Polacy nie gęsi, lecz swój język mają. Rzecz o fanowskich tłumaczeniach gier

Polacy nie gęsi, lecz swój język mają. Rzecz o fanowskich tłumaczeniach gier

Mór berliński
Mór berliński
Blomedia poleca
23.11.2012 11:43, aktualizacja: 13.01.2022 13:15

Kiedyś jedynym sposobem na zagranie po polsku było skorzystanie z wersji pirackiej. Teoretycznie dzisiaj prawie wszystkie gry są dostępne w naszym języku. Czy dzisiaj nieoficjalne spolszczenia są nam jeszcze potrzebne?

Kiedyś jedynym sposobem na zagranie po polsku było skorzystanie z wersji pirackiej. Teoretycznie dzisiaj prawie wszystkie gry są dostępne w naszym języku. Czy dzisiaj nieoficjalne spolszczenia są nam jeszcze potrzebne?

Ciężko przypomnieć sobie dziś pierwsze polskie wersje gier dostępne w naszym kraju. A do tego z oczywistych względów ciężko też ustalić, które fanowskie tłumaczenie było chronologicznie pierwszym. Wiele osób zapewne pamięta spolszczenia przygotowane przez rosyjską mafię, z lektorami i aktorami mówiącymi prawie że po polsku, z charakterystycznym, rosyjskim akcentem.

Z oficjalnych spolszczeń z kolei do historii przeszła rewelacyjna lokalizacja Baldur’s Gate, z profesjonalnym tłumaczeniem i gwiazdorską obsadą w dubbingu (m.in. Piotr Fronczewski jako narrator, ale też Jan Kobuszewski, Wiktor Zborowski czy Krzysztof Kowalewski).

Wydawałoby się, że dziś, w czasach, kiedy wszyscy więksi dystrybutorzy gier mają swoje przedstawicielstwa w Polsce, a standardem w grach jest polska wersja językowa, działalność fanów tłumaczących swoje ulubione tytuły jest bezcelowa. W końcu przygotowane przez specjalistów i starannie przetestowane oficjalne lokalizacje powinny być znacznie wyższej jakości niż chałupnicze spolszczenia jakiś domorosłych translatorów. Ale czy tak jest w rzeczywistości?

“Mór berliński”, czyli meandry translatoryki

Okazuje się, że oficjalne polskie tłumaczenia gier dalekie są od doskonałości. Garść świeżych przykładów: w spolszczeniu Max Payne 3 sygnowanym przez Cenegę przeczytać można słowo “spowrotem”, wydany przez EA Polska Battlefield 3 straszy “działem samobierznym”, zaś w Mount & Blade: Warband od CD Projektu znajdziemy “tarcze obite skurą”. “Och, ale to tylko drobne literówki” - powie ktoś. Po pierwsze, nawet takie błędy drażnią, jak również stanowią dowód braku profesjonalizmu i poszanowania klienta - a na dodatek utrwalają wśród graczy błędną pisownię i brak szacunku dla zasad ortografii (skoro nawet zawodowi tłumacze robią błędy, to co dopiero my). Na łamach Jawnych Snów pisał o tym Olaf Szewczyk.

Po drugie, błędy w oficjalnych lokalizacjach nie ograniczają się do literówek. Przykładowo w grze Magicka smok Fafnir z niewiadomych przyczyn w spolszczeniu został zmieniony w maga Fafnira. Z kolei w ostatniej części Resident Evil tłumacz, który ewidentnie nie sprawdził kontekstu, przełożył wychodzące z lasu zombie jako “zombie wychodzą z drewna” (ang. wood). Cóż, z lektury Sapkowskiego dowiedzieliśmy się, że “ślimaki z liściów mokrych się legną”, zaś z Resident Evil 6, że podobnie zombie z drewna...

[solr id="gadzetomania-pl-328562" excerpt="1" image="1" words="20" _url="http://gadzetomania.pl/4420,w-skrocie-windows-8-dla-piratow-95-mln-tima-cooka-zabawni-eksperci-od-social-media" _mphoto="616piratka-328562-135x84-da17fdf.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]4696[/block]

Niestety, korporacje i wydawnictwa mają to do siebie, że idą po linii najmniejszego oporu, a ponieważ polski klient z reguły woli niską cenę niż zapłacić za jakość, to i rezultaty są takie, jak widać powyżej. Tak w każdym razie tłumaczy się taki stan rzeczy. Dla odmiany fanowskie spolszczenia bywają najczęściej robione przez osoby dla których jest to coś więcej niż szybka fucha. Dlatego też, pomimo że nie robią tego dla pieniędzy, to jednak wkładają w to wiele serca: nie tylko tłumaczą sam tekst, ale też elementy graficzne, jak np. ekrany z napisami (choćby klasyczne “Game Over”) czy tabliczki w świecie gry, nie mówiąc już o dołożeniu polskich czcionek. Wielu z tych rzeczy nie uświadczy się w oficjalnych tłumaczeniach, w przeciwieństwie do tytułów spolszczonych przez fanów, takich jak Blood of Bahamut czy The Walking Dead.

Z podziemia do głównego nurtu

Jeśli idzie o stronę merytoryczną, to współczesne tłumaczenia fanowskie w niczym nie ustępują oficjalnym lokalizacjom, a jeśli brać pod uwagę niektóre z niechlubnych przykładów przytoczonych powyżej, to znacznie je przewyższają. Dawno minęły już czasy w których za tłumaczenia brali się ludzie znający angielski słabiej niż perfekt, nie mówiąc już o tym, że rzadko kiedy są one dziełem tylko jednej osoby - poza osobą przekładającą tekst, w projekcie biorą również udział graficy, testerzy, koderzy etc.

Tajemnicą poliszynela jest też fakt, że wśród fanowskich grup zajmujących się spolszczeniami znajdziemy niejednego zawodowego tłumacza. Potwierdzeniem jakości stworzonych przez fanów polskich wersji są budujące przykłady ich wykorzystania przez wydawców: w naszym kraju, tak jak i na świecie, zdarzają się historie takie jak z grą Ys: Oath of Felghana (przygotowując się do wydania gry na PSP firma Xseed zakupiła licencję na fanowskie tłumaczenie z wersji PC, zaś jego autor został przez Xseed zatrudniony).

W Polsce wspomniane wcześniej EA Polska namaściło fanowskie tłumaczenia dodatków do Dragon Age: Początek jako oficjalne. Dzięki temu w Pieśń Leliany, Golemy Amgarraku oraz Polowanie na Czarownice mogły zagrać osoby, które kupiły podstawową grę w wersji polskiej - po jej wydaniu, dystrybutor nie zadbał bowiem o przetłumaczenie DLC i pozostawił graczy samym sobie.

Cofając się kilka lat w przeszłość, można też przytoczyć historię polskiego wydania Fallout 2, przy którym dla odmiany wykazali się ludzie z CD Projekt. Po premierze angielskiej wersji fani wzięli się za tłumaczenie, ale przedsięwzięcie upadło. Kiedy jednak w CDP zaczęto przymierzać się do wydania gry po polsku, zatrudniono koordynującego fanowskie tłumaczenie Łukasza "Oiolosse" Chmielewskiego, jak również kilku osób w nie zaangażowanych, w tym znanego wśród fanów Fallouta Pawła “Ausira” Dębowskiego, założyciela The Vault, falloutowej Wiki. Po uzupełnieniu, przeredagowaniu i oczyszczeniu z błędów tłumaczenie nieoficjalne zostało upgrade’owane do oficjalnego - polskie wydanie Fallout 2 zawdzięczamy zatem w dużej mierze pracy fanów.

Made in Japan, czyli cudzego nie znacie

Nie jest to zresztą jedyny przypadek, że z jakimś tytułem zapoznajemy się nad Wisłą dzięki ochotnikom. To dzięki fanowskim tłumaczeniom polscy gracze poznali klasyki, które nie zostały nigdy przełożone na nasz język, jak Chrono Trigger na SNES, pierwsze Final Fantasy z NESa, czy choćby doskonałe przygodówki pod DOS: Day of the Tentacle i Beneath a Steel Sky (a to bynajmniej nie koniec listy spolszczeń starszych gier). Warto nadmienić, że na podobnej zasadzie świat anglojęzyczny odkrył japońskie tytuły, które inaczej pozostałyby nieznane poza Krajem Kwitnącej Wiśni. Darmowe gry niezależne, takie jak rewelacyjne Cave Story, czy piekielnie trudna La Mulana, z czasem zyskały wersje HD i porty na konsole, ale nie zauważono by ich na zachodzie, gdyby nie fani, którzy zadali sobie trud przełożenia ich na angielski.

[solr id="gadzetomania-pl-328488" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://gadzetomania.pl/4421,lenovo-thinkpad-x1-carbon-touch-ultramobilny-high-end-z-kafelkami" _mphoto="lenovothinkpadx1carbon-1-2c321bf.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]4697[/block]

Podobnie było też z tytułami konsolowymi, jak na przykład Mother 3 na GBA, sequelem klasycznego RPGa ze SNES, której to gry Nintendo nie zlokalizowało, pomimo petycji fanów motywując to niewielkim zainteresowaniem. Wersję angielską stworzył zatem po godzinach zawodowy tłumacz, Clyde “Tomato” Mandelin. Bez ciężkiej pracy fanów nie poznalibyśmy też nigdy Policenauts z PSX, gry stworzonej przez legendarnego Hideo Kojimę, która nie doczekała się wydania na zachodzie z powodu kłopotów z dopasowaniem dubbingu przerywników filmowych. Również pierwsze dwie części serii Shin Megami Tensei, spinoffem której są gry z cyklu Persona, trafiły do anglojęzycznych graczy za pośrednictwem fanowskich lokalizacji.

Na legalu, czyli kwestie prawne i techniczne

Ciemną stroną nieoficjalnych tłumaczeń są problemy z legalnością niektórych z nich. Wyczerpująco temat ten pokrywa podstrona Nie Kradnę grupy Graj Po Polsku, warto jednak choć pokrótce nakreślić rozgraniczenie między legalnym a nielegalnym tłumaczeniem. Przede wszystkim fanowskie lokalizacje robione są całkowicie przez ochotników i udostępniane za darmo - fani nie wykorzystują istniejących już komercyjnych tłumaczeń, ale tworzą własne w sytuacji kiedy takowych brakuje, po czym dzielą się nimi niekomercyjnie, innymi słowy nie czerpią zysków ze swojej pracy. Wtedy i tylko wtedy jest to legalne: jeżeli ktoś żąda od Was zapłaty za lokalizację, a nie jest dystrybutorem gry, to znaczy że mamy do czynienia z łamaniem prawa.

W szarej, albo powiedzmy: szarawej, strefie sytuuje się też kwestia zaaplikowania spolszczeń. Na PC nie jest to wielki problem i cała rzecz sprowadza się do podmienienia odpowiednich plików w katalogu z grą. Niestety, w przypadku konsol sprawa się nieco komplikuje - do wprowadzenia zmian językowych, trzeba dobrać się do plików na płycie z grą, czyli de facto zmodyfikować jej obraz na dysku i/lub go wypalić. Aby uruchomić takie “poprawione” płytki trzeba dysponować przerobioną konsolą, która nie sprawdza legalności tychże - i tu właśnie wkraczamy w szarą strefę. Część osób korzystających z fanowskich spolszczeń kupi oryginał, ale części wystarczy zwykła piracka kopia z wprowadzonymi modyfikacjami podmieniającymi język na Polski.

Polacy nie gęsi, iż swych tłumaczy mają

Wracając do rodzimej sceny fanowskich tłumaczeń, obecnie w Polsce sporo się dzieje na tym polu. Poza wspomnianymi powyżej ludźmi z Graj Po Polsku, którzy przygotowali m.in. polskie wersje Okami i The Walking Dead, jak również nieoficjalny polski dubbing (tak jest! pełny dubbing!) gry Medievil, działa jeszcze grupa Iron Squad, którzy odpowiadają za lokalizacje GTA IV i Duke Nukem Forever, a obecnie pracują m.in. nad Borderlands 2, Torchlight 2 i Spec Ops: The Line, a także grupa Bartle Doo In Polish, która ma na koncie spolszczenie Manhunt 2 , a teraz pracuje nad L.A. Noire i GTA: Chinatown Wars.

Czemu fani inwestują długie miesiące, a niekiedy i lata pracy w tłumaczenia gier? I to w dodatku bez nadziei na najmniejszy zysk z tego? Powody bywają różne: chęć doskonalenia warsztatu translatorskiego, wpisanie pełnego growego projektu do CV, przyjemność z podzielenia się ulubionym tytułem z osobami które nie władają językiem obcym, niekiedy także perfekcjonizm, który powoduje, że po prostu nie sposób odpuścić źle zrobionemu oficjalnemu spolszczeniu...

Jak widać, fanowskie tłumaczenia to obecnie o wiele szerszy i zarazem bardziej skomplikowany temat niż dziesięć, piętnaście lat temu. Z jednej strony powstaje ich znacznie więcej, a ich jakość jest o niebo lepsza niż kiedyś, z drugiej jednak trzeba uważać na kwestie prawne i nielegalne spolszczenia. Można oczywiście pytać, czy w ogóle lokalizacje mają sens i czy nie lepiej grać w języku oryginału. Cóż, choć niezaprzeczalnie jest to doskonały sposób na szlifowanie umiejętności lingwistycznych, to jednak nie każdy włada obcymi językami na poziomie umożliwiającym pełne przyswojenie treści gry.

Poza tym, czasami ludzie chcą po prostu odpocząć przy rozgrywce, a nie męczyć się próbami zrozumienia zagranicznego narzecza. Popularność polskich tłumaczeń, tak tych oficjalnych, jak i fanowskich, dobitnie świadczy, że jest na nie zapotrzebowanie. Nieoficjalny “drugi obieg” wyręcza dystrybutorów, uzupełniając pulę spolszczeń o tytuły, które pominięto w polityce wydawniczej, dzięki czemu mogą się nimi cieszyć także osoby nieznające języków obcych.

Bartłomiej Nagórski

Za pomoc w powstaniu tekstu dziękuję Norkowi, Manuelowi Czaszce i mziabowi.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)