Recenzja Killing Floor 2. Nie lubisz multiplayera? Dzięki tej grze możesz zmienić zdanie
Kto by pomyślał, że „tryb hordy” rozciągnięty do postaci samodzielnej gry może dać więcej zabawy, niż niejedna strzelanka z singlową kampanią i dwunastoma odmianami multiplayera?
Horda zombi nr 201740
Jeśli w Killing Floor 2 jest fabuła, to ja jej nie zauważyłem. Ze szczątkowych dialogów rzucanych losowo przez postaci i bossów można wywnioskować, że zły naukowiec stworzył armię uzbrojonych zombi, aby podbić świat. Zabawa polega na drużynowym zabijaniu hord umarlaków.
Nie brzmi to szczególnie oryginalnie – który to już raz mamy rzeźnię z zombi? W praktyce jednak Killing Floor 2 pozytywnie zaskakuje. Trupy nie są bowiem standardowymi nieumarłymi, a zmutowanymi, wzbogaconymi o mechaniczne wszczepy mutantami, które przypominają krzyżówkę stworzeń z Dooma i filmu Return of the Living Dead 3.
W trybie standardowym drużyna złożona z maksymalnie sześciu graczy walczy z falami coraz groźniejszych przeciwników sterowanych przez AI, dozbrajając się pomiędzy kolejnymi atakami. Można zdefiniować długość rozgrywki (4, 7, 10 fal) i poziom trudności.
Gra oferuje kilkanaście klas postaci, różniących się startowym wyposażeniem startowym i do niektórych umiejętności (szybsze przeładowanie, większe obrażenia dla danego typu broni itp.). Co ciekawe, aby podnosić poziom specjalizacji, nie trzeba jej wybierać. Można grać np. jako komandos, aby korzystać z jego odblokowanych umiejętności, a po pierwszej rundzie kupić maczugę i zdobywać doświadczenie berserkera. Punkty wędrują bowiem na konto klasy, do której jest przypisana używana broń.
Dlaczego to tak wciąga?
Nie przepadam za multiplayerem. Lubię, kiedy rozgrywka ma początek i dąży do sensownego końca. A jednak Killing Floor 2 wciągnął mnie – i to w stopniu porównywalnym z Left4Dead, moją jedyną multiplayerową miłością.
Killing Floor 2 - PS4 gameplay
Gra działa w 60 klatkach na sekundę. Wideo zostało zapisane w 30 klatkach
Jest w tej grze coś, co diabelnie wciąga. To suma wielu czynników, z których najważniejszym jest soczysta, szybka akcja. Czuć, że bronie mają kopa. Głowy truposzy rozpryskują się w fontannach krwi, która nie znika i po paru rundach maluje całą mapę na czerwono. Wszystkiemu towarzyszy agresywna, pompująca adrenalinę metalowa muzyka.
Atmosfera pozostaje mimo wszystko lekka, gra jest bowiem kolorowa i wesoła. Można się szczerze uśmiechnąć, słysząc niektóre kwestie bohaterów. Także odzywki bossów są radośnie kiczowate – podobnie jak ich design. Sam fakt, że na końcu rozgrywki czeka trudny do pokonania szef, daje natomiast poczucie dążenia do celu. Na starcie z bossem po prostu się czeka. Stanowi ono kulminację wszystkich wysiłków, wisienkę na torcie, prezent po kolacji wigilijnej – a tego właśnie brakuje mi w klasycznych strzelankach drużynowych, gdzie gra się tylko na punkty.
Killing Floor 2 w naturalny sposób wymusza współpracę. Mocniejszych przeciwników nie sposób ubić w pojedynkę, zwłaszcza że towarzyszy im rój słabeuszy, którzy w kupie także stanowią zagrożenie. Siłą rzeczy nie da się grać na złość towarzyszom, a to znaczy, że trollujący gracze są niespotykanym zjawiskiem. Jednocześnie pierwsze fale wrogów są na tyle proste, że można pobawić się w samotnego wilka. I pięknie!
Mapy są zaskakująco duże, a mecze nie koncentrują się tylko na ich jednym fragmencie. Co rundę zmienia się lokalizacja sklepu z ulepszeniami, co sprawia, że „linia frontu” przenosi się w inne miejsce w organiczny, niewymuszony sposób. Do tego istnieje możliwość rozwinięcia postaci w rozgrywce offline, dzięki czemu nawet słabsi gracze nie zostaną rzuceni na głęboką wodę.
Niestety, Killing Floor 2 to gra nastawiona na multiplayer, a więc otrzymujemy całe dobrodziejstwo inwentarza.
Zawodne serwery, powtarzalność i inne problemy gier multi
Killing Floor 2 pozwala grać na serwerach z różnych części świata, ale z niewiadomego powodu udawało mi się połączyć wyłącznie z graczami z zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Za każdym razem, gdy wybierałem inny region, gra zawieszała się na ekranie ładowania. Tylko raz udało mi się dostać na europejski serwer, więc najwyraźniej rozgrywki są tam toczone, ale po paru sekundach musiałem zrobić reset. W końcu przestałe szukać gier poza USA, bo szkoda mi było czasu – wyłączanie i uruchamianie aplikacji od nowa to dobre dwie minuty w plecy.
Ani razu nie udało mi się połączyć z meczem w trybie VS, w którym ścierają się dwie drużyny: łowców i zombiaków. Tutaj zwisy występowały nawet na serwerze amerykańskim. Choć VS teoretycznie istnieje, nie wiem, jak wygląda, i nie biorę go pod uwagę w tej recenzji. Kod sieciowy zdecydowanie wymaga poprawek.
Mimo wszystko znacznie bardziej uwierała mnie inna wada sieciowych strzelanek: preferencje graczy względem map. Killing Floor 2 oferuje 12 podstawowych, stworzonych przez developera poziomów – świetnie wyglądających i zróżnicowanych. Dostępne są levele w zrujnowanym Paryżu, tajnym laboratorium, katakumbach, gotyckiej posiadłości, a nawet w piekle. A jednak cztery na pięć głosowań na mapę wygrywa „Farma” - najnudniejsza mapa, jaką można sobie wyobrazić.
Z jakiegoś powodu gracze najchętniej bawią się w smętnej, pozbawionej niespodzianek scenerii wiejskiego domu. Jeżeli jakimś cudem głosowanie wygrywała ciekawszy poziom, po chwili większość ekipy opuszczała serwer. Może to kwestia regionu – grałem wszak z Amerykanami, dla których czerwona stodoła przy polu kukurydzy to znajomy widok – ale mam już serdecznie dość ubijania zombi na farmie.
Wreszcie: tak naprawdę zabawa nabrała rumieńców po paru godzinach, gdy ulepszyłem postać. Przed poprawieniem statystyk i odblokowaniem paru umiejętności bronie startowe wydawały się przesadnie słabe, a przeładowanie ich trwało wieczność.
Na półkę z nią!
Choć gra nie pozwoliła mi przetestować jednego z dwóch jej głównych trybów; choć ma prostą mechanikę, która w innych tytułach jest tylko jednym z wielu trybów zabawy; choć musiałem ograniczyć się do jednego serwera i przez pierwsze godziny męczyłem się ze słabą, nieefektywną postacią – ostatecznie Killing Floor 2 oceniam bardzo wysoko.
To gra, która cieszy oko, wciąga i daje masę satysfakcji. Sprawiła nawet, że sięgnąłem po portfel i przedłużyłem abonament PlayStation Plus - tylko dla niej. Zwykle multiplayer mnie ziębi, ale Killing Floor 2 – zachwyca.
Egzemplarz gry udostępniło wydawnictwo Techland