Rainbow Moon - erpegowy powrót do przeszłości na PlayStation 3

(Fot. Oficjalna Strona Gry)
(Fot. Oficjalna Strona Gry)
Piotr Rusewicz

18.08.2012 12:02, aktual.: 14.01.2022 09:24

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Uwielbiałem jRPG-i z pierwszego PlayStation. Zagrywałem się w nie z przyjaciółmi, z rodzeństwem, analizowałem i ze słownikiem kończyłem jednego za drugim. Chociaż era PlayStation 2 była niemalże równie dobra, to obecnie brakuje mi trochę takich gier. A Rainbow Moon wydawało mi się taką grą.

Uwielbiałem jRPG-i z pierwszego PlayStation. Zagrywałem się w nie z przyjaciółmi, z rodzeństwem, analizowałem i ze słownikiem kończyłem jednego za drugim. Chociaż era PlayStation 2 była niemalże równie dobra, to obecnie brakuje mi trochę takich gier. A Rainbow Moon wydawało mi się taką grą.

Obraz

Rainbow Moon jest tytułem nietypowym: to prawie rasowy jRPG, ale stworzony na Zachodzie, u naszych sąsiadów. Gra problematyczna – ponieważ oczekiwałem jej z wywieszonym jęzorem, aby następnie odbić się od projektów postaci i świata. Po prostu zabrakło kapki tej magii z Chrono Triggera, Crossa, czy Final Fantasy.

Rainbow Moon - Trailer [HD]

Jednak dałem Rainbow Moon szansę. Mimo wszystko fani gatunku ją docenili. I chociaż wciąż uważam, że za te pieniądze lepiej się obkupić w klasyki z pierwszego PlayStation na PSStore, to tytuł broni się pomysłami oraz obszarem gry. Sam nie dobiłem do 40 godzin, ale już wiem, że opinie mówiące o zawartości na 100 godzin nie są przesadzone. To gra pełna zadań, lochów i walk.

Tęcza dla bohatera

Niestety, historia nie porywa. Rainbow Moon to RPG, który przede wszystkim stara się zdobyć serca systemem, a na dodatek łączy klasyczną dla gatunku eksplorację z taktycznymi walkami, ociupinkę przypominającymi takie tuzy jak Final Fantasy Tactics i Tactics Ogre. Historia schodzi tutaj na dalszy plan, co jednak wykonano o tyle dobrze, że nie przeszkadza. Nie żenuje i nie irytuje.

Obraz

W czasie walk zasuwamy oczywiście po polach z przeszkodami, po różnych środowiskach, po lochach pełnych wrogów. Co dziwne, atakujemy, wychylając gałkę w odpowiednim kierunku, co początkowo mocno dezorientuje. Podobnie dezorientuje rozwój postaci - ważniejsze rzeczy rozwijamy za tęczowe perły, które dostaje postać zabijająca potwora. Albo gracz z PSStore, jeśli ma nadmiar gotówki.

A mimo to Rainbow Moon ma przyjemy system, z walkami na kilkanaście postaci/stworów, w którym nie brakuje możliwości tak sztampowych, że aż szkoda wymieniać, ale też tak solidnie wykonanych, że trzeba pochwalić. Chwalę. Autorzy dobrze wykonali balans gry, dali niezłych bossów i ładnie wykonane lochy, w których można się zgubić.

Obraz

Rainbow Moon to bowiem ten typ RPG-a, który w pierwszej godzinie nudzi, a w dziesiątej uzależnia. Przechodziłem przez to przy Vagrant Story, Final Fantasy Tactics, a wreszcie Dark Souls i doskonale rozumiem, że RPG-om trzeba dawać szansę. Ten jest dobry. Oferuje dziesiątki rzeczy do zrobienia i jeżeli ktoś nie chce się babrać z grami z pierwszego PlayStation, to na PS3 nie ma konkurencji.

Tęcza dla developera

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=epLGyovfiHQ[/youtube]

Rainbow Moon ma tonę dobrych rzeczy, poza fabułą i projektami. Walki losowe można aktywować lub dezaktywować, a dzięki ogromowi questów nie czuje się za bardzo grindowania czy monotonii. Technicznie oprawa wygląda naprawdę nieźle i przypomina mi Ysy, ale, niestety, do końca gry prześladowały mnie te projekty postaci rodem z tanich, pudełkowych gier sprzedawanych w kioskach. Za to muzyka momentami jest piękna i przyjemnie towarzyszy w pokonywaniu piekielnych bestii i małych grzybków.

Największym problemem gry jest to, że chciałbym, aby to była „duża gra”, a nie produkcja z dystrybucji sieciowej. Dla mnie to lepszy „retro revival” niż Grimrock, jednak definitywnie gra nie dla każdego.

jRPG-i bardzo, ale to bardzo powoli się starzeją. I wciąż wolę sam czy z kimś zagrać w dziesiątki gier z pierwszych dwóch konsol Sony, ze SNES-a czy nawet z PlayStation 3 – gier, które są po prostu lepsze. Jeżeli jednak macie za sobą wszystko, co Was interesowało, a szukacie gry na długie godziny, złożonej i jednak zrobionej „po swojemu”, to Tęczowy księżyc spisuje się świetnie. Ja bawiłem się dobrze, tyle że zabrakło mi cechy, z którą skojarzyłbym tę grę na zawsze. Ale i tak to chyba najlepszy sRPG od czasów Disgaea 4 i Tactics Ogre.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania