To nie tak, jak myślisz. Obalamy 4 popularne mity o sztucznej inteligencji
Sztuczna inteligencja budzi nadzieje i obawy. Gdy duże i małe firmy, a nawet kraje, ścigają się, inwestując w technologię przyszłości, wizjonerzy przestrzegają przed jej niekontrolowanym rozwojem. Przy okazji powstają mity, które czerpią z naszych lęków, ale nie mają wiele wspólnego z prawdą.
11.05.2018 | aktual.: 09.03.2022 10:35
Sztuczna inteligencja zniewoli ludzkość
Popkultura nieustannie karmi nas wizjami świata, w którym dochodzi do konfrontacji pomiędzy jakąś formą sztucznej inteligencji a ludźmi. Skutek jest zazwyczaj opłakany, a ewentualne zwycięstwo naszego gatunku okupione ogromem cierpienia i dewastacją planety. Nic dziwnego – lubimy się bać, a straszenie technologią jest łatwe.
Tym bardziej, gdy media w sensacyjnym tonie przedstawiają choćby takie wynalazki, jak pomysł robota bojowego. Z punktu widzenia faktów, a nie szukania taniej sensacji, dużo istotniejsze wydają się deklaracje Google’a, który przez jedną ze swoich spółek – Deep Mind – intensywnie pracuje nad rozwojem sztucznej inteligencji. Przez długi czas współzałożyciel Deep Mind, Mustafa Suleyman, w przekonujący sposób uspokajał stwierdzeniami, że tworzone algorytmy są i będą całkowicie kontrolowane.
Wieloletnią narrację wywrócił komunikat, dotyczący prac nad "killer-switchem" – mechanizmem pozwalającym na awaryjne wyłączenie sztucznej inteligencji w sytuacji, gdy mogłaby zacząć zagrażać ludziom. Doniesienia te idealnie wpisują się w serię ostrzeżeń, wygłaszanych przez Stephena Hawkinga czy Elona Muska, który w jednej ze swoich wypowiedzi wyraził obawy, że nasza cywilizacja powstała tylko po to, aby umożliwić nadejście tej prawdziwej, stworzonej przez SI.
Wszystkie te obawy pomijają jednak jeden, istotny wątek: utożsamiają cele wytyczone przez twórców SI z wolną wolą i instynktami, które nasz gatunek wykształcił przez niezliczone lata ewolucji. Jeśli nikt jej tego nie nakaże (np. poprzez wyznaczenie zadania przetrwania za wszelką cenę), sztuczna inteligencja nie będzie miała żadnego powodu, by przejmować się swoim istnieniem. Hamletowskie "być albo nie być" w jej przypadku nie ma żadnego sensu.
Maszyny zabiorą nam pracę
Świat się zmienia. Rozwój technologii sprawia, że w wielu dziedzinach praca człowieka staje się mniej efektywna od pracy maszyny. Błędy, brak powtarzalności, wydajność spadająca wraz z czasem – mogłoby się wydawać, że ludzie są na przegranej pozycji. Co gorsza, futuryści wieszczą przyszłość, w której praca stanie się przywilejem dostępnym jedynie dla twórczej elity, a większość naszego gatunku będzie skazana na wegetację, osłodzoną najwyżej iluzją wirtualnej rzeczywistości.
Brzmi to wszystko całkiem przekonująco. Tym bardziej, że zmiany zachodzą na naszych oczach: maszyny wypierają ludzi nie tylko z taśm produkcyjnych, ale choćby z centrów telefonicznej obsługi klienta, redakcji czy działów bankowości, zajmujących się analityką. Modernizacja i wprowadzenie robotów czy algorytmów analizujących dane sprawia, że z dnia na dzień część pracowników staje się niepotrzebna. To wszystko prawda.
Problem w tym, że to już było. Wraz ze zmianami, zapoczątkowanymi 300 lat temu przez rewolucję przemysłową, pojawili się luddyści (wspomnienie o nich to obowiązkowy punkt każdych rozważań o wpływie technologii na rynek pracy), niszczący automatyczne krosna tkackie w przekonaniu, że bronią miejsc pracy i dobrobytu rzesz pracowników. Fakty okazały się inne: rozwój technologii wymusza zmiany, ale wraz z zastępowaniem niektórych zawodów przez maszyny pojawiają się nowe potrzeby i nowe obszary, w których można zagospodarować pracę ludzi.
Choć odwołania do przeszłości nie zawsze stanowią dobry fundament do przewidywania tego, co nadejdzie, dotychczasowe doświadczenia skłaniają raczej do ostrożnego optymizmu. Przynajmniej do czasu, gdy za sprawą rozwoju technologii nadejdzie tzw. technologiczna osobliwość, czyli niemożliwe przy obecnym stanie wiedzy do przewidzenia zmiany, wywracające wszelkie dotychczasowe zasady i przewidywania.
Stany Zjednoczone mają przewagę w dziedzinie sztucznej inteligencji
Oczywistość jako mit? Szok? Niedowierzanie? Spokojnie, nikt nie kwestionuje znaczenia technologii, tworzonej m.in. w Dolinie Krzemowej. Problem w tym, że prymat Stanów Zjednoczonych w dziedzinie nowych technologii, do niedawna bezsprzeczny i niepodważalny, powoli staje się coraz mniej oczywisty.
Na globalnego konkurenta dotychczasowego hegemona wyrosły Chiny, a eksperci od geopolityki, uwzględniając ten fakt, prześcigają się w tworzeniu scenariuszy na dalszą i bliższą przyszłość. Co to ma wspólnego ze sztuczną inteligencją? W walce o globalną dominację Chiny uznały jej rozwój za jeden ze strategicznych celów, który w dłuższej perspektywie ma zapewnić Państwu Środka przewagę nad resztą świata. Ale czy w tym wypadku "chcieć" oznacza również "móc"?
Szukając odpowiedzi na to pytanie można snuć długie dysputy na temat przewagi liberalnej demokracji nad systemami totalitarnymi. Można również podkreślać znacznie obszaru wolności dla poziomu innowacji czy efektywności badań. Problem w tym, że paliwo dla sztucznej inteligencji to nie piękne idee, ale moc obliczeniowa i objętość dostępnych danych. Tym bardziej, że niedemokratyczne państwo nie musi przejmować się kwestiami praworządności, tworząc gigantyczne, scentralizowane zbiory danych.
Co zresztą czyni, wdrażając System Zaufania Społecznego (Social Credit System - SCS), czyli bazę danych służącą do oceniania obywateli. W połączeniu z rosnącymi w siłę gigantami handlu i elektroniki, jak Alibaba czy Xiaomi, które również zbierają dane, trudno o lepszy fundament do rozwoju sztucznej inteligencji. Tempo rozwoju Chin w tych dziedzinach i szybki, choć trudny do oszacowania wzrost nakładów wskazują, że uzyskanie przewagi nad Stanami Zjednoczonymi jest tylko kwestią czasu.
Każdy smartfon i pralka to siedziba sztucznej inteligencji
Gdyby wierzyć marketingowcom, nasz świat byłby pełen sztucznej inteligencji. Nic dziwnego – SI traktowana jest jak slogan – wytrych, mający sprzedawać banalne usługi i produkty, jak telefony czy pralki. Sztuczna inteligencja poprawiająca zdjęcia – to brzmi naprawdę dobrze. Podobnie jak inteligentna pralka, oszczędzająca nasz czas i prąd.
Problem w tym, że slogany o sztucznej inteligencji towarzyszą bardzo często banalnym funkcjom, jak dostosowanie ilości pobranej wody do wagi prania. Trafnie podsumował to w swoim artykule Miron Nurski, nazywając sztuczną inteligencję najbardziej nadużywanym sloganem ostatnich lat.
Z drugiej strony bardzo wiele zależy od tego, jak zdefiniujemy sztuczną inteligencję. Jeśli przywołamy tu słynny test Turinga, określający zdolność maszyny do posługiwania się językiem naturalnym, to już dzisiaj przechodzi go wiele różnych algorytmów. I nie chodzi tu wcale o efektowne prezentacje Asystenta Google’a, ale np. o krótkie notki prasowe, dotyczące przebiegu meczów, notowań giełdowych czy bieżących informacji. Materiały tego typu coraz częściej są tworzone automatycznie.
Sztuczna inteligencja – rozumiana jako możliwość poszukiwania zależności w ogromnych zbiorach danych – służy również m.in. do prognozowania przestępstw, typowania celów dla dronów, optymalizacji transportu czy diagnozowania chorób. W tej ostatniej dziedzinie opracowany przez IBM superkomputer Watson już teraz skutecznie wspiera onkologów w wykrywaniu niektórych nowotworów.
Sztuczna inteligencja faktycznie ma dla nas duże – i rosnące z miesiąca na miesiąc – znaczenie. Nie dajmy sobie jednak wmówić, że jej przejawem są banalne funkcje otaczających nas przedmiotów.