Mam już dość. Paczkomatoza to już problem mojego osiedla, a wkrótce całej Polski [Opinia]

Mam już dość. Paczkomatoza to już problem mojego osiedla, a wkrótce całej Polski [Opinia]

Mam już dość. Paczkomatoza to już problem mojego osiedla, a wkrótce całej Polski [Opinia]
Adam Bednarek
13.03.2021 11:35, aktualizacja: 08.03.2022 14:14

Kiedy spora część Polaków słusznie oburza się na zalewające nas billboardy z antyaborcyjnymi hasłami, chciałbym dołożyć swoją cegiełkę do podobnego problemu zawłaszczania przestrzeni. Ostatnio gdzie nie spojrzę, widzę paczkomat. A będzie tylko gorzej.

Lokalny patriotyzm mnie nie zaślepił: mojej okolicy nie nazwę nawet brzydką, bo to zbyt delikatne określenie. Dziurawe drogi, nierówne chodniki, bazgroły na murach, śmieci na pozostałościach po trawnikach, które nie mają szans na rozkwitnięcie, bo przecież zbyt często parkują na nich również samochody. Zamiast śpiewu ptaków niemal przez większą część doby słyszę szum samochodowej myjni, tęskniąc za czymś takim jak cisza. Pewnie jest o wiele więcej miejsc, gdzie żyje się znacznie gorzej, ale wcale mnie to nie pociesza.

Kilka lat na osiedlu, które wcale nie różni się specjalnie od innych blokowisk, sprawiło, że mój mózg potrafi bronić się przed brzydotą. Marginalizuje ją. Oczywiście wiem i pamiętam, gdzie żyję, ale zamiast setny raz denerwować się na łąkę z małpek po wódce, umiem zachwycać się małymi rzeczami, jak choćby naturą wygrywającą z betonową dżunglą. Czasami się to zdarza.

Obraz

Brudno i brzydko było tutaj od zawsze, więc kolejna butelka na ziemi, kolejny brzydki napis na ścianie czy źle zaparkowany samochód nie mogą już zdziwić ani nawet zdenerwować. To nie znaczy, że stałem się nieczuły i niewrażliwy na otoczenie. Znalazło się coś, co wybudziło mnie z obojętności na wady.

Początki ekspansji

Nic tego nie zapowiadało. Pierwszy paczkomat stanął w kącie, pod murem, na terenie przylegającym do dużego supermarketu. Był na uboczu, nie rzucał się w oczy, pewnie jeśli ktoś nie wiedział, gdzie jest, najpierw musiał się choć trochę rozejrzeć.

Mimo że jest całkiem spory, tylko w okresie świątecznym wypełniał się na tyle, że obok musiał stanąć człowiek wydający paczki z samochodu. Wydawało się, że jedna maszyna "wyżywi" wszystkich okolicznych mieszkańców.

"Centrum handlowe" ma już dwa paczkomaty
"Centrum handlowe" ma już dwa paczkomaty

W ostatnich miesiącach urządzeń zaczęło przybywać. Można byłoby użyć nawet wirusowego porównania, ale w dobie pandemii chyba mamy już dość takich skojarzeń. Alegoria jest jednak trafna, bo każdy spacer w rzadziej odwiedzane rejony oznaczał, że oglądałem nowe paczkomaty. Raz większe, raz mniejsze, raz z reklamą, raz białe jak śnieg. Zaczęły jednak przejmować okolicę.

Wyszukiwarka na stronie inPostu pokazuje mi, że mam 50 paczkomatów w promieniu 1.2 km! Idąc zwykłym spacerem po okolicy, by zajrzeć do księgarni, piekarni i spożywczaka natknąłem się na 6 maszyn. Gdybym poświęcił się bardziej, skręcając w ulicę później lub wydłużając marsz o jakieś 500 metrów, spokojnie podczas ok. 45-minutowego wypadu mógłbym naliczyć ponad 10. Pomógłby w tym fakt, że czasami jeden od drugiego oddalony jest o mniej niż 100 metrów.

Już jest dużo. Będzie więcej

Osiedlowe obserwacje potwierdzą wyniki firmy. W czerwcu ubiegłego roku inPost chwalił się, że postawił już 7 tys. paczkomatów, z czego 700 powstało w samym 2020 roku. Lokalny gigant wcale nie zamierza się zatrzymywać.

Jak mówił Rafał Brzoska, w tym roku już sieć powiększana jest "w niespotykanym tempie 100 maszyn tygodniowo". W 2021 roku ruszyć ma kolejna fabryka maszyn, więc prędkość wypuszczania i stawiania wzrośnie.

"Paczkomatoza" to dopiero początek problemu. InPost stale się rozwija, ale nie jest sam. Allegro już zapowiedziało 1500 własnych urządzeń do odbiorów paczek tylko w tym roku - w planach jest 3000.

Do walki chce dołączyć Orlen i Poczta Polska. Możemy spodziewać się ofensywy AliExpress. Pierwsza maszyna jest, a że to handlowy gigant, zanim się obejrzymy, będą kolejne. Pewnie też na moim łódzkim osiedlu.

Oczywiście to nie jest tak, że maszyny zawłaszczają teren, nie dając nic w zamian. Z paczkomatów korzysta wielu Polaków. Tyle że powinniśmy zastanowić się, czy opłatą za wygodę, jaką daje technologia (a niewątpliwe ta odgrywa istotną rolę) powinna być nasza przestrzeń.

Obraz

Ktoś powie, że ten szary mur wcale nie byłby ładniejszy, gdyby stał sam, bez paczkomatu. Pewnie nie. Ale jednak jest to zabrane otoczenie, w którym choćby można byłoby wybudować mały skwer. Albo nowy chodnik.

"Paczkomatoza" żywi się dawnym tumiwisizmem. Tym, że skoro coś jest wspólne, to jest niczyje, więc nie trzeba o to dbać. Jedna reklamowa maszyna niczego nie zmieni w otoczeniu pełnym bilbordów i innych plakatów, szyldów czy zniszczeń.

Obraz

Chciałbym jednak myśleć o mojej okolicy inaczej i zamiast pogrążać się w obojętności, oczekiwać, że będzie lepiej niż gorzej. Tymczasem - było nie było - prywatne inicjatywy zabierają resztki tego, co publiczne, nasze, wspólne.

Można patrzeć, że to "tylko kilka metrów" na tle dziurawego płotu. Ale te "kilka metrów" mogłoby być naprawionym chodnikiem, nowym trawnikiem czy miejscem, gdzie starsze osoby odpoczną w drodze do domu.

Obraz

Nie twierdzę, że paczkomatów nie powinno być w ogóle. Należy się jednak zastanowić, czy wolna amerykanka nam nie szkodzi. Być może przydałyby się ograniczenia, by nie dochodziło do sytuacji, że gdzie się nie spojrzy, widzi się maszynę do odbioru paczek oblepioną reklamami.

Musiały minąć lata, zanim Polacy zaczęli zwracać uwagę na betonozę i reklamozę. W wielu przypadkach straty były jednak nieodwracalne, bo wyciętych drzew już się nie przywróci. Patrząc na to, jak maszyny do odbioru paczek szykują się na oblężenie polskich miast, wydaje się, że lekcja nie została odrobiona.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (121)