Jak działa „szumidło”? Skuteczny sposób na zakłócenie podsłuchu
Dyktafon to potężne narzędzie. Obala rządy, zmienia ministrów, decyduje o losach różnych państw i – pośrednio – nas wszystkich. Jego działanie można jednak zakłócić. Jak działają szumidła, czyli urządzenia zakłócające nagrywanie?
30.01.2019 | aktual.: 09.03.2022 09:09
Zasada działania większości takich urządzeń jest bardzo prosta: w zależności od rodzaju zakłócają one albo sam proces rejestracji dźwięku, albo możliwość jego przesyłania. W pierwszym przypadku urządzenie emituje niesłyszalne dla ludzkiego ucha dźwięki o określonych parametrach, zakłócające działanie mikrofonów. W drugim wariancie zakłócanie polega na emisji silnych sygnałów radiowych, które utrudniają komunikację „pluskwy” z odbiornikiem.
Prosta zasada działania nie oznacza jednak prostoty samych urządzeń. Wszystko wynika z faktu, że nie wiadomo, jakim sprzętem dysponuje potencjalny nagrywający. Mnogość stosowanych urządzeń, rodzajów mikrofonów czy sposobów komunikacji sprawia, że zakłócanie daje wysokie, ale nie 100-proc. prawdopodobieństwo skuteczności.
Dotyczy to również podsłuchów na odległość, gdzie komunikacja może odbywać się z wykorzystaniem bardzo wielu różnych standardów i częstotliwości – od Bluetootha czy GSM po użycie sygnału FM.
Ograniczony zasięg zakłócania
Jak w praktyce działa zakłócanie akustyczne? Po uruchomieniu „szumidła” włączony dyktafon zarejestruje nie toczącą się obok rozmowę, ale bezwartościowe zakłócenia, zazwyczaj niemożliwe do odfiltrowania. Co istotne, zapewniana w ten sposób ochrona ma bardzo ograniczony zasięg – wystarczy kilkadziesiąt centymetrów różnicy, by zakłócanie nie zadziałało.
Dlatego obok samego zakłócania ważna jest m.in. taka aranżacja przestrzeni, by zmusić ewentualnego nagrywającego do znalezienia się w zasięgu zakłócania. Jest to możliwe np. przez umieszczenie w pomieszczeniu tylko jednego, ciężkiego krzesła. Albo brak wieszaka czy oparcia, na którym ktoś mógłby powiesić marynarkę czy torbę z dyktafonem.
Zobacz także
Zakłócanie nie zawsze działa
O tym, jak ważna jest ta kwestia, przekonuje niedawny skandal z udziałem szefa Komisji Nadzoru Finansowego i prezesa Getin Banku: choć urzędnik uruchomił zagłuszanie, jeden z dyktafonów bankiera z jakiegoś powodu zarejestrował przeprowadzoną rozmowę.
Możemy tylko spekulować, czy wynikało to ze specyfiki użytego sprzętu czy z prostego faktu, że akurat to konkretne urządzenie znalazło się poza wąską strefą ochrony, zapewnianej przez „szumidło”.
Nielegalne zakłócanie
Warto przy tym pamiętać, że o ile każdy z nas może nabyć i posiadać różne urządzenia zakłócające, to legalnie można używać tylko niektórych sprzętów. W przypadku zwykłego obywatela nielegalne jest używanie urządzeń, zakłócających komunikację radiową. Nawet, jeśli dotyczy to niewielkiego wycinka przestrzeni, stosowanie takiego rozwiązania jest w Polsce – bez uzyskania stosownego zezwolenia – niezgodne z prawem.
Ograniczenia nie dotyczą zakłócaczy akustycznych, które każdy z nas, jeśli tylko czuje taką potrzebę, może w swoim otoczeniu instalować i uruchamiać. Jeśli obawiamy się nagrania czy podsłuchu, musimy liczyć się z poważnymi wydatkami – od kilku tys. za najprostsze rozwiązania do kilkudziesięciu tysięcy złotych za bardziej zaawansowane „szumidła”.
Szumidło robi karierę
Skąd w ogóle nazwa „szumidło”, która jeszcze kilka miesięcy temu wydawała się niemal nieobecna w polszczyźnie? Jej popularyzacja to zasługa szefa Komisji Nadzoru Finansowego, Marka Chrzanowskiego, który przed nagraniem przez prezesa Getin Banku, Leszka Czarneckiego, chwalił się zainstalowanymi przez „komandosów” „szumidłami”.
Ogromne zainteresowanie mediów i krótka, dobrze brzmiąca nazwa, która zarazem dobrze oddaje istotę działania urządzeń sprawiły, że słowo to szybko zadomowiło się w języku polskim i weszło do powszechnego użycia.
Kto został podsłuchany?
Urzędnik KNF może mówić o pechu, ale nie jest wyjątkiem. Poza nim i nagranym niedawno prezesem PiS-u, grono podobnych pechowców jest znacznie większe. O największym pechu mógł mówić amerykański prezydent Richard Nixon. Choć to nie on został podsłuchany, tylko próbował podsłuchiwać, to ujawnienie procederu nielegalnych nagrań kosztowało go prezydenturę.
Zdecydowanie więcej szczęścia miał francuski prezydent Nicolas Sarkozy. Rozmowa z właścicielką marki L’Oreal, Lilliane Bettencourt, dotyczyła nielegalnego finansowania kampanii wyborczej Sarkozy’ego, jednak po wygranych wyborach prezydent został oczyszczony z zarzutów.
Nagrania były również powodem, dla którego Turcja ruszyła na wojnę z YouTubem. To właśnie w tym serwisie znalazły się nagrania, na których prezydent Recep Erdogan instruuje syna, jak wyprać brudne pieniądze i przygotowuje intrygę, mającą uzasadnić interwencję wojskową w Syrii.