normą było, że np. 14-latek spędzał kilka godzin pracując fizycznie, dorabiając sobie w ten sposób do kieszonkowego. Okazało się, że i dziś to powód do dumy. Dziennikarka Agnieszka Gozdyra pochwaliła chłopców, którzy byliby w stanie dźwigać nawet 25 kg paczki, byle trochę grosza wpadło.
Dodajmy do tego postulaty jednego ze związków zawodowych, domagającego się 8-godzinnego dnia pracy (sic!), a łatwo odnieść wrażenie, że przenieśliśmy się w czasie. W okolice XIX wieku.
Gdyby żył, John Maynard Keynes od razu złapałby się za głowę. Dla ekonomisty, który w latach 30. XX wieku przewidywał 15-godzinny tydzień pracy, współczesne dyskusje Polaków musiałyby brzmieć strasznie. On i wielu innych dawnych futurologów przewidywało, że w XXI wieku człowiek będzie pracował tylko dlatego, że znudzi mu się nicnierobienie.
"Praca przyszłości" miała być dzięki technologii pozbawiona wszelki wad i trudów. Mniej i lżej - tak mieliśmy pracować. Zamiast tego w 2021 roku obserwujemy kłótnie, czy to dobrze, że nastolatek chce dźwigać ciężary za pieniądze.
To dobitnie pokazuje, że technologia zawiodła nas podwójnie. Po pierwsze, nie przygotowała narzędzi, dzięki którym faktycznie każdy mógłby pracować mniej, lżej, a mimo to wydajniej. Po drugie: nie zmieniła nawet sposobu myślenia. Prawie nikomu nie przychodzi dziś do głowy, że inna praca jest możliwa.
Co gorsza, wydaje się, że pandemia tylko utrudni szukanie alternatyw. Na długo przed erą koronawirusa pojawiły się badania, że smartfon wydłużył pracę dziennie nawet o dwie godziny. A to dlatego, że w każdej chwili możemy sprawdzić skrzynkę służbową i odpowiedzieć na maila.
Pandemia zmusiła wielu do pracy zdalnej, całkowicie zacierając różnicę między czasem wolnym a służbowym. Nie byliśmy na to przygotowani sprzętowo, lokalowo, a przede wszystkim psychicznie.
"Zaczęliśmy się topić"
– Dla wielu wybuch pandemii oznaczał gwałtowne przeniesienie się w świat technologii. Wpadliśmy w ten świat bez opracowanych regulaminów czy schematów postępowania i zaczęliśmy się topić – mówiła "Krytyce Politycznej" Maja Herman, psychiatrka i psychoterapeutka, asystentka w Klinice Psychiatrii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Ekspertka zwracała uwagę choćby na to, że mózg inaczej odbiera sygnały od rozmówcy, gdy rozmawia się w trakcie wideokonferencji. Obraz różni się od rzeczywistego, a dźwięk przez słuchawki wpada prosto do ucha. Co znaczy, że bodźce są bardziej intensywne niż podczas klasycznego spotkania.
Z kolei Adriana Rozwadowska obawiała się, że przez pandemię upowszechni się zasada, że pracownik ma sam sobie zapewnić narzędzia pracy. Pracodawca zaś nie musi dokładać się do komputera, drukarki czy choćby odpowiedniego fotela, wszak to dom osoby zatrudnionej, a nie biuro.
Póki co trudno dostrzec, aby firmy technologiczne reagowały na zmieniające się pracownicze trendy. Owszem, Microsoft zapowiada akcesoria do pracy zdalnej, ale to kolejne typowo biurowe gadżety.
W żaden sposób swoim wyglądaniem nie sugerują, że służą nie tylko do pracy, bo mogą też być ciekawym, atrakcyjnym elementem otoczenia. Coś, co dzieje się w temacie telewizorów czy oczyszczaczy powietrza, w przypadku urządzeń biurowych nie funkcjonuje.
Czas wolny jak towar
A może to i lepiej? "Zarówno praca zarobkowa, jak i praca reprodukcyjna [prace na rzecz podtrzymywania zdrowia i życia ludzi — dop. red.] zostały udomowione, na stałe wpisane w ekosystemy naszych domostw" - pisała (przed pandemią) architektka Aleksandra Gordowy w swojej książce "Codzienność nudy. Dom jako przestrzeń produktywna i nieproduktywna".
Gordowy dodawała, że "czas wolny, czas po pracy, [został] zaanektowany niczym towar, został przejęty przez korporacje jako potencjalne źródło zysku".
Przykładem mogą być reklamy laptopów czy telefonów, które przedstawia się na łóżku. Miejsce kojarzone z relaksem, komfortem, a także prywatnością staje się zawłaszczone przez gadżety.
W czasie pracy zdalnej komputer czy smartfon nie jest już wyłącznie narzędziem rozrywki, ale też sprzętem, który pozwala być wydajny nawet poza godzinami wpisanymi w umowie. Domaganie się 8-godzinnego przestaje być więc tak absurdalne, jak się mogło na początku wydawać. Głośnik, kamerka internetowa czy mikrofon, który wygląda po prostu jak akcesorium biurowe, przypomina, że służy pracy zarobkowej, a nie rozrywce. Granica zostaje postawiona.
Oczywiście producenci dalej przechwalają się lepszą klawiaturą, bardziej szczegółową kamerką internetową, ale brakuje rozwiązań, które sprawiłyby, że praca zdalna byłaby lżejsza. Tego tematu się unika, jakby panowała niepisana zasada, że alternatywy nie ma.
Badania zaś stale pokazują, że sytuacja pracowników się pogarsza. UN Women, dział ONZ-u, przeprowadził badania, z których wynikało, że kobiety w trakcie pandemii pracują więcej. Po prostu spadły na nich obowiązki związane z pracą opiekuńczą i domową. Osoby odpowiedzialne za analizę obawiają się, że pandemia zaprzepaści 25 lat walki o równouprawnienie. Kobiety z powrotem zostają sprowadzone do roli gospodyń.
Niby gadżetów pomagających w dbaniu o dom w Polsce przybywa, ale pojawia się kolejny problem: nie każdego stać na takie urządzenie. Technologie mogą więc pogłębić nierówności. Zamożniejsi poradzą sobie z domowymi obowiązkami, bo część z nich wykona właśnie sztuczna inteligencja.
Biedniejsi nie będą mieli czasu na nic, bo po (wydłużonej) pracy będą musieli sprzątać, gotować, prać i robić zakupy.
To samo zresztą dotyczy edukacji zdalnej. Nie wszystkie rodziny stać na dobry komputer, który komfortowo pozwala się uczyć i rozwiązywać zadania.
Rzecz jasna to nie tak, że technologia sama z siebie wyklucza jednych, a premiuje drugich. Jest tylko narzędziem. Tyle że dziś brakuje rozwiązań, dzięki którym wszyscy mieliby szansę na łatwiejsze, lżejsze życie, co jest szczególnie ważne w pandemii. Niektóre problemy są wręcz niezauważane.
Na dodatek wiele wskazuje na to, że obecna pandemia nie będzie ostatnią. Eksperci przewidują, że w przyszłości zaatakują inne wirusy, a praca hybrydowa stanie się nawykiem. Czy świat technologii robi coś, aby na taką pracę nas przygotować? Nie sądzę. A to duży problem.