Akumulator zdradzi twoją tożsamość i sprawi, że zapłacisz wyższe rachunki
Informacja o poziomie naładowania akumulatora w naszym laptopie czy smartfonie wydaje się mało istotna. Pozory mylą: nie tylko zdradzi naszą tożsamość, ale sprawi, że zapłacimy więcej za różne usługi.
09.09.2016 | aktual.: 10.03.2022 09:24
– Prywatność w Internecie może być krótkotrwałą anomalią – powiedział niegdyś Vint Cerf. Gdy usłyszałem te słowa po raz pierwszy, poczułem się oburzony, jednak z czasem przyznaję sędziwemu pionierowi Internetu rację.
Mogłoby się wydawać, że stosując kilka elementarnych zaleceń możemy znacząco podnieść poziom własnej prywatności w Internecie. Owszem, możemy, ale zawsze znajdzie się jakieś słabe ogniwo. Nawet, jeśli nie będzie nim człowiek to może się okazać, że zdrajcą, który pozwala na zdalne śledzenie naszych poczynań będzie… akumulator w naszym laptopie czy smartfonie.
To nie pomyłka: o ile mniej więcej zdajemy sobie sprawę, że korzystając z konta Google’a czy Microsoftu podajemy dostawcom różnych usług na tacy całą wiedzę o naszych poczynaniach w Sieci, to wielu użytkowników traktuje tryb incognito w przeglądarce albo Tora jako rodzaj czapki niewidki, za sprawą której nagle staniemy się niewidzialni. Nic bardziej błędnego.
Akumulator jak identyfikator
Do długiej listy metod, pozwalających na namierzenie użytkownika Internetu warto dopisać kolejną, prawdopodobnie mało znaną: akumulator.
Niektóre przeglądarki mają dostęp do informacji o poziomie energii w naszym sprzęcie. W teorii ma to być dla nas korzystne – chodzi o automatyczne dostosowanie wydajności, wyłączanie różnych opcji i sprawienie, by urządzenie pracowało możliwie długo wtedy, gdy każda minuta pracy jest na wagę złota.
W praktyce okazuje się, że poziom naładowania akumulatora może być – i w warunkach doświadczalnych dowiedziono, że jest – identyfikatorem użytkownika.
Iluzja anonimowości
Sprawdzili to badacze z INRIA Privatics (w tym m.in. Polak, Łukasz Olejnik), którzy korzystając z udostępnianych przez niektóre przeglądarki (Firefox, Opera, Chrome) informacji ustalili, że szacunkowy czas pracy urządzeń, należących do śledzonych użytkowników, wynosił od 355 do 40277 sekund.
W połączeniu z jednym z 90 stanów akumulatora, określających poziom naładowania (bo od 10 proc. użytkownicy zazwyczaj podłączali źródło zasilania), dawało to dwa wskaźniki, które – zestawione razem – pozwalały na jednoznaczną identyfikację użytkownika.
Jeśli ten wszedł na jakąś stronę, opuścił ją, włączył tryb incognito i wszedł na nią ponownie – obie wizyty dało się przypisać do jednej osoby, choć w teorii druga wizyta powinna być anonimowa.
Bez prądu zapłacisz więcej
To jednak nie wszystko. Akumulator może bowiem nie tylko pozbawić nas anonimowości, ale również sprawić, że zapłacimy wyższe rachunki. Działania takie zostały opisane na wiosnę tego roku i dotyczyły Ubera. Aplikacja tej firmy również ma bowiem dostęp do informacji o stanie naszego akumulatora, z czego tłumaczył się szef badań ekonomicznych Ubera, Keith Chen.
Keith oczywiści zaprzeczył, że chodzi o naciąganie klientów na jak największe opłaty. Przyznał jednak, że – jak wynika z obserwacji zachowań klientów – mając rozładowany akumulator chcemy możliwie szybko dotrzeć do celu i w związku z tym jesteśmy bardziej skłonni zaakceptować wyższą cenę za usługę.
Warto o tym pamiętać: pozornie nieistotne dane mogą mieć realne przełożenie na nasze życie. A zwykły akumulator potrafi zarówno zdradzić naszą tożsamość, jak i wpłynąć na wysokość płaconego przez nas rachunku.