Technologie fantastycznych światów [cz. 2.]: Magia i blaster
Zaawansowana technologia w przypadku dzieł z gatunku science fiction jest czymś oczywistym i stanowi niemal niezbędny element każdego uniwersum tej konwencji. Obdarzone sztuczną inteligencją roboty, kosmiczna broń masowego rażenia i laserowe substytuty broni białej to chleb powszedni tego gatunku, a wymyślne techniczne gadżety są tym, co od lat elektryzuje wyobraźnię jego fanów.
14.03.2012 15:11
Zaawansowana technologia w przypadku dzieł z gatunku science fiction jest czymś oczywistym i stanowi niemal niezbędny element każdego uniwersum tej konwencji. Obdarzone sztuczną inteligencją roboty, kosmiczna broń masowego rażenia i laserowe substytuty broni białej to chleb powszedni tego gatunku, a wymyślne techniczne gadżety są tym, co od lat elektryzuje wyobraźnię jego fanów.
Brat bliźniak SF, czyli cieszące się cokolwiek mniejszym prestiżem w tzw. kulturze wysokiej fantasy, wbrew pozorom również chętnie korzysta z bogatego arsenału „naukowych” wynalazków i rozwiązań. Czasami trudno dostrzec naukowe inspiracje w dziełach traktujących o magii, co jednak wcale nie oznacza, że opisywane w nich tajemne moce nie mają odpowiedników w prozaicznych, popularnych urządzeniach czy znanych zjawiskach fizycznych.
Na początku warto zauważyć parę wspólnych punktów SF i fantasy w kategorii scenografii oraz świata przedstawionego tych konwencji. Literacka czy filmowa fikcja łatwo usprawiedliwia wykorzystanie technicznych czarodziejskich różdżek, czyli niepodpartego logiką przypisywania wymyślonym technologiom niesamowitych mocy. Fabuła potrzebuje niezniszczalnych sztucznych żołnierzy, strzelających niekończącą się amunicją atomową? Nie ma sprawy, jeżeli wygląda to efektownie, popkulturowy widz nie ma więcej pytań.
Jedną z najwyraźniejszych inspiracji wszelkich dzieł czerpiących z gatunku fantasy stanowi po prostu historia nauki. Zanim takie pomysły jak atrament sympatyczny, „woda życia” czy eliksiry na stałe weszły do powszechnie rozpoznawalnego kanonu fantastycznych rekwizytów popkultury, fascynacja nimi przeszła przez etap poważnych studiów naukowych. Najwięcej niesamowitych pomysłów z pogranicza nauki i magii znajduje się w traktatach sprzed ery Francisa Bacona, postaci kluczowej dla rozwoju nowożytnej metodologii nauk.
Jako przykład można tu wymienić chociażby "Magiae Naturalis" niejakiego Giambattisty della Porty, jedno z ostatnich (wyd. 1558) dzieł tak wdzięcznie łączących rzetelne, naukowe obserwacje z dość fantazyjnymi spekulacjami na całe spektrum tematów: od geologii i medycyny po wyrób perfum oraz arkana dobrej kuchni. Inne dzieła z epoki wcale nie ustępują "Magii naturalnej", a ich rozmach i specyficznie pojmowana erudycja mogą nawet dziś zadziwić nie tylko poszukujących inspiracji autorów fantasy.
W pokaźnej księdze "Mathematical Magick" autorstwa Johna Wilkinsa są rozważania na temat prototypów łodzi podwodnej, wiecznie palących się lamp (czyli perpetuum mobile) i sztuki latania. Na przykładzie refleksji na temat możliwości wzbicia się człowieka w powietrze wyraźnie widać ewolucję w myśleniu o technice. Autor wychodzi od analizy znanych z Biblii aniołów i latających złych duchów, by następnie płynnie przejść do spekulacji na temat spadochronu.
Zobacz także
Jak widać, nauki ścisłe w dawnych wiekach charakteryzował niesamowity synkretyzm – uczeni, by uzasadnić czy podbudować swoje teorie, wprost uciekali się do sfery religii czy magii, dokonując niejednokrotnie zdumiewająco trafnych obserwacji przy udziale całkowicie fantastycznych pojęć. Podobną drogą, choć już z pełną świadomością popkulturowego bagażu, podąża część twórczości SF i fantasy, zręcznie mieszając mity oraz naukowe fakty.
Ciekawym zabiegiem wykorzystywanym dla odmiany w popularyzacji nauki poprzez konwencję fantasy jest seria książek "The Science of Discworld", osadzonych w słynnym uniwersum Terry'ego Pratchetta. Humorystyczna rama fabularna odwołująca się do znanego fanom prozy Pratchetta Niewidocznego Uniwersytetu i perypetii z powstaniem Świata Kuli (a więc realnie istniejącej Ziemi) skrywa pisaną całkiem na serio popularnonaukową treść obejmującą niemal całą historię powstawania i ewolucji życia na naszej planecie.
Kolejnym obszarem popkultury, który obficie czerpie zarówno z fetyszy nauki, jak i konwencji fantasy, są gry komputerowe. Niektórzy zapewne pamiętają słynny niegdyś cRPG Arcanum, w którego uniwersum możliwe było koegzystowanie uzdolnionych technologicznie snajperów i miotających straszliwe czary magów. Trzeba jednak przyznać, że niewiele tego typu produkcji spełniło pokładane w nich nadzieje.
Udane połączenie dwóch tak wyrazistych konwencji wymaga dogłębnego przemyślenia zarówno ramy fabularnej, jak i mechaniki, a zapatrzenie w teorię dzieła totalnego na gruncie komputerowej rozrywki przynosi raczej opłakane rezultaty. Paradoksalnie, jak dotychczas połączenie technologii i magii przynosiło najlepsze efekty w przypadku zdawałoby się niewymagających fabularnie produkcji spod znaku hack & slash, czego wymownym dowodem jest amerykański Torchlight.
Związki nauki i technologii z dziełami fantastycznymi to bez wątpienia rzecz skomplikowana. Niektórzy twórcy nie boją się wykorzystywania technologii w konwencji fantasy (patrz żyrokopter z Warcrafta), większość jednak dba o czystość gatunkową swoich dzieł, eliminując z nich wszelkie „naukowe” wtręty. Zawsze jednak warto mieć świadomość, że od popkulturowej wersji baśni dla dorosłych niedaleko jest do nie tak znowu starożytnych naukowych traktatów.