Mają rozmach! Zobacz największe roboty zbudowane na potrzeby kina
Dziś Hollywood chce nas olśniewać efektami komputerowymi, ale zanim nadszedł ich czas, cała para szła w animatronikę – czyli w roboty. Im były większe, tym większe robiły wrażenie.
Królowa obcych z "Obcy: decydujące starcie"
Potwór z filmu Jamesa Camerona jest wysoki na ponad 4 metry i stanowi jedną z najbardziej pomysłowych tego typu konstrukcji: jest znacznie mniejszy i mnie zaawansowany technicznie, niż mogłoby się wydawać. To kukła ze zdalnie sterowanymi elementami. W środku upchnięto dwóch lalkarzy, odpowiadających za ruchy czterech łap i ogona. Oprócz tego inni członkowie ekipy za pomocą hydraulicznych kontrolerów poruszali głową, ustami i językiem królowej.
Model nie stał na własnych nogach, lecz był podwieszony na linach. Nogi były zresztą jego największym problemem, gdyż nie ruszały się w zbyt przekonywający sposób. Cameron postanowił ich po prostu nie pokazywać, skupiając się na górnych partiach modelu.
ALIENS - Alien Queen "Garbage Bag Test" - Stan Winston Studio Behind-the-Scenes
Na filmie: wczesny test maszyny.
Efekt zaskakująco dobrze znosi próbę czasu, ale dobra animatronika ma do siebie to, że się nie starzeje. Nieco gorzej wypadają ujęcia królowej, w których wykorzystano marionetkę, ale film jest na tyle dobry, że podczas oglądania mało kto zwraca uwagę na szczegóły.
Rekin ze "Szczęk"
Bruce, jak ekipa filmowa pieszczotliwie nazywała animatronicznego rekina ze Szczęk, przeszedł do historii nie tylko ze względu na rolę w genialnym horrorze. Legendarne stały się problemy z jego działaniem. Mierzący ponad 7 metrów rekin w słonej wodzie często odmawiał posłuszeństwa i wymuszał improwizację zamiast kręcenia zaplanowanych scen. Krąży plotka, że Szczęki są tak dobre między innymi z tego powodu.
Spielberg rzekomo chciał pokazywać rekina znacznie częściej, ale wadliwa konstrukcja sprawiła, że musiał ograniczyć jego występy do minimum. Postanowił straszyć nie tym, co widać, a tym, czego nie widać. Przykładowo: w jednej ze scen pozycję rekina pokazują unoszące się na powierzchni beczki – przywiązane do harpuna, którym zwierzę zostało trafione. Wykorzystano je, ponieważ robot nie chciał działać.
W nowszych wywiadach twórcy odcinają się od tej wersji wydarzeń, przekonując, że Szczęki wyglądają dokładnie tak, jak miały wyglądać od samego początku. Być może to prawda. Z drugiej strony: głupio byłoby przyznać, że jeden z najbardziej intensywnych horrorów w historii kina udał się przez przypadek.
Spinozaur z "Parku Jurajskiego III"
Przed spinozaurem były ogromne tyranozaury z pierwszych dwóch części „Parku”, jednak nie dorównywały mu rozmiarami. Rekordowej wielkości filmowy dinozaur ważył ponad 11 ton i mierzył niecałe 14 metrów długości. Musiano go także przystosować do pracy w wodzie.
Spinozaurem sterowano dwojako: albo uprzednio programując ruchy w komputerze, co pozwalało dokładnie planować i wielokrotnie odtwarzać takie same zachowania, albo stosując przechwytywanie ruchu. „Rękawy” motion capture, noszone przez operatora, pozwalały w czasie rzeczywistym przenosić ruchy ludzkich rąk na masywnego robota.
W przeciwieństwie do "Szczęk" mechanizm działał znakomicie, ale to nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że ekipa pracowała z podobnymi gigantami przy dwóch poprzednich filmach serii. Najwięcej problemów przysparzał transport robota na plan. Ciężarówka, na której podróżował, była ogromna i mogła poruszać się tylko późną nocą lub wcześnie rano, aby nie tamować ruchu.
King Kong
Bez dwóch zdań najwyższy robot w historii kina, którego stworzenie było wielką ambicją producenta Dino de Laurentiisa. To człowiek znany z odważnych, choć niezbyt przemyślanych posunięć, takich jak powierzenie realizacji widowiska s-f młodemu reżyserowi dziwnych filmów niezależnych (mowa o Davidzie Lynchu i "Diunie"). Tym razem Dino zażyczył sobie, żeby w kręconym w połowie lat 70. remaku King Konga nie wykorzystywać miniatur, tylko 12-metrowego, poruszającego się robota.
Monstrum zaprojektował Carlo Rambaldi, włoski specjalista od efektów, który odpowiadał za mechanizmy poruszające oryginalnym obcym i E.T. Gigantyczny szkielet z aluminium pokryto lateksem i końską sierścią. Jego wykonanie kosztowało 1,7 mln dolarów. Oprócz tego zbudowano osobno ruchomą dłoń do zbliżeń i ogromną małpę ze styropianu, która okazała się potrzebna tylko w jednej scenie. Łącznie ożywienie Konga kosztowało 2,4 mln dolarów.
Robot okazał się za duży. Wyglądał sztucznie i ruszał się ociężale, co doskonale widać na filmie. Na dodatek usterki były częste, a praca z tak ciężką i skomplikowaną maszynerią stwarzała zagrożenie dla aktorów. Dublerka Jessiki Lange niemal spadła z wysokości, gdy podczas kręcenia sceny, w której małpa podnosi kobietę, mechaniczna dłoń nagle się złamała. Kompromitacją stało się także pierwsze odsłonięcie Konga przed statystami: w wyniku usterki z okolic krocza zaczął wyciekać olej.
Animatroniczny Kong okazał się ambitną porażką. W filmie widać go zaledwie w kilku ujęciach – w większości scen postawiono ostatecznie na aktora w kostiumie. Mimo wszystko King Kong zdobył Oskara za efekty specjalne i choć nie podbił serc publiczności, to zwrócił się z nawiązką.