Recykling po amerykańsku, czyli ekościema. Zamiast przerabiać, wysyłali śmieci na inny kontynent

Przetwarzanie surowców to zdecydowanie dobre rozwiązanie dla naszej planety. Gorzej, że w praktyce recykling bywa po prostu kosztownym oszustwem. Dowodzi tego afera, jaka wybuchła w USA.

Problem śmieci rozwiązano, wysyłając je na inny kontynent
Problem śmieci rozwiązano, wysyłając je na inny kontynent
Źródło zdjęć: © Pixabay, Lic. CC0
Łukasz Michalik

25.03.2019 | aktual.: 09.03.2022 09:05

Jak sądzicie - co dzieje się ze śmieciami, które coraz staranniej sortujemy przed wyrzuceniem? Zazwyczaj są odbierane, sortowane jeszcze dokładniej, a następnie, jako surowce wtórne, przetwarzane. Korzyści wydają się oczywiste. Zasoby planety są efektywnie wykorzystywane, śmieci jest mniej, a do tego rozsądne przetwarzanie surowców wydaje się opłacalne.

Tak wygląda model, który sprawdziłby się w idealnym świece. Problem w tym, że – niestety – ten, w którym żyjemy, jest daleki od ideału. Wystarczyła jedna decyzja Chin, by budowany przez lata obraz dbającego o ekologię Zachodu rozsypał się jak domek z kart. Wszystko za sprawą amerykańskiego podejścia do recyklingu.

Eksport śmieci

Recykling po amerykańsku oznacza bowiem coś zupełnie innego niż mogłoby się wydawać. – Hej! Załadujmy nasze śmieci na statki i wyślijmy gdzieś daleko. Ważne, aby na trawniku przed Kapitolem nie było widać kubków po coli! – Tak w dużym uproszczeniu można podsumować działania, jakie podejmowało wiele amerykańskich metropolii w ramach proekologicznych starań.

Zamiast przetwarzać, wywozili śmieci do Chin
Zamiast przetwarzać, wywozili śmieci do Chin© Pixabay, Lic. CC

Wyrzucanie śmieci "gdzieś daleko" oznaczało w tym przypadku wysyłanie ich do Chin. Z ekologią nie miało to nic wspólnego. Z recyklingiem również, bo Chińczycy owszem, śmieci przyjmowali, ale nie po to, aby je przetwarzać, ale aby składować.

Skąd się bierze plastik w oceanie?

Jak to działa w praktyce, doskonale pokazuje poniższa mapa - 90 proc. plastiku, jaki trafia do mórz i oceanów, pochodzi z zaledwie 10 rzek. 8 z nich znajduje się w południowej Azji, dwie w Afryce. Ale wcale nie znaczy to, że spływające nimi śmieci powstały w tamtych rejonach świata.

10 rzek odpowiada za 90 proc. plastiku w oceanie. 1. Jangcy, 2. Indus, 3. Huang He, 4. Hai He, 5. Nil, 6. Ganges, 7 Rzeka Perlowa. 8. Amur, 9. Niger, 10. Mekong
10 rzek odpowiada za 90 proc. plastiku w oceanie. 1. Jangcy, 2. Indus, 3. Huang He, 4. Hai He, 5. Nil, 6. Ganges, 7 Rzeka Perlowa. 8. Amur, 9. Niger, 10. Mekong© Change

Wszystko działało dobrze do czasu, gdy chińscy decydenci postanowili, że Państwo Środka przestanie być śmietnikiem planety. Jak postanowili, tak zrobili - Chiny przestały przyjmować transporty amerykańskich śmieci. No i się zaczęło…

Recykling po amerykańsku

Okazało się, że amerykański recykling to w wielu przypadkach jedna wielka ekościema. Władze do spółki z organizacjami ekologicznymi mogą sobie wyznaczać coraz ambitniejsze cele i normy. W kolejnych raportach wszystko wygląda świetnie - ulice są czyste, a śmieci magicznie znikają.

Do czasu, aż okazuje się, że system po prostu nie działa, bo z przetwarzaniem surowców wtórnych nie ma nic wspólnego. Gdy nie da się wywieźć śmieci do Chin, trzeba je spalić, bo koszt przetwarzania jest zbyt wysoki i nikomu się to nie opłaca.

Import śmieci? To się opłaca!

Nikomu? Na szczęście jest iskierka nadziei. To, co w wydaniu amerykańskim stało się ekokarykaturą, okazuje się nieźle działać w Europie, a przynajmniej w niektórych krajach. Wystarczyło - zamiast maksymalizować krótkotrwałe zyski - podejść do problemu systemowo, jak zrobiła to Szwecja.

Na przetwarzaniu śmieci można zarobić!
Na przetwarzaniu śmieci można zarobić!© Pixabay

System recyklingu w tym skandynawskim kraju okazał się na tyle skuteczny, wydajny i opłacalny, że Szwecja zaczęła importować śmieci. Nie po to, by – jak Chińczycy – zrzucić je na wielką hałdę, ale po to, aby naprawdę je przetworzyć, przy okazji na tym zarabiając. Można? Można. Mogą również Niemcy, importujący ogromne ilości śmieci - dwukrotnie więcej niż rocznie produkuje cała Polska.

Mało śmiecimy, nie segregujemy

A jak jest w Polsce? Odpowiedzieć można jednym słowem: dziwnie. Wszystko za sprawą faktu, że polska branża przetwarzania odpadów jest zbyt wydajna w stosunku do możliwości dostawców. Produkujemy za mało śmieci? Owszem - w 2017 roku było to 315 kg na mieszkańca, czyli prawie najmniej w Unii Europejskiej (średnio – 487 kg, rekordowa Dania – 781 kg). W zasadzie powinno to być powodem do zadowolenia. Mniej śmieci produkują tylko Rumuni.

Problemem jest coś innego - jakość krajowych śmieci. Szwankuje polski system zbiórki i selekcji, który zamiast dostarczać surowce do przetworzenia, niezmiennie produkuje hałdy zwykłych odpadków. Te trafiają na wysypiska, a stamtąd - to bardzo, bardzo smutny żart - są często wysyłane wprost do supernowoczesnego centrum składowania odpadów w chmurze. Niestety, nie obliczeniowej, tylko tej śmierdzącej, powstającej po podpaleniu wysypiska.

Przenoszenie śmieci do chmury. Niestety, z nowoczesnością nie ma to nic wspólnego.
Przenoszenie śmieci do chmury. Niestety, z nowoczesnością nie ma to nic wspólnego.© Climate Central/Ted Christian

Polska też importuje śmieci. Musi

W rezultacie polskie firmy przetwórcze muszą sprowadzać śmieci z zagranicy. I nie byłoby w tym nic złego (śmieci importuje przecież wspomniana wcześniej Szwecja, Niemcy czy Czechy), gdyby nie fakt, że nie przetwarzamy tego importu w całości. Około 80 proc. importowanych śmieci udaje się powtórnie wykorzystać. Problemem jest pozostałe 20 proc., które trafiają po prostu na polskie wysypiska.

Na domiar złego - jak wynika z ubiegłorocznego raportu NIK - poziom przetwarzania polskich odpadków zamiast rosnąć, zaczyna maleć, co stawia pod znakiem zapytania ambitny cel, by w 2020 roku przerabiać połowę wytwarzanych w naszym kraju śmieci. Jedno jest pewne: do Chin - tak, jak robili to Amerykanie - już ich nie wywieziemy. Pozostaje wydajniej segregować i przetwarzać.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)
© Gadżetomania
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.