Nie tylko "The Big Bang Theory". Najlepsze seriale dla geeków
Jeśli twierdzicie, że nie ma ostatnio nic ciekawego w telewizji dla fanów geekowskich klimatów, to ja się po części zgadzam. Takiego serialu science fiction jak "Firefly" nie ma i pewnie nieprędko się pojawi. Ale jest kilka innych produkcji, na które warto powinni zwrócić uwagę fani komiksów, SF i po prostu logicznych fabuł.
05.08.2012 | aktual.: 10.03.2022 13:16
Jeśli twierdzicie, że nie ma ostatnio nic ciekawego w telewizji dla fanów geekowskich klimatów, to ja się po części zgadzam. Takiego serialu science fiction jak "Firefly" nie ma i pewnie nieprędko się pojawi. Ale jest kilka innych produkcji, na które warto powinni zwrócić uwagę fani komiksów, SF i po prostu logicznych fabuł.
Na tegorocznym Comic-Conie ekipa "Firefly" obchodziła 10-lecie powstania serialu. Było to wydarzenie sympatyczne i bardzo smutne jednocześnie, bo przez te lata nie powstało wiele produkcji w podobnym klimacie, które byłyby w stanie dorównać opowieści o załodze statku kosmicznego Serenity.
Geekom, którzy nie uważają, że Sheldon ich obraża (uwierzcie mi, są tacy) pozostają dziś perypetie czwórki przyjaciół i ich dziewczyn/koleżanek z "The Big Bang Theory". Wielbiciele fantasy mają swoją "Grę o tron" – bardzo mainstreamowy już zresztą serial, oglądany również przez osoby, które nigdy żadnej książki fantasy nie przeczytały ani nie wiedzą, co to RPG.
Na jakie emitowane produkcje jeszcze warto zwrócić uwagę? Oto moja prywatna lista mniej i bardziej geekowskich seriali, które nie są co prawda pozbawione wad, ale które ogląda się w gruncie rzeczy nieźle.
"The Walking Dead"
"The Walking Dead", czyli serial o grupie osób, które starają się przeżyć w świecie opanowanym przez zombie, większość z Was już pewnie zna. Większość z Was pewnie zakochała się w tej produkcji po 1. sezonie i denerwowała się, kiedy 2. sezon okazał się zwyczajnie nudny, pozbawiony zarówno szybkiej akcji, jak i dobrych dialogów. Serial odbiegł nieco od komiksu "Żywe trupy", na którym jest oparty, i niestety w porównaniu z komiksem wypadł słabo.
Dlaczego więc mimo wszystko będę go oglądać dalej? Z trzech powodów: po pierwsze, prowadzący produkcję Glen Mazzara obiecał, że w 3. sezonie "The Walking Dead" będzie więcej akcji; po drugie, zwyczajnie podoba mi się trailer, pokazany podczas Comic-Conu; po trzecie, ze względu na Michonne i Gubernatora. Być może znów daję się nabrać, być może znów się rozczaruję, ale oglądam dalej. Zwłaszcza że polski FOX znów będzie pokazywał nowe odcinki kilka dni po premierze w USA (która przewidziana jest na 14 października).
"Misfits"
Produkcja zawiera sporo ciekawych spostrzeżeń na temat brytyjskich niższych sfer (uwielbiam słuchać, jak każde z bohaterów mówi), ale przede wszystkim jest to zdrowo przeszarżowane science fiction. Grupa życiowych wykolejeńców podczas jednej z burz przypadkiem zostaje obdarzona supermocami – i tak zaczyna się fabularna jazda bez trzymanki.
Uwielbiam dwa pierwsze sezony "Misfits", trzeci już trochę mniej – ze względu na odejście jednego z aktorów i zastąpienie jego postaci kimś niby nowym, a jednak łudząco do "oryginału" podobnym. Jesienią w Wielkiej Brytanii rusza kolejny sezon "Misfits", który jest jedną wielką niewiadomą. Tym razem wymieniono większość obsady.
W Polsce serial emituje MTV pod tytułem "Wyklęci".
"Continuum"
Zaskakujący hit tego lata prosto z Kanady. Zarówno opis, jak i zwiastuny zapowiadały serialowego przeciętniaka, a tu proszę: produkcja okazała się całkiem, całkiem. Nie jest to serial wielki, nie jest to nowe "Firefly", ale jako lekkie science fiction na lato sprawdza się świetnie.
Główną bohaterką jest policjantka z przyszłości o imieniu Kiera (bardzo, ale to bardzo fajna Rachel Nichols), która, ścigając przestępców, trafia do roku 2012. Serial zaczyna się dość sztampowo, ale potem rozkręca się w ciekawym kierunku. W premierowym odcinku fani "Z Archiwum X" rozpoznają w jednym z bohaterów Palacza, czyli Williama B. Davisa, który niestety potem już się nie pojawia.
Choć nie uważam, by "Continuum" był serialem idealnym, to jednak go lubię, również za niegłupie obserwacje dotyczące systemów totalitarnych, terroryzmu i po prostu naszych czasów.
"Falling Skies"
Oglądaliście "Terra Novę"? "Falling Skies" ("Wrogie niebo" w SciFi Universal) niestety trochę jest jak "Terra Nova", to znaczy razi tym, z czego słynie Steven Spielberg (producent wykonawczy serialu): patosem, pompatycznością i dręczeniem widza ogranymi do bólu wartościami rodzinnymi.
Zobacz także
Siłą tego serialu, opowiadającego o inwazji kosmitów na Ziemię, są nieźli bohaterowie (głównego bohatera gra znany z "Ostrego dyżuru Noah Wyle), a także realistyczne pokazanie szerokiego spektrum niejednoznacznych ludzkich zachowań podczas najazdu. Poza tym niestety "Falling Skies" oryginalnością nie powala. Obecnie, obok "True Blood", jest to mój ulubiony letni serial "do kotleta" (dla porównania, moje jesienno-zimowe seriale "do kotleta" to "How I Met Your Mother" i "Once Upon a Time", przy czym w tym drugim właściwie niewiele mi się podoba).
"Alphas"
Kolejne lekkie, nie za mądre, nie za dobre, ale w gruncie rzeczy sympatyczne science fiction, opowiadające o o grupie ludzi obdarzonych supermocami. Nie ma tu ani wielkiej oryginalności, ani wyjątkowo porywającej fabuły, ale jest to serial fajnie zrobiony od strony techniczne. Świetnym pomysłem są na przykład wprowadzające dynamikę zdjęcia z ręki.
W lipcu w USA rozpoczął się 2. sezon "Alphas" i na razie nie mam o tym sezonie złego zdania. I polecam go wszystkim fanom science fiction, którzy nie mają nic przeciwko produkcjom lekkim, łatwym i przyjemnym.
"Breaking Bad"
Co robi w tym zestawieniu "Breaking Bad"? OK, macie rację, to nie jest typowo geekowski serial. Ale wszyscy lubimy logiczne fabuły, prawda? "Breaking Bad" to serial, którego scenariusz jest tak precyzyjnie skonstruowany, że niemalże genialny. Zaskakuje widza w nie tylko w każdym odcinku, ale wręcz w każdej minucie.
Opowieść o nauczycielu chemii, który, dowiedziawszy się, że ma raka, zaczyna produkować metamfetaminę, aby utrzymać rodzinę, to obecnie (obok równie świetnie napisanego "Mad Men") mój serialowy numer 1. Jeśli jakimś cudem jeszcze nie znacie Waltera White'a, najwyższy czas to nadrobić. Oglądając 1. sezon, pewnie będziecie zdrowo przeklinać, że się wlecze, ale wierzcie mi, z sezonu na sezon robi się coraz większa jazda bez trzymanki.
Niestety, do końca "Breaking Bad" zostało już tylko kilkanaście odcinków, a godnego następcy na horyzoncie wciąż nie widać. Widać za to przynajmniej dwa ciekawe seriale typowo geekowskie, które zadebiutują w USA jesienią. Pierwszy to "Revolution" J.J. Abramsa i Erica Kripkego, opowiadający o grupie ludzi, która walczy o przeżycie w świecie, w którym wszelkie źródła energii w tajemniczy sposób przestały istnieć.
Sądząc po trailerze, będzie to albo produkcja świetna, albo bardzo, ale to bardzo zła. Na pewno jest to produkcja wyczekiwana przez fanów telewizyjnej rozrywki. Trailer, który znajduje się na YT od maja, widziało już ponad 8 mln osób.
Drugi nowy serial, na który czekam z niecierpliwością, to "Arrow", opowiadający o superbohaterze Zielonej Strzale. Jak możecie zobaczyć poniżej, wielkiej oryginalności spodziewać się nie ma, raczej widać sporo schematów znanych z filmów o innych superbohaterach. A jednak Zielona Strzała ma w sobie coś, co każe mi tego serialu oczekiwać. Cieszy mnie też to, że na Comic-Conie pilota "Arrow" oceniano jednoznacznie pozytywnie ("Revolution" niestety już nie).
Fani typowo geekowskich seriali mają niestety ostatnimi czasy ciężko, ale z drugiej strony amerykańskie pomysły na kolejny sezon nie wyglądają źle. Jeszcze lepiej by było, gdyby polskie stacje emitowały te seriale szybciej niż rok po premierze. Ale to już zupełnie inny temat.