Oniken – udana mieszanka Contry i Stridera na PC [recenzja]
Gry takie jak Contra lub Strider znane są większości graczy, bez względu na obecnie posiadaną platformę do gier wideo czy sympatie gatunkowe. Oniken to niejako powrót do tamtych czasów i tamtych gier – połączenie cech gier z platform SEGI i Nintendo, gier, które przetrwały próbę czasu.
06.08.2012 17:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gry takie jak Contra lub Strider znane są większości graczy, bez względu na obecnie posiadaną platformę do gier wideo czy sympatie gatunkowe. Oniken to niejako powrót do tamtych czasów i tamtych gier – połączenie cech gier z platform SEGI i Nintendo, gier, które przetrwały próbę czasu.
„NES hard”. Autorzy sprytnie reklamowali swoją pozycję, porównując poziom jej trudności, oprawę i wydźwięk do gier z konsoli Nintendo. I racja, bo Oniken mocno je przypomina. Poza tym tytuł miał to szczęście, że trafił na czas, kiedy trudne gry znów są popularne w prasie i na portalach.
Zarazem, niejako paradoksalnie, jeżeli można coś zarzucać Onikenowi, to właśnie to, że autorzy zdecydowali się na stylizowaną na NES-a, a nie SNES-a oprawę. Uwielbiam stare gry, czuję sympatię do gier niezależnych, jednak liczba tych, które udają 8 bitów (ze względu na niższe koszta produkcji), jest już zbyt duża – Oniken byłby o klasę lepszym tytułem, gdyby walczył o swoją koronę z Demon’s Crest, Ghoust&Goblins czy automatowym Striderem, a nie z pierwszą Contrą czy Mega Manami.
Niemniej jednak jest to mocno inspirowana klasykami chodzona siekanka, czyli po prostu platformer akcji. Bohater wyposażony w ostry miecz, limitowane dodatki do miecza, furię oraz znajdowane granaty staje przeciw hordom robotów, mutantów i psychopatów. Platformer szczery do bólu: poza walką protagonista może jedynie skakać oraz od czasu do czasu dosiadać swojego wehikułu, gdy gra na chwilę zmienia się w shmupa.
Autorom doskonale udało się uchwycić wysoki poziom trudności oraz klimat klasyków – heros, Zaku, jest małomównym człowiekiem czynu. Bossowie wymagają uczenia się etapów na pamięć. Etapy są długie, mają checkpointy, ale limitowane życia zmuszają do nauki gry.
Grafika podczas gry nawiązuje bezpośrednio do 8-bitowych gier, ale sceny przerywnikowe (co prawda także stworzone w retroklimatach) są silnie inspirowane mangami Berserk oraz Hokuto no Ken/Fist of the North Star. Bohater momentami wygląda wręcz jak Kenshiro czy Gatts, a tytuł jest brutalny i krwawe piksele to norma. Oczywiście, także wzorem klasyki gier akcji, Oniken pożycza co nieco z filmów takich jak "Alien", "Terminator", "Blade Runner".
Muzyka to również radosne bipczenie na niezłym poziomie, oddające doskonale klimat tamtych lat i tamtych produkcji. Choć czasami mam wrażenie, że NES nie doczekałby się tak zaawansowanej technicznie gry, to uczynienie systemu, grafiki i muzyki tak prostymi, jak to możliwe, daje świetne uczucie obcowania z odnalezionym po latach klasykiem. Capcom podobnie próbował z Dark Void Zero, ale Oniken to bardziej udana gra.
W Onikenie dzięki siekaniu zbudowano bardzo dobry level design, który zmusza do częstego cofania, kombinowania lub wybierania spośród kilku dostępnych dróg do kolejnej sekcji. W sumie 6 misji podzielonych na 3 etapy, 11 bossów i 10 minibossów, co w połączeniu z wysokim poziomem trudności i dużymi lokacjami wystarcza na długo. Dzięki akcjom takim jak walki z wężami oplatającymi ogromne drzewa, pojedynkami z cyborgiem wielkości góry czy siekaniem setek żołnierzy Onikena się zapamiętuje, co nie udaje się wielu nawet wysokobudżetowym grom. To także dowód, przynajmniej dla mnie, że pieniądze na marketing robią nam, odbiorcom, wodę z mózgu, bo nie potrzebujemy miliardów postaci na ekranie, pełnego 3D i stu metod sterowania, żeby dobrze się bawić. Wystarczy stare dobre „skacz i siecz”.
Oczywiście szefowie na końcu etapów są ogromni, dobrze animowani i silni. W Onikenie na szczęście bardzo poprawnie działa sterowanie – a dzięki możliwości grania także na padzie i ustawieniom grafiki na okno lub pełny ekran bez problemu można znaleźć najlepszą konfigurację do zabawy. Wzorem starych gier wideo, także w Onikenie zaimplementowano bardzo dobry system punktowy, tutaj o tyle ważny, że tablice wyników dostępne są online –można więc konkurować z innymi graczami. Autorzy szykują także darmowy DLC z nową postacią walczącą niczym żołnierze z Contry – na dystans i karabinem, co jest godne pochwały.
Oniken Launch Trailer
Oniken może nie wygląda najlepiej, nie ma kooperacji i nie jest lepszy od co najmniej kilkunastu gier akcji z NES-a, ale jest nowy, ma niską cenę i pokazuje, że jest rynek na tego typu pozycje. Jeżeli macie za sobą najlepsze klasyki, to oto narodził się kolejny wielki tytuł tego typu. Jeżeli nie, to chociaż bardzo sobie cenię Onikena, uważam, że wciąż jest sporo starych gier, które są bardziej udane.
Oniken może nie jest najlepszym retrodoświadczeniem, jakie pojawiło się w ostatnich latach - ustępuje przede wszystkim nowym przygodom Mega Mana, ale w swojej klasie, na swojej platformie i za swoją cenę ma dziś niewielu konkurentów. Pozostaje jedynie mieć żal do takich potęg jak SNK, że produkują słabe Metal Slugi (gdzie Metal Slug HD?) czy inne nieciekawe wskrzeszenia legend, w czasie gdy niezależni developerzy dostarczają takie małe, smaczne giereczki. Świetny przerywnik od innych gier, niezłe główne danie dla fanów retro.
Onikena można kupić w serwisie Desura.