Gdy nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o...
Wielu użytkowników wiedząc, że lada moment na rynek trafią nowe generacje procesorów i/lub kart graficznych, odkłada w czasie zakup nowego laptopa. Jedni liczą na obniżki cen modeli wycofywanych ze sprzedaży, drudzy chcą nabyć sprzęt lepszy i wydajniejszy, oparty na "aktualnej" platformie. I tu pojawia się problem...
23.03.2012 | aktual.: 10.03.2022 15:55
Wielu użytkowników wiedząc, że lada moment na rynek trafią nowe generacje procesorów i/lub kart graficznych, odkłada w czasie zakup nowego laptopa. Jedni liczą na obniżki cen modeli wycofywanych ze sprzedaży, drudzy chcą nabyć sprzęt lepszy i wydajniejszy, oparty na "aktualnej" platformie. I tu pojawia się problem...
O tym, że stary produkt nie przynosi takich zysków jak nowy, wiadomo nie od dziś. Tak zwany podatek od nowości nie może przecież obowiązywać wiecznie, bo nawet żądni nowości, niezbyt rozgarnięci klienci nie chcą w nieskończoność przepłacać. Ostatecznie ceny prędzej czy później muszą spaść, a rynek musi się w pewnym stopniu nasycić. I wtedy trzeba znów zacząć działać, na nowo rozbudzać apetyty konsumentów, kusić ich i nęcić.
Niespotykane dotąd poziomy wydajności, wgniatające w fotel wrażenia wizualne, funkcje, bez których nie da się żyć - wyobraźnie specjalistów od marketingu nie mają granic. Jednak nawet najwymyślniejsze slogany nie dadzą oszałamiających efektów, gdy będą używane w odniesieniu do produktu zalegającego na półkach od roku.
Tym samym niezbędne staje się wprowadzenie do portfolio czegoś nowego, chociażby po to, by zasygnalizować masom, że ich sprzęt jest przestarzały i najwyższy czas wybrać się na zakupy. Z tym, że nie zawsze w nowej linii produktów, opatrzonej nowymi symbolami i logo, wszystkie urządzenia należą do tej samej generacji. Oczywiście, wiadomo nie od dziś, że najwięksi producenci "odgrzewają kotlety".
Sęk w tym, że z roku na rok z coraz większą konsekwencją i determinacją robi się ludziom wodę z mózgów, pomijając istotne dla nich szczegóły. Odnoszę wrażenie, że będąc tym ostatnim w ogóle nie powinienem dociekać za co płacę, tylko po prostu kupić, odejść od kasy i cieszyć się na sam widok najnowszego symbolu widniejącego na opakowaniu.
Zobacz także
Niestety, należę do grupy, która chce wiedzieć, na co wydaje ciężko zarobioną kasę. Pragnę jednocześnie dostarczać Czytelnikom wiedzę, dzięki której świadomie podejmą korzystne dla siebie decyzje i kupią sprzęt na miarę swoich potrzeb, nie przepłacając przy tym. A okazji, by zapłacić więcej za to, co "już było" będzie niebawem jeszcze więcej.
Oto lada moment na półki sklepowe trafią laptopy z kartami graficznymi Nvidia GeForce z serii 600M. Na chwilę obecną na listingach widnieje 10 modeli GPU z symbolem 6xxM. Problem jest tylko taki, że tylko 4 z nich są oparte na mikroarchitekturze Kepler, która, rzecz jasna, wprowadza sporo nowego. Reszta to stare chipy po co najwyżej kosmetycznych poprawkach i stosownym rebrandingu.
Które zatem są nowe, a które tylko na nowe wyglądają? Otóż sprawa nie jest tak prosta jak w przypadku układów AMD Radeon HD 7000M, gdzie można jedną linią oddzielić kotleciki obtoczone nową panierką od tych wysmażanych po raz pierwszy. Niemal każdy średnio zorientowany w temacie wie, że Radeony HD 7690M i niższe to seria HD 6000 po liftingu. "Zieloni" przyjęli inną strategię.
Otóż nowe, 28-nm procesory graficzne GK107 otrzymały karty GeForce GTX 660M, GT 650M, GT 640M i... jedna z dwóch wersji GT 640M LE. Jak podaje Anandtech symbolem GeForce GT 640M LE będą oznaczane także karty z 40-nm chipami GF108 (Fermi). Czy będą one równie wydajne i energooszczędne jak te z GPU nowej generacji? To chyba pytanie retoryczne.
Zobacz także
Na tym jednak nie koniec chaosu w oznaczeniach. GeForce GT 630M także ma występować w dwóch wersjach. Jedna otrzyma 28-nm GPU GF117, druga 40-nm GF108. Co prawda oba procesory są oparte na mikroarchitekturze Fermi, ale chyba nietrudno się domyślić, że ten wykonany w niższym procesie litograficznym będzie odznaczać się niższą emisją ciepła i mniejszym zapotrzebowaniem na energię.
GeForce GT 635M, czyli GT 555M po rebrandingu, również występuje w dwóch odmianach - z 96 i 144 rdzeniami CUDA. Oczywiście karty z segmentu średniego będą występować zarówno z pamięciami DDR3 jak i GDDR5, na dodatek o różnych częstotliwościach taktowania (jako, że specyfikacja określa tylko maksymalne zegary).
Krótko mówiąc przed zakupem trzeba zawczasu upewnić się, jaką wersję danej karty zamontował producent laptopa. W najlepszej sytuacji będą nabywcy notebooków z topowymi układami graficznymi. GeForce GTX 675M (czyli odświeżony GTX 580M) oraz GeForce GTX 670M (GTX 570M po liftingu) mają w miarę precyzyjnie określoną specyfikację. W zasadzie różnić się mogą na pierwszy rzut oka tylko ilością pamięci VRAM.
Jak widać bajzel w oznaczeniach jest niezły. Na dobrą sprawę w skład serii GeForce 600M wchodzą 40-nm i 28-nm GPU Fermi oraz 28-nm GPU Kepler. Oczywiście wszystkie poza GT 635M na stronie producenta zostały oznaczone jako "(new!)". Jaki to ma wpływ na ceny sprzętu chyba nie muszę nikomu tłumaczyć.
Problem w tym, że świadomość konsumentów jest bardzo, bardzo niska. Poza stosunkowo nielicznym gronem "laptopiarzy", którzy nie dają sobie wciskać byle czego, większość stanowią tzw. "dobrzy" konsumenci, którzy biorą wszystko, co im się podsuwa. Bez zbędnych pytań, bez wybrzydzania. Płacą, odchodzą od kasy i cieszą się, że kupili sprzęt nowej generacji, lepszy (nowocześniejszy, wydajniejszy, etc.) od tego, który kupił geek zza ściany.
Tymczasem prawda zazwyczaj jest zupełnie inna. Dlatego warto czasami poświęcić chwilę na research, przeczytać uważnie dobry poradnik czy zapytać o zdanie kogoś doświadczonego, by wybrać świadomie i być naprawdę zadowolonym, a nierzadko sporo przy tym zaoszczędzić.
Źródło: Anandtech • Nvidia • GeForce.com