Miały być latające samochody, są aplikacje do wymiany książkami. Gdzie się podziała innowacyjność? Nie ma, bo brakuje... państwa

Miały być latające samochody, są aplikacje do wymiany książkami. Gdzie się podziała innowacyjność? Nie ma, bo brakuje... państwa

Miały być latające samochody, są aplikacje do wymiany książkami. Gdzie się podziała innowacyjność? Nie ma, bo brakuje... państwa
Adam Bednarek
21.06.2020 14:41, aktualizacja: 15.01.2022 16:49

Dlaczego współczesność wygląda inaczej, niż zakładali to futurolodzy? Odpowiedzią może być fakt, że całkowicie odsunięto od innowacyjności państwo. Tymczasem historia pokazuje, że bez publicznych środków nie ma przełomowych wynalazków.

Czym jest przedsiębiorczość? Szwajcarski ekonomista Joseph Schumpeter przekonywał, że przedsiębiorczymi nazwiemy osobę lub grupę, która przekształca nową ideę lub wynalazek w zyskowną inwestycję. Nie chodzi wyłącznie o stworzenie firmy - musi powstać nowy produkt, nowy proces lub nowy rynek dla istniejących już rozwiązań.

W książce "Przedsiębiorcze państwo" Mariana Mazzucato podaje jeszcze jedną definicję, którą stworzyli Frank H. Knight oraz Peter Drucker. Przedsiębiorcą jest ktoś, kto ryzykuje karierę i bezpieczeństwo finansowe dla idei. Ryzykuje, a więc poświęca się, wierząc w coś, co większość uznaje za niepotrzebne lub niemające przyszłości.

Podatki zakłócą innowacyjność? Trudno - i tak dziś jej nie ma

Dziś w dyskusjach o opodatkowaniu wielkich korporacji pojawia się argument, że wyższe podatki narzucone na technologiczne kolosy skutkowałyby zmniejszeniem innowacyjności i przedsiębiorczości. W jaki sposób dzisiejsze firmy rozumieją te hasła?

Niedawno Samsung poinformował, że w ramach Samsung Inkubator swoją działalność rozpoczął startup Nextplease. Stworzył bezpłatną aplikację mobilną – dostępną na smartfony z systemem Android i iOS - umożliwiającą wymianę książek między użytkownikami oraz budowanie książkowej społeczności.

Genialne i proste? Tak, bo… takie coś działa od dawna. Startup przyznaje, że "bookcrossing, czyli wymiana książek między czytelnikami to ruch, który narodził się w Stanach Zjednoczonych na początku XX wieku", ale i tak przekonuje, że ich aplikacja ułatwia życie.

Dawne społeczeństwa radziły sobie bez aplikacji. Współczesne firmy to wykorzystują
Dawne społeczeństwa radziły sobie bez aplikacji. Współczesne firmy to wykorzystują

Uderza jednak w coś, co działało właśnie od początku XX wieku - niezależną wymianę i kontakt pomiędzy ludźmi. To właśnie główna zaleta pchlich targów czy antykwariatów. Na miejscu można podyskutować ze sprzedawcą i mieć kontakt z innymi miłośnikami staroci.

W dobie pandemii takie relacje mogły zostać wstrzymane, ale społeczności już dawno znalazły sposób na to, by ograniczyć kontakt. Coraz częściej w blokach i na podwórkach powstają "zdalne" punkty wymiany książek. Wystarczy zostawić tytuły na parapecie, by mógł zgarnąć je inny sąsiad. Na warszawskim Mokotowie półkę z dziełami do wzięcia wydrążono w… drzewie.

  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
[1/3]

Tyle mówi się o innowacjach - w końcu aplikacja do dzielenia się książkami powstała w ramach Samsung Inkubator! - a tymczasem to wszystko bazuje na ideach, które społeczności wypracowały dawno temu!

One wymyśliły to już sto lat temu

W książce "13 pięter" Filip Springer opisał działanie Koła Czynnych Kooperatystek, przedwojennej spółdzielni kobiet. Członkinie wpadły na pomysł, że mogą dostarczać zamówione zakupy ze sklepów spółdzielczych pod drzwi klientów. Prawda, że brzmi znajomo?

Obraz
© fot. Wojciech Kantorczyk

Ale rola takiego koła była znacznie szersza:

Nad działalnością komitetów sklepowych czuwała z ramienia Koła tow. Olena Hauboldowa, która całą duszę i serce wkładała w tę pracę. Kobiety pod jej subtelnym i nieodczuwalnym kierownictwem nie poprzestawały jedynie na przejawianiu troski o sprawność obsługi, czystość oraz estetykę sklepów i wystaw okiennych oraz wskazywaniu na braki w zaopatrzeniu. Wzięły one na siebie trud wychowania konsumentów, a w szczególności konsumentek, co było pożyteczne zarówno dla nich, jak i dla sprzedawców, a właściwie sprzedawczyń, bo głównie kobiety były zatrudnione w tym charakterze. Wychowanie polegało na nauczeniu gospodyń domowych dokonywania zakupów w racjonalny sposób. Osiągnęłyśmy to za pomocą pogadanek na zebraniach Koła, w których wyjaśniałyśmy, że należy obmyślać plan zakupów codziennych, tygodniowych i miesięcznych, że nie można kilka razy dziennie biegać czy posyłać dziecko po różne artykuły, których brak w domu stwierdzono w ostatniej chwili.

Współczesne "innowacyjne" firmy przerabiają więc nie tylko istniejące zawody - taksówkarze, dostarczyciele jedzenia - ale wręcz ograniczają pomysły, które funkcjonowały niemal sto lat temu!

Elon Musk czy firmy jak Uber od dawna postrzegane są jako te noszące kaganek oświaty. Uber kreśli przed nami przyszłość transportu, zapowiadając latające prywatne taksówki. Tymczasem tu i teraz firma zanotowała 1,1 mld dol. straty netto w IV kwartale 2019 r., a w całym 2019 - 8,5 mld dol. Na ratunek bierze się więc nie innowacyjny i rewolucyjny pomysł, ale coś, co dobrze działa od lat - czyli telefon do dyspozytora. Znamienne.

Bez państwa nie będzie latających samochodów

W 2020 roku spodziewaliśmy się latających samochodów, dostaliśmy aplikację do wymiany książek. Nadużyciem byłoby stwierdzenie, że wielkie koncerny nic nie robią. Google pracuje nad Google Glass, Microsoft rozwija HoloLens, a Facebook inwestuje w wirtualną rzeczywistość. Jednak rozwój tych ciekawych projektów związanych z rozszerzoną rzeczywistością i VR jest na tyle powolny i nieefektowny, że dziś głośniej jest o skandalach związanych z technologiczną branżą.

Być może to efekt tego, że zapomniano o kluczowej roli państwa. Cytowana wcześniej Mazzucato podkreśla, że wbrew obiegowym opiniom Ameryka od dawna inwestowała publiczne pieniądze w innowacyjne przedsięwzięcia.

Budowany przez wielki kapitał mit od "zera do milionera" i projektów budowanych w garażu ma swoich wiernych wyznawców, ale prawda jest nieco inna. Gdyby nie publiczne środki, nie powstały internet czy GPS.

Państwo pełni więc funkcję lidera, którego naśladują firmy; urzędnicy sektora publicznego współpracują bezpośrednio z firmami, wyodrębniając najbardziej obiecujące ścieżki rozwoju i podążając za nimi. W ten sposób państwo przyciąga najlepsze umysły - dokładnie ten rodzaj ekspertów, którzy wytrzymają dynamizm, o nieposiadanie którego często się je oskarża.

I w USA tak przez lata było. Natomiast dziś jesteśmy świadkami poglądu, że państwo nie powinno się do niczego wtrącać, bo wszystko zepsuje.

Efektem takiej polityki jest sytuacja, gdy niemal cały świat myśli, że to Elon Musk w pojedynkę wysyła rakiety w kosmos. Zapomina się o roli NASA, a o tym, że wszelkie projekty Muska powstały dzięki dotacjom państwowym pewnie nawet nie wie.

Atakowane za "wtrącanie się" państwo nigdy nie przeznaczy większych środków na badania i rozwój. Fakt, że giganci od dawna nie wymyślili nic prawdziwe innowacyjnego, mimo że są bogatsi niż kiedykolwiek, doskonale pokazuje, kto napędzał rozwój. Warto o tym pamiętać, gdy stanie się w obronie miliarderów, którzy zostaną "zmuszeni" do podzielenia się ogromnym majątkiem.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)