Poważny problem z fotowoltaiką. "To bomba z opóźnionym zapłonem"
Szykuje się duży problem z fotowoltaiką. Od stycznia zlikwidowany zostanie system opustów, przez co nowi prosumenci będą rozliczać się z wyprodukowanej energii na mniej korzystnych warunkach. Może to wywołać duży pośpiech wśród inwestorów.
04.10.2021 | aktual.: 08.03.2022 13:45
Rosnące ceny energii elektrycznej w połączeniu z dużymi dotacjami i opłacalnym systemem rozliczania produkcji z instalacji fotowoltaicznych sprawiają, że Polacy wciąż chętnie inwestują w fotowoltaikę. Od uruchomienia trzeciej edycji programu Mój Prąd minęły zaledwie trzy miesiące i wszystko wskazuje na to, że na dniach skończą się środki, które przewidziano na ten cel. Świadczy to o tym, że fotowoltaika mocno się rozwija, ale jednocześnie generuje duże ryzyko.
Dziennikarze serwisu GlobEnergia.pl rozmawiali z Kamilem Sankowskim, członkiem zarządu ds. sprzedaży Edison Energia. Zauważył on, że kluczową rolę w procesie rozwoju odnawialnych źródeł energii w Polsce odegrał właśnie system opustów, czyli net-metering. Zdaniem Sankowskiego, wraz z programem Mój Prąd i ulgą termomodernizacyjną, narzędzie to niemal dwukrotnie skróciło czas zwrotu inwestycji w fotowoltaikę - z około 15 do około 7-8 lat.
Net-metering dobrze wpływał na rozwój odnawialnych źródeł energii i zachęcał do inwestowania w nie. Jednocześnie warto pamiętać o problemach, które generuje. System ten zachęca do budowania instalacji przewymiarowanych, a jednocześnie w żaden sposób nie promuje inwestowania w magazyny energii. To zaś przyczynia się do przeciążania sieci przesyłowych i wyłączania się fotowoltaiki. Mimo wszystko - dla inwestorów najważniejszy był okres zwrotu danej inwestycji, a ten jest teraz naprawdę atrakcyjny.
Jakość usług może znacznie spaść
Informacja o likwidacji systemu opustów wywołała niemałe zamieszanie w branży. Ta zmiana może zniechęcić wielu klientów do inwestycji w fotowoltaikę w przyszłości, a to z kolei oznacza, że dla wielu firm zabraknie miejsca na rynku. Jest też druga strona tego medalu, czyli pośpiech inwestorów. Kto tylko może, chce uruchomić swoją mikroinstalację do końca 2021 roku.
Wielu klientów, to dużo pracy. Każdy przedsiębiorca chce zarabiać, więc oczywiste jest, że będzie przyjmował jak najwięcej zleceń. Niestety natłok zamówień może przekładać się na obniżenie jakości usług - prace mogą być wykonywane w pośpiechu, a zatem z mniejszą dokładnością. Do tego dochodzą problemy z dostępnością najwyższej jakości komponentów.
*- Ten wzrost popytu może mieć jednak swoją ciemną stronę. Kumulacja montaży późną jesienią oznacza ryzyko poważnych wypadków przy instalacjach. Co więcej, obecne globalne problemy z dostępnością wysokiej jakości komponentów mogą skłonić instalatorów do używania komponentów od niesprawdzonych dostawców. To zaś bomba z opóźnionym zapłonem - awarie takich instalacji mogą skończyć się tragedią * - komentuje Sankowski.