Myśl tak, jak każe Google! Wyłączają Readera, by zmienić użytkowników w homo googleicus?

Myśl tak, jak każe Google! Wyłączają Readera, by zmienić użytkowników w homo googleicus?

Google dostarcza użytkownikom własną, alternatywną wizję świata
Google dostarcza użytkownikom własną, alternatywną wizję świata
Łukasz Michalik
21.06.2013 09:00, aktualizacja: 10.03.2022 12:07

Pozwólcie, że i ja dołączę do modnego od niedawna narzekania na Google’a. Ale nie zrobię tego z powodu PRISM. Mam w nosie to, że jakiś urzędnik na drugim końcu świata może – teoretycznie – przeczytać mojego maila. Według mnie Google robi coś znacznie gorszego: selekcjonując dostarczane informacje, tworzy homo googleicus – człowieka myślącego tak, jak chce korporacja.

Pozwólcie, że i ja dołączę do modnego od niedawna narzekania na Google’a. Ale nie zrobię tego z powodu PRISM. Mam w nosie to, że jakiś urzędnik na drugim końcu świata może – teoretycznie – przeczytać mojego maila. Według mnie Google robi coś znacznie gorszego: selekcjonując dostarczane informacje, tworzy homo googleicus – człowieka myślącego tak, jak chce korporacja.

Bill Gates miał rację

Jeszcze kilka lat temu szydzono ze słów Billa Gatesa, który w 2004 roku stwierdził:

W ciągu 2 lat spam przejdzie do historii.

Wbrew temu, co mogło się wydawać kilka lat później, ówczesny szef Microsoftu nie był półgłówkiem. Fakt, pomylił się o kilka lat, ale trafnie przewidział, że rozwój filtrów antyspamowych z czasem położy kres fali niechcianej korespondencji.

I tak się stało – filtry antyspamowe stały się mądrzejsze od niejednego polityka i skutecznie odcięły nas od nigeryjskich książąt, propozycji wydłużenia penisa (tanio!) i sklepów z podróbkami Roleksów. Spam, trafiający do folderu SPAM, przestał spełniać swoją rolę, a działający w Internecie przestępcy przerzucili się na inne, bardziej lukratywne przedsięwzięcia.

Gmail, czyli koniec i nowy początek spamu

Pamiętam, jak wielki udział miał w tym Google i jego Gmail, dostępny początkowo dzięki zaproszeniom. Przesiadka z poczty jednego z polskich portali na Gmaila była dla mnie objawieniem – nie dość, że skrzynka zapewniała niewyobrażalną pojemność 1 GB, to jeszcze okazało się, że filtr antyspamowy radzi sobie ze wszelkim paskudztwem wyjątkowo skutecznie.

Choć z czasem zdradziłem Gmaila i obecnie jestem gotów wychwalać pod niebiosa chmurę Microsoftu, to nieuczciwością byłoby odmawianie usłudze pocztowej Google'a wielkich zasług na polu walki ze spamem. Problem w tym, że to już historia.

Wszystko zmieniło się wraz z ogłoszonymi niedawno zmianami, dotyczącymi reklam w Gmailu. Nie, nie mam Google’owi za złe, że do swoich darmowych usług dorzuca reklamy – to naturalne i uczciwe. Problem pojawi się jednak w chwili, gdy – zgodnie z zapowiedziami Google’a – Gmail zacznie w skrzynce użytkownika umieszczać wiadomości reklamowe wyglądające i zachowujące się jak zwykły mail.

Czyli, nazywając rzecz po imieniu, najpierw odfiltruje obcy spam, aby następnie wrzucić do skrzynki użytkownika spam zatwierdzony przez Google’a. Wycina obce reklamy, by zastąpić je własnymi.

Nie szukaj informacji, znajdziemy je za i dla ciebie

Niestety, nie jest to po prostu cecha poczty Google’a, tylko – sądząc po innych działaniach tej firmy – część szerszej strategii. Google bierze na siebie rolę selekcjonera, który pokaże użytkownikowi tylko te informacje, które oznaczają jakąś korzyść dla tej firmy. Przesadzam? No to zobaczmy, jak przedstawia się sprawa z inną usługą – Google Readerem.

Problemem nie jest dla mnie to, że Google zamyka jedną ze swoich darmowych usług – ma do tego pełne prawo. Tym, co budzi przerażenie, jest jednak powód, dla którego to robi. W czasie gdy media zajmują się aferą PRISM, niemal niezauważona została wypowiedź reprezentującego Google’a Richarda Gingrasa, który w komentarzu dla Wired wyjawił prawdziwe przyczyny zamknięcia Readera.

Nie chodziło o kwestię dochodowości usługi – zbrodnią Readera było to, że segregował treści według znanych, obiektywnych kryteriów i to sam użytkownik wybierał, co chce przeczytać.

Google World - świat pozornych wyborów
Google World - świat pozornych wyborów

Coś takiego nie mogło przetrwać w pozostawiającym coraz mniej miejsca na wolny wybór ekosystemie Google’a. Zgodnie z zapowiedziami Richarda Gingrasa „nowoczesne” usługi dostępu do newsów mają poznać nawyki użytkownika, a następnie samodzielnie serwować mu treści, które Google uzna za stosowne.

I nie dotyczy to tylko Readera, ten proces sięga już znacznie dalej – spójrzcie choćby na wyniki wyszukiwania i Graf Wiedzy. Linki do niezależnych stron stają się coraz mniej istotnym dodatkiem do treści kontrolowanych i przedstawianych według własnych kryteriów Google’a.

Nie czyń zła, czyli świat według Google’a

To jednak nadal nie wszystko. Wall Street Journal opublikował przed kilkoma godzinami informację o tajnym porozumieniu Google’a, Facebooka i Microsoftu z wybranymi telekomami. Pomijając opis detali prawnych i technicznych, porozumienie oznacza w praktyce, że usługi tych firm działają u wybranych operatorów znacznie szybciej i lepiej niż usługi oferowane przez konkurencję. I choć jest to zabronione przez prawo, udało się znaleźć takie rozwiązania, by żaden prawnik nie mógł się przyczepić.

Czy można stworzyć imperium, nie czyniąc zła?
Czy można stworzyć imperium, nie czyniąc zła?

Dorzućcie do tego przytoczone powyżej fakty, a powstanie obraz zagrożenia dla wolności obywatelskich daleko większy niż wszystkie PRISM-y razem wzięte. W takim kontekście zupełnie innego wymiaru nabiera również wspomniany przeze mnie w listopadzie lobbing Google’a przeciwko zmianom proponowanym przez  ITU. Działania firmy niektórzy komentatorzy – o naiwności! – utożsamiali wówczas z walką o wolność słowa.

Nie chcę przy tym, by ktokolwiek odniósł wrażenie, że prowadzę w tym miejscu jakiś dżihad przeciwko firmie z Mountain View. To nie tak – jestem pełen podziwu i uznania dla wielu przedsięwzięć Google’a. Mam jednak wrażenie, że gdy newsami dnia stają się informacje o zamknięciu jakiejś usługi czy zmianie sposobu działania innej, to skupiając się na takich detalach, możemy łatwo stracić z oczu obraz całości.

W tym przypadku jest to strategia Google’a, który konsekwentnie, krok po kroku, staje się filtrem oddzielającym swoich użytkowników od świata i serwującym im zgodny z własnym interesem Google World. I to wszystko za sprawą firmy, która rozpoczynała działalność pod hasłem „Don’t be evil”.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)