Jak na podstawie jednego zdjęcia ustalić, kto i gdzie je wykonał?
Wystarczy jedno zdjęcie biurka, by ustalić kim jesteś, czym się zajmujesz i gdzie pracujesz. Przekonał się o tym niedawno jeden z twórców gier, który wrzucił do Sieci zdjęcie rzekomego prototypu kontrolera Nintendo NX: prowadzone przez społeczność dochodzenie jest w stanie odkryć każdą tajemnicę.
17.04.2016 | aktual.: 10.03.2022 09:50
Słynne śledztwa w Internecie
Internetowe śledztwa mają długą historię. Często rozpoczynają się po umieszczeniu w Sieci kontrowersyjnych treści przez kogoś, kto – naiwnie wierząc, że Internet daje anonimowość – nabierają nagle odwagi, by przed kamerą wrzucić do rzeki małego psa, skatować kota albo w inny sposób udowodnić, że jest się skończonym durniem.
Trzeba przyznać, że kreatywność zaangażowanych w takie dochodzenie Internautów bywa imponująca – okoliczna roślinność, widok za oknem czy jakiś na pozór nieistotny detal mogą umknąć jednej osobie, ale gdy analizuje je liczna społeczność radykalnie rosną szansę na to, ze ktoś je rozpozna i skojarzy ze znanym miejscem czy postacią.
Przykładem takich śledztw jest np. odkrycie tożsamości dziewczyny, która z wrzucania szczeniaków do rwącej rzeki zrobiła sobie zabawę albo ujawnienie, kim jest gimnazjalistka, udostępniająca film, na którym dusi kota.
Łatwo oskarżyć niewinną osobę
Czy prowadzone przez domorosłych śledczych dochodzenia to pozytywne zjawisko? Mimo nagłośnionych w mediach sukcesów można mieć co do tego wątpliwości, zwłaszcza, gdy wyniki lub podejrzenia są na bieżąco udostępniane online.
Łatwo zniszczyć komuś życie rzucając oskarżenie na niewłaściwą osobę, która w takiej sytuacji ma niewielką szansę na obronę.
Przykładem może być choćby błędne wytypowanie sprawców zamachu bombowego w Bostonie w 2013 roku, gdzie najpierw zaangażowane w sprawę społeczności domorosłych detektywów oskarżyły niewinne osoby, a nierzetelni dziennikarze opublikowali te bzdury bez weryfikacji, zmieniając w piekło życie przypadkowych osób.
Jak zostać internetowym detektywem?
Jeszcze nigdy w historii amatorzy kryminalnych zagadek i pracy detektywa nie mieli tak wielkiego pola do popisu i to – co nie bez znaczenia- bez żadnego ryzyka, zza biurka przed domowym komputerem.
Z drugiej strony – niezależnie od tego, co sądzimy o samym fakcie prowadzenia takich śledztw (liczne przykłady znajdziemy choćby na Reddicie czy Wykopie), nie sposób zaprzeczyć: społeczność ma wielką siłę i ogromne możliwości. Choć nie dysponuje środkami, będącymi w zasięgu policji czy innych służb, jak podsłuchy czy dostęp do różnych danych, nadrabia to liczbą zaangażowanych osób.
CSI Internet: nowa konsola Nintendo
Świetnym i całkiem świeżym przykładem tego, jak skutecznie działa CSI Internet jest raczej błaha, ale dość ciekawa sprawa: zamieszanie związane z rzekomym zdjęciem nowego kontrolera do konsoli Nintendo NX.
Nintendo NX to kolejna generacja konsoli japońskiego producenta. Na razie – poza kilkoma plotkami - niewiele o niej wiadomo. Konsola ma rozwijać pomysł z Nintendo Wii U, dotyczący kontrolera z własnym ekranem, ma również zaoferować usługę podobną do Remote Play, pozwalającą na zdalne granie na domowej konsoli spoza miejsca zamieszkania.
Prawdopodobnie zaoferuje również moc obliczeniową większa, niż w przypadku PlayStation 4. Sprzęt, którego nazwa nie jest jeszcze potwierdzona, ma trafić do sprzedaży jeszcze w tym roku.
Co to wszystko ma wspólnego z internetowymi dochodzeniami?
Jak wygląda kontroler Nintendo NX?
Gdy w Sieci pojawiły się zdjęcia, przedstawiające rzekomy wygląd rzekomego kontrolera konsoli Nintendo NX, szybko zweryfikowano, że widoczny na nim obiekt bardzo przypomina urządzenie ze szkicu, którym w 2015 roku Nintendo zilustrowało złożony przez siebie patent.
To jednak nie wszystko – w końcu porównanie zdjęcia ze szkicami z wniosku patentowego to żaden wyczyn.
Znacznie ciekawsza okazała się próba sprawdzenia źródła przecieku i ustalenia, kto obecnie dysponuje prototypowym kontrolerem Nintendo i kto wrzucił fotki do Sieci. Co na niej widać?
Co widać na zdjęciach?
Okazuje się, że gdy spojrzymy wnikliwiej – całkiem sporo.
- Fragment klawiatury Maka. Widać na niej, że pochodzi z komputera, przeznaczonego na szwedzki rynek, co radykalnie zawęża pole poszukiwań.
- Na zdjęciach widać również odbicie korony pozbawionego liści drzewa – co sugeruje położenie na jednym z niższych pięter, a także widoczne odbicie żaluzji.
- Logika podpowiada również, że Nintendo udostępnia prototypowy sprzęt nie przypadkowym osobom, ale deweloperom, by mogli zapoznać się z nim i pracować nad grami przed premierą konsoli.
Gdy zbierzemy te dane, zakres poszukiwań mocno się zawęzi – w grę wchodzą niskie piętra budynków z żaluzjami, w których pracują szwedzcy twórcy gier.
Czyli – gdy przeanalizujemy możliwe opcje – siedziba twórców The Division, Ubisoft Massive.
Brzmi niesamowicie, prawda? Zwłaszcza, że Nintendo oficjalnie nie potwierdziło ani nie zaprzeczyło wynikom dochodzenia, a kilka dni później sprawca całego zamieszania ujawnił (podziękowania dla Czytelnika adamo1139 za zwrócenie na to uwagi!), że rzekomy przeciek jest sprytną mistyfikacją i przeprosił społeczność zaangażowaną w internetowe śledztwo.
Ujawniasz więcej danych, niż ci się wydaje
Morał z tej historii jest jednak całkiem istotny. Nie chodzi w nim przecież ani o sam kontroler, ani o konsolę (choć to, rzecz jasna, również bardzo ciekawy temat), ani nawet o łatwość podrzucenia fałszywych tropów.
W tym przypadku istotniejszy jest moim zdaniem fakt, jak wiele informacji można wyciągnąć z dość przypadkowych – na pozór – zdjęć. I że w Sieci nie brakuje ludzi, gotowych poświęcić swój czas na uważne przyglądanie się nie tylko temu, co widać na zdjęciach na pierwszym planie.
Warto o tym pamiętać, dzieląc się fotkami w różnych serwisach społecznościowych – często widać na nich znacznie więcej, niż się nam wydaje i niż chcielibyśmy pokazać światu.