Po co fotograf, skoro jest iPhone? Duża gazeta zwolniła wszystkich fotografów
Rozwój technologiczny sprawia, że kolejny zawód powoli przestaje być potrzebny. Gazeta z Chicago pozbyła się wszystkich fotografów, włącznie z laureatem Nagrody Pulitzera. Zastąpią ich zwykli dziennikarze, którzy dostaną do ręki iPhone'y i zostaną przeszkoleni z ich obsługi.
03.06.2013 | aktual.: 13.01.2022 11:37
Rozwój technologiczny sprawia, że kolejny zawód powoli przestaje być potrzebny. Gazeta z Chicago pozbyła się wszystkich fotografów, włącznie z laureatem Nagrody Pulitzera. Zastąpią ich zwykli dziennikarze, którzy dostaną do ręki iPhone'y i zostaną przeszkoleni z ich obsługi.
Dawno, dawno (jakieś pięć lat) temu, kiedy pracowałam w Sejmie, w gmaszysku na Wiejskiej roiło się od dziennikarzy i fotografów. Potem nadeszły gorsze czasy dla tych pierwszych i prawdziwa apokalipsa dla tych drugich. Jednym z najbardziej wyróżniających się fotografów sejmowych był Wojciech Olkuśnik z Agory. Rok temu przeczytałam w naTemat, że on już nie robi zawodowo zdjęć, tylko parzy kawę w jednej z warszawskich knajp.
Ale takie rzeczy dzieją się nie tylko w Polsce. Na fotografach oszczędza się wszędzie, a co poniektórzy doszli do wniosku, że profesjonalny fotograf nie jest już zupełnie potrzebny.
iPhone zastąpi laureata Nagrody Pulitzera
Gazeta "Chicago Sun-Times" właśnie pozbyła się za jednym zamachem wszystkich 28 fotografów, których zatrudniała. Pracę stracił nawet John H. White, laureat Nagrody Pulitzera, którego zdjęcia z lat 70. możecie podziwiać tutaj.
Na Facebooku Ala Podgorskiego można zobaczyć zdjęcie z uchwyconym momentem, w którym panowie dowiadują się, że stracili pracę.
Z kolei Robert Feder zamieścił fragment oświadczenia, z którego wynika, że gazeta z Chicago nie rezygnuje ze zdjęć, tylko przerzuca się na fotki robione smartfonami. Będą je robić zwykli reporterzy, którzy zostaną przeszkoleni z obsługi iPhone'ów. Jeżeli okaże się, że w jakiejś konkretnej sytuacji potrzebny jest prawdziwy fotograf, wtedy zostanie zatrudniony ktoś z zewnątrz.
"W najbliższym czasie będziemy pracować ze wszystkimi dziennikarzami, aby wyszkolić ich i wyposażyć najlepiej jak się da do produkowania treści, których potrzebujemy" – napisał redaktor zarządzający dziennika w oświadczeniu.
Szybko, tanio i byle jak?
Kiedy przeczytałam o "produkowaniu treści", skojarzyło mi się to z pewnym rysunkiem z popularnego niegdyś blogu, na którym było hasło "Żyjemy po to, aby produkować content". Tak wygląda praca większości dziennikarzy, nie tylko internetowych, tak też będzie ze zdjęciami.
"Chicago Sun-Times" twierdzi, że chce iść w kierunku treści multimedialnych i rozwoju w Sieci, ale wiadomo, że chodzi o pieniądze. Ktoś policzył, ile oszczędności przyniesie zwolnienie fotografów, i zdecydował się wcielić w życie ten szalony/głupi/genialny (niepotrzebne skreślić) pomysł.
Czy słusznie? Czas pokaże. Na pewno smartfony zmieniają nasze przyzwyczajenia, zmieniają sposób, w jaki robimy zdjęcia. Ja sama kiedyś miałam zwyczaj targać ze sobą aparat przez większość czasu, a teraz nie używałam go chyba od trzech miesięcy. Fotki zrobione smartfonem zdarza mi się wykorzystywać w pracy, i nie uważam, by był to straszny grzech.
Czasem po prostu chodzi o uchwycenie chwili i szybkie zaprezentowanie jej na Twitterze. Tak jak newsy zostały ograniczone do 140 znaków, tak i w fotografii zaczęło chodzić o to, by dokumentowała moment. Portale internetowe często obrazują teksty screenami z YouTube czy właśnie fotkami zrobionymi komórką, i nikt nie ma z tym problemu. Jeśli takie zdjęcia dokumentują coś naprawdę ważnego, zdarza się, że są potem drukowane w prasie i pokazywane na ekranach telewizorów.
Pytanie brzmi, czy taki zdjęciowy fast food powinien całkowicie zastąpić fotografię. Smartfonem można zrobić przyzwoite zdjęcie, ale jednak ma on spore ograniczenia. Jeśli wszystkie gazety pozwalniają "prawdziwych" fotografów, za parę lat możemy całkiem zapomnieć, że fotografia to też rodzaj sztuki, a nie kilkanaście filtrów instagramowych.