SteelSeries Arctis 3 – słuchawki dla graczy bliskie ideału [recenzja]
Serią Siberia marka SteelSeries wysoko ustawiła poprzeczkę dla słuchawek gamingowych. Po latach duński producent rzucił wyzwanie sam sobie, wprowadzając na rynek serię słuchawek Arctis. Te okazały się nadzwyczaj udane, o czym miałem okazję przekonać się, testując jeden z modeli – SteelSeries Arctis 3.
25.06.2018 | aktual.: 09.03.2022 10:34
Wzornictwo tego zestawu to połączenie surowego minimalizmu z modernizmem Bauhausu. To zabawa formą tam, gdzie – na pozór – pozostało miejsce jedynie na czystą użyteczność. Projektanci SteelSeries stanęli na wysokości zadania i w mojej ocenie wyszli z tej próby zwycięsko, choć efekt nie każdemu przypadnie do gustu.
Chcesz czy nie, pokochasz przejściówki
W sporym pudełku, poza samymi słuchawkami trafimy na parę dodatków. Poza standardową porcją (nie)zbędnej makulatury, znajdziemy – pieczołowicie rozmieszczone - drobiazgi w postaci przejściówek, pozwalających na podłączenie zestawu do różnych źródeł dźwięku.
Wszystko za sprawą faktu, że kabel nie jest podłączany do słuchawek typowym jackiem, ale autorskim złączem SteelSeries, do którego podłączane są przejściówki, pozwalające na podłączenie do standardowego gniazda audio (wtyczka 4-polowa, obsługująca również mikrofon) albo do osobnych gniazd audio i mikrofonowego (razem z tą przejściówką otrzymujemy 3 metry kabla, więc podłączenie nawet do zakopanego pod biurkiem komputera nie będzie stanowić problemu).
Samo rozwiązanie budzi mieszane uczucia. Z jednej strony uszkodzenie albo zgubienie nietypowego kabla czy przejściówki oznacza spory problem. Z drugiej – wszystko, co niezbędne jest oferowane przez producenta w rozsądnych cenach, bez absurdów, do których przyzwyczaiły nas choćby ceny przejściówek z nadgryzionym jabłkiem. Mimo wszystko – ze względu na nietypowe rozwiązanie – ten aspekt trzeba umieścić po stronie wad sprzętu.
Sterowanie w lewej słuchawce
Wzornictwo jest sprawą gustu. W mój Arctisy 3 trafiają tym bardziej, że – w przeciwieństwie do droższych modeli – producent oszczędził nam paskudztwa w postaci jarmarcznych światełek. Nic nie świeci, nie miga, nie pulsuje – i tak ma być. Wyjątkowo prosta jest również konstrukcja słuchawek, z obrotowymi nausznikami umieszczonymi na stałym pałąku – wszelka regulacja odbywa się poprzez dopasowanie długości wewnętrznego, zapinanego na rzep paska. To proste, nieprzekombinowane i bardzo skuteczne.
Sterowanie słuchawkami jest możliwe dzięki lewemu nausznikowi, gdzie znajdziemy pokrętło głośności, przycisk wyciszający mikrofon, a także gniazda – autorskie SteelSeries i standardowy minijack. Do regulacji głośności można mieć zastrzeżenia – pokrętło działa płynnie, ale bez żadnych skoków, przez co trudno połączyć szybkość zmiany poziomu dźwięku z precyzją.
Dobry mikrofon, który wycisza dźwięki otoczenia
Wbudowane w lewą muszlę gniazdo SteelSeries służy do podłączenia źródła dźwięku, a minijack to opcjonalne wyjście, do którego można podłączyć jeszcze jedną parę słuchawek. Uzupełnieniem wyposażenia lewego nausznika jest chowany mikrofon, którego elastyczny przewód pozwala bardzo dobrze dopasować go do naszej twarzy.
Praktyczne testy wskazują jednak, że to trochę przerost formy nad treścią, bo w moim przypadku najlepszy efekt uzyskałem, mówiąc do schowanego albo minimalnie wysuniętego mikrofonu. Znakomicie spisuje się za to technologia ClearCast, odpowiadająca za redukcję odgłosów otoczenia. Choć parę razy zdarzyło się, że mikrofon trochę się pogubił i wyciszał nie to, co trzeba, z reguły sprawdzi się nawet w bardzo niesprzyjających warunkach.
SteelSeries Arctis 3 – brzmienie zależne od oprogramowania
Przeglądając dostępne w sieci recenzje tego sprzętu można poczuć lekką konsternację: jedni chwalą Arctisy 3 za mięsisty bas, inni ganią za niedostatek niskich tonów. Co najlepsze, obie opinie są trafne, bo tak naprawdę SteelSeries Arctis 3 to dwie różne pary słuchawek – to, jak zagrają, zależy od oprogramowania SteelSeries Engine.
Bez niego słuchawki grają dość płasko i o ile oszczędne dawkowanie niskich tonów jest tym, co w przypadku muzyki bardzo lubię, to w grach wręcz przeciwnie. Warkot silnika ma zwijać neurony, wybuch uderzać falą dźwięku, a słowa "Bomb has been planted" zabrzmieć jak ostateczny wyrok śmierci, wydany na armię Paulusa pod Stalingradem.
Arctisy tak właśnie grają. Z aktywnym 7.1 pokazują, że przestrzenny dźwięk to nie tylko dobrze brzmiący slogan, ale bogactwo wrażeń i poczucie, że świat gry faktycznie nas otacza, a nie tylko pstryka raz w lewe, raz w prawe ucho. Choć do absolutu jeszcze trochę brakuje, to – jak na zestaw podłączony analogowym minijackiem – jest lepiej niż dobrze. Szkoda tylko, że są to wrażenia zarezerwowane dla klientów Microsoftu.
SteelSeries Arctis 3 i muzyka
Gdy słyszę o "słuchawkach dla graczy" to, cytując Hannsa Johsta, mam ochotę odbezpieczyć rewolwer. Slogan sugerujący, że oprawa dźwiękowa gry to jakaś inna muzyka od ostatniej płyty Trenta Reznora, średnio do mnie przemawia. Dobre brzmienie to dobre brzmienie i kupując jakiekolwiek słuchawki, wymagające wyciągnięcia z portfela banknotu z Władysławem Jagiełłą, powinniśmy mieć pewność, że nasze uszy nie odpadną ani nie oflagują się w proteście. Nie ma tu znaczenia, czy w danej chwili słuchamy Czajkowskiego, ratujemy ludzkość czy skaczemy z wieży w asyście odgłosu polującego orła.
SteelSeries Arctis 3 dają nam tę gwarancję, jednak pamiętajmy, że ideą przyświecającą twórcom było zadowolenie graczy, a nie melomanów. Ci mogą narzekać nie tylko na samo brzmienie, ale i na średnią izolację od odgłosów otoczenia. Bezsprzecznym atutem jest za to dopasowanie słuchawek do głowy. Mimo prostoty konstrukcji, po regulacji jedynej części, którą da się regulować – czyli wewnętrznego paska – Arctisy siedzą na głowie jak przyklejone, a jednocześnie nie uciskają i nie uwierają. Kilka godzin ze słuchawkami na głowie nie powoduje żadnego dyskomfortu, choć – jak przy innych zamkniętych konstrukcjach – w uszy robi się bardzo ciepło.
Paradoksalnie, jeśli zaczniemy analitycznie opisywać składowe pasma, w zasadzie na każdym etapie wyjdą nam jakieś braki. Jeśli jednak potraktujemy brzmienie jako całość, zestaw sprawdzi się nadspodziewanie dobrze. Zdecydowanie da się w tym słuchać muzyki i nie musimy być masochistami, by czerpać z tego przyjemność. Ja czerpałem ją ze standardowo używanego do testów audio zestawu albumów:
- Hector Zazou: Songs From The Cold Seas
- Darkthrone: Panzerfaust
- Arch Enemy: Will to Power
- Cypress Hill: Los grandes éxitos en español
- Warsaw Philharmonic: Penderecki conducts Penderecki 2
- Spiderbait: Tonight Alright
300 zł, które warto wydać
Nie ukrywam, że gdy po raz pierwszy wziąłem Steel Series Arctis 3 do ręki, słuchawki – mimo świetnego wyglądu – nie wzbudziły we mnie przesadnego entuzjazmu. Szacunek przyszedł z czasem. To ten typ sprzętu, który (z aktywnym oprogramowaniem producenta) nie jest przezroczysty i neutralny – słuchawki są "jakieś", mają swój charakter, a tym samym mogą trafić lub nie w gust potencjalnego użytkownika.
W mój trafiły nadspodziewanie dobrze, będąc inkarnacją sloganu "mniej znaczy więcej". Oszczędne wzornictwo, niezła ergonomia i świetny stosunek ceny - ok. 300 zł - do jakości dźwięku, wystawiają inżynierom i designerom SteelSeries dobre świadectwo. Warto przy tym podkreślić, że w testowanych przeze mnie, najtańszych przedstawicielach serii zastosowano dokładnie te same przetworniki (40-mm, neodymowe SteelSeries S1), co w droższych modelach. Pod względem brzmienia seria Arctis jest zunifikowana – różnice dotyczą dodatkowych funkcji. Co istotne, na rynku jest również dostępny model SteelSeries Arctis 3 w wersji bezprzewodowej.
Końcowa konkluzja – próba odpowiedzi na pytanie "kupić czy nie kupić", jest w moim przypadku jednoznaczna. SteelSeries Arctis 3 to sztandarowy reprezentant swojej kategorii cenowej, zdecydowanie wychodzącej poza budżetową klasę sprzętu. To dopracowane, przemyślane słuchawki, które rewelacyjnie sprawdzą się w przypadku gier i nieźle w przypadku słuchania muzyki, a jednocześnie nie zmuszą nas do sprzedaży nerki ani zastawienia w lombardzie babcinych perełek. Na półce "do trzech stów" są propozycją zdecydowanie wartą polecenia.