Drugie spojrzenie: Recenzja filmu Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki
Wcześniejsze odsłony przygód nieustraszonego archeologa, nauczyciela ?na pół etatu", szorstkiego w obejściu, ale poczciwego Indiany Jonesa na stałe zapisały się w historii kina. Steven Spielberg i George Lucas, mimo licznych zapożyczeń z najróżniejszych produkcji - stworzyli coś świeżego. Ale powrót po 20 latach do wielbionych, wręcz kultowych produkcji zawsze będzie ryzykowny. Boleśnie przekonał się o tym sam Lucas, realizując fatalne Mroczne Widmo. Tym razem nie jest tak źle. Dobrze jednak też nie - jest przyzwoicie.
23.05.2008 09:50
Wcześniejsze odsłony przygód nieustraszonego archeologa, nauczyciela ?na pół etatu", szorstkiego w obejściu, ale poczciwego Indiany Jonesa na stałe zapisały się w historii kina. Steven Spielberg i George Lucas, mimo licznych zapożyczeń z najróżniejszych produkcji - stworzyli coś świeżego. Ale powrót po 20 latach do wielbionych, wręcz kultowych produkcji zawsze będzie ryzykowny. Boleśnie przekonał się o tym sam Lucas, realizując fatalne Mroczne Widmo. Tym razem nie jest tak źle. Dobrze jednak też nie - jest przyzwoicie.
Królestwo Kryształowej Czaszki zrealizowane zostało wedle tej samej recepty, co Poszukiwacze Zaginionej Arki i Ostatnia Krucjata. Podobnie jak tam, tak i tu Indy poszukuje tajemniczego obiektu - Kryształowej Czaszki, perfekcyjnie stworzonej, co pozwoliło snuć przypuszczenia, że nie była dziełem ludzkich rąk. Pojawia się stara znajoma, Marion Ravenwood (Karen Allen), równie przebojowa jak w Poszukiwaczach. Wiele tu mrugnięć twórców do widzów znających trylogię, a reguły gry są doskonale znane, słowem - to ciągle stary dobry Indiana Jones. Podczas gdy na ekranach dominują podróbki (*Sahara *Eisnera) warto wrócić do źródeł.
Co najważniejsze, obawy, że Harrison Ford nie poradzi sobie fizycznie z rolą okazały się nieuzasadnione. Z grupki gwiazdorów powracających po latach do ról, na których zbudowali swoje kariery (Bruce Willis - Szklana pułapka 4.0 czy Sylwester Stallone - Rambo 4) Ford wypada zdecydowanie najlepiej. Nic nie stracił z zawadiackiego uroku, którym czarował rolami Hana Solo czy Indy'ego. Na planie miał ponadto godnych partnerów - znakomitą Cate Blanchette w roli czarnego charakteru, mówiącego z rosyjskim akcentem, będącego klasą dla siebie Johna Hurta oraz pojawiającego się na krótko Jima Broadbenta.
Mimo ogromnej przyjemności, z jaką ogląda się przygody Indy'ego, nie jest to obraz pozbawiony skaz. Czasem pościgi i bójki są niepotrzebnie przeciągane, a humor wydaje się być pompowany na siłę. Finał z kolei jest już totalnie rozczarowujący, jakby wycięty z innego filmu i na bezczelnego wmontowany. Jednak ogólnie nie jest tak źle, jak być mogło. Spielberg i Lucas, niczym para archeologów, odkopali lekko przykurzonego Forda, równocześnie przypominając o brawurowej trylogii. Magia Indiany Jonesa ciągle działa!
[foto: United International Pictures]