Koniec z kupowaniem konsol i gier. Dzięki PlayStation Now wszystko będzie w chmurze
PlayStation 4 to ostatnia prawdziwa konsola – uważa Katsuhiro Harada, producent serii Tekken. I wiele wskazuje na to, że jego „przepowiednia” może się sprawdzić.
02.03.2014 | aktual.: 13.01.2022 10:06
Kupujemy konsolę, podłączamy ją do telewizora, gramy w gry – część z nich pojawiła się wyłącznie na „naszym” sprzęcie. Za kilka lat kupujemy kolejny, ulepszony model konsoli i gramy w nowsze edycje gier, których część również dostępna jest tylko u nas.
Tak granie na konsolach wyglądało wczoraj, tak wygląda też dziś. Ale niebawem to się zmieni, bo wszystko, co będzie nam potrzebne do szczęścia, znajdzie się w „chmurze”.
Czyli na serwerach
Rewolucja dotrze do Ameryki jeszcze w tym roku – za kilka miesięcy w Stanach Zjednoczonych rozpoczną się testy konsolowej usługi PlayStation Now. Dzięki niej na PlayStation 4 zagramy w gry z PlayStation 3, PlayStation Vita, PlayStation 2, a nawet PlayStation.
To początek, bo z czasem gry będziemy mogli streamować też na telewizorach, tabletach czy nawet smartfonach. I wcale nie będą to musiały być sprzęty z logo Sony.
Streamowanie będzie możliwe już na łączu 5 Mb/s, a więc naprawdę niewiele trzeba, by na PlayStation 4 zagrać w The Last of Us. Albo na Vicie w Uncharted 3. Albo w cokolwiek chcecie, na czymkolwiek chcecie. To przyszłość gier.
Gry będą usługą. Jak telewizja kablowa albo oglądanie filmów w internecie. Wykupujemy abonament – bo na tej zasadzie działać będzie PlayStation Now – i gramy w co chcemy. Nie przejmujemy się tym, że nie mamy nowej konsoli albo że już dawno sprzedaliśmy starą.
Wszystko jest w chmurze
Czy gracze na tym korzystają? Owszem, bo biblioteka gier jest ogromna. Na dodatek nie musimy przejmować się kupowaniem specjalistycznego sprzętu. Wystarczy telewizor. A jak do tego mamy tablet, to jest jeszcze lepiej. Możemy rozpocząć grę w domu, na telewizorze, by później kontynuować ją na sprzęcie przenośnym.
A co z zapisami, osiągnięciami? Nic. Wszystko jest w chmurze, więc nieważne na czym gramy, wszystko i tak jest na serwerach.
Zaraz, zaraz – to w takim razie na czym zarobi Sony, skoro, możemy podejrzewać, PlayStation 5 nie będzie fizyczną konsolą? To akurat dla wydawcy spore odciążenie, bo na samym sprzęcie firmy zaczynają zarabiać dopiero po latach. Obecnie Sony traci na każdym sprzedanym egzemplarzu PlayStation 4 – tyle pochłania produkcja urządzenia! Wcześniej tak samo było z PlayStation 3.
Wszyscy wiemy, że zarabia się na grach
W przyszłości gry będą częścią dużej usługi, która zostanie nam udostępniona, jeżeli zapłacimy abonament. Sony będzie więc bogatsze, bo nie będzie tracić na produkcji sprzętu.
I nie tylko Sony. Możemy podejrzewać, że gdy streamowanie gier stanie się codziennością, to zyskają też producenci gier i ich dystrybutorzy. Bo zniknie piractwo. Nie będzie fizycznych nośników, wszystko brać będziemy bezpośrednio ze serwera-chmury, większość gier nie trafi nawet na nasz dysk. Z czego tu kopiować?
Brzmi super, prawda? Gramy na czym chcemy, w co chcemy (tytuły ekskluzywne przecież nie będą miały racji bytu), płacąc jedynie za usługę lub pojedynczy dostęp do produkcji, która nas interesuje.
Czy gdzieś tkwi haczyk?
Michael Pachter, znany analityk, twierdzi, że rozwiązanie będzie nieopłacalne dla twórców, którzy nie będą chcieli wrzucać gry do abonamentowej usługi, bo wówczas dramatycznie spadnie sprzedaż fizycznych kopii. Pachter przewiduje więc, że PlayStation Now zaoferuje nam co najwyżej starsze tytuły, mające co najmniej dwa lata.
Tyle że... gracze powoli odzwyczają się do kupowania gier. Na PlayStation 3 od dawna działa usługa PlayStation Now, dzięki której mamy dostęp do nowych gier. Już dziś pojawiają się komentarze: „nie kupię, bo może będzie w Plusie”.
Możemy domyślać się, że po starcie PlayStation Now takie myślenie będzie naturalne. Po co mam mieć wersję pudełkową lub nawet cyfrową, skoro „w chmurze” gier jest więcej, a miesięcznie płace mniej niż za jeden egzemplarz?
Granie w chmurze może „zabić” tradycyjną i cyfrową dystrybucję. Dla graczy pojedyncze zakupy będą po prostu nieopłacalne.
Co z serwerami?
Twórcy tracić więc nie będą, bo i tak dostaną pieniądze, to kwestia dogadania się z wydawcą, czyli Sony. Większy kłopot będzie miała sama firma, bo przecież cała usługa opierać się będzie na serwerach. Serwerach, które zostaną rozsiane po całym świecie i nie zawsze będą aktywne. Co nie znaczy, że ich utrzymanie nie będzie wówczas kosztować.
Zwraca na to uwagę Dominik Dalek, który w tekście „PlayStation Now - przeszkodą nie jest technologia, tylko biznes” pisze: „Do tego fizyki się nie przeskoczy i startując dziś, muszą przełknąć koszt zakupu i utrzymania serwerów, które przez większość czasu będą stały nieużywane”.
Autor pyta, czy Sony może pozwolić sobie na ewentualną stratę poważnych pieniędzy, zanim PlayStation Now zacznie na siebie zarabiać? To właśnie największa przeszkoda.
Paradoksalnie to korzyść dla graczy, bo spowoduje, że usługa PlayStation Now będzie musiała być dostępna wszędzie. Nie tylko na sprzętach Sony, ale też pececie, urządzeniach z Androidem i nawet na iOS. Im więcej klientów, tym lepiej.
Czy gracze są gotowi na porzucenie ulubionych konsol? Myślę, że ja nie miałbym z tym problemu – ważne jest to, w co się gra, a nie na czym. Streaming gier wydaje mi się świetną usługą i ciekawy jestem, czy „portfel” Sony ją udźwignie. Przekonamy się o tym jeszcze w tym roku. Rewolucja puka do naszych drzwi.