Co Tomasz Lis wie o reklamach w Internecie? Miało być złośliwie, a wyszło…
Tomasz Lis raczył niedawno złośliwie skomentować reklamę, jaką ujrzał w nielubianym przez siebie serwisie internetowym. Nie wiedział, że ich treść jest personalizowana. Co ciekawego algorytm reklam zaoferował znanemu celebrycie?
28.08.2016 | aktual.: 10.03.2022 09:28
Internet nie jest wspólny dla wszystkich
Internet już dawno temu przestał być wspólny dla wszystkich. W różnych państwach obowiązują różne przepisy i to, co zobaczy mieszkaniec Polski po wpisaniu do wyszukiwarki hasła „Tiananmen” najprawdopodobniej będzie się mocno różnić od tego, co po wpisaniu do własnej wyszukiwarki tego samego hasła zobaczy np. mieszkaniec Chin.
To samo działa na niższym poziomie: treści, które widzimy w Sieci różnią się od tych, które zobaczy nasz znajomy mieszkający dwa domy dalej. Wszystko to za sprawą personalizacji, która – o czym kiedyś wspominałem – w drastyczny sposób konserwuje biedę i utrwala różnice społeczne. Z drugiej strony jest jednak wygodna, bo sterujące nią algorytmy są na tyle dopracowane, że bardzo często pokazują nam treści, które rzeczywiście są dla nas interesujące.
Co istotne, Google w żaden sposób tego nie ukrywa, a w swoim poradniku informuje m.in., że:
Możemy wyświetlać Ci reklamy na podstawie wielu czynników, takich jak:
- []typy odwiedzanych przez Ciebie witryn i aplikacji mobilnych zainstalowanych na Twoim urządzeniu;[]pliki cookie w przeglądarce oraz ustawienia Twojego konta Google;[]odwiedzone wcześniej witryny i aplikacje należące do firm, które reklamują się w Google;[]Twoja aktywność na innym urządzeniu;[]wcześniejsze interakcje z reklamami lub usługami reklamowymi Google;[]aktywność na Twoim koncie Google i informacje o nim.
Tomasz Lis na Twitterze
Mogłoby się wydawać, że fakt personalizacji treści jest dla większości użytkowników Internetu oczywisty. Nic bardziej mylnego, czego przykładem jest ostatnia wpadka Tomasza Lisa.
Znany celebryta wrzucił niedawno na Twitterze screen, pokazujący treść reklamy, jaką zobaczył w serwisie Niezależna.pl. Prawdopodobnie upublicznienie reklamy zachęcającej do randkowania z Ukrainkami miało być przytykiem pod adresem biegunowo odległego pod względem prezentowanych poglądów serwisu.
Tak działa personalizacja
Problem w tym, że wyświetlane reklamy są zazwyczaj personalizowane. Bazują na historii przeglądanych wcześniej stron, wcześniejszych wyszukiwaniach i aktywności w Sieci. I choć jest cień szansy, że reklama została wyświetlona np. na podstawie targetowania na podstawie płci czy wieku, to znacznie bardziej prawdopodobny jest wariant, że została po prostu dostosowana do internetowej aktywności Tomasza Lisa.
Z reguły jest tak, że kto ostatnio szukał w Internecie sportowych butów, właśnie takie buty zobaczy w reklamach. Kto poszukiwał wydajnych powerbanków albo dysków sieciowych NAS, na reklamach zobaczy właśnie ten sprzęt. Można zgadywać, czego trzeba szukać, aby algorytm zaoferował nam randki z paniami z Ukrainy.
Kto zna się na wszystkim?
W tym miejscu chciałbym bardzo wyraźnie podkreślić – w żadnym wypadku nie krytykuję ani nie próbuję oceniać tego, co Tomasz Lis robi w Sieci. Jego wyszukiwanie to jego (i Google’a oraz NSA) sprawa i nic nikomu do tego. Zwracam na całą sprawę uwagę z zupełnie innego powodu: ona potwierdza pewną regułę.
Są w polskich mediach osoby, które znają się na wszystkim. Z mądrą miną skomentują katastrofę lotniczą, wyniki jakichś badań naukowych, ostatnią encyklikę, wygrany mecz Jagiellonii Białystok i odejście przez Intela od procesu produkcyjnego Tick-Tock.
Problem w tym, że - choć sprawiają wrażenie znawców tematu – mogą nie mieć o nim zielonego pojęcia. Wpadka Tomasza Lisa tylko potwierdza, jak popularna wśród polskich celebrytów jest postawa „nie znam się, ale się wypowiem”.