Nowe dowody na istnienie ciemnej materii
Eksperci z NASA odkryli nowe dowody na istnienie ciemnej materii. Asem w "rękawie" argumentacji jest tak zwana ścieżka ciemnego przepływu, wzdłuż którego przyciągają się setki galaktyk. Mówiąc najprościej jest to coś, co wykracza poza obecną wiedzę na temat wszechświata w przypadku naszej cywilizacji.
27.03.2010 | aktual.: 11.03.2022 15:37
Eksperci z NASA odkryli nowe dowody na istnienie ciemnej materii. Asem w "rękawie" argumentacji jest tak zwana ścieżka ciemnego przepływu, wzdłuż którego przyciągają się setki galaktyk. Mówiąc najprościej jest to coś, co wykracza poza obecną wiedzę na temat wszechświata w przypadku naszej cywilizacji.
Zagadnienie nie jest łatwe, ale postaram się je zobrazować najprościej jak potrafię w miarę możliwości oraz znajomości tego tematu. Najlepiej będzie zacząć od samego początku.
Pierwszą z "mrocznych teorii" jaka powstała była ta o ciemnej materii. Z czasem zaczęto mówić o ciemnej energii. Teraz przyszła kolej na teorię mówiącą właśnie o ciemnym przepływie. Jego domniemane istnienie po raz pierwszy zostało zauważone przez NASA w 2008 roku w czasie, kiedy obserwowano liczne gromady galaktyk, które równocześnie przyspieszały w tym samym kierunku.
Zjawisko zinterpretowano jako nietypowe. Jakim cudem kilkaset ogromnych skupisk liczących średnio 10¹² gwiazd może zacząć poruszać się zgodnie w jednym kierunku i niesamowitą prędkością zupełnie jak łowcy okazji na wietrzeniu magazynów w supermarkecie z elektroniką?
Aby rozwikłać zagadkę przydzielona do tego ekipa z NASA pracowała przez ostatnie dwa lata. W tym czasie dokładnie obserwowali i analizowali wszelkie istotne dane. Dzięki temu udało się przedstawić kilka ważnych stwierdzeń.
Ponad 1400 gromad galaktyk o promieniu odległości od Ziemi mierzącym 2,5 miliarda lat świetlnych znajduje się na pasie ciemnego przepływu. No dobrze, ale co dalej? Skąd się to wzięło? Otóż prawdopodobnie jest to efekt oddziaływania grawitacyjnego obiektów o niewiarygodnie dużej masie. Gdzie znajdują się te obiekty?
W tym miejscu zaczyna się ostra jazda. NASA uparcie twierdzi, że owe "magnesy" na galaktyki istnieją poza znanymi ludzkości krańcami wszechświata. Nie staram się już uzasadniać tego czy są w ogóle jakieś granice kosmosu, czy też nie. Za potencjalną granicę (na chwilę obecną) można przyjąć najdalszy punkt, z którego zdołaliśmy zaobserwować wyemitowaną cząsteczkę światła.
Żeby było ciekawiej, fizyk Leonard Susskind, który w żaden sposób nie był związany z projektem twierdzi, że żadna z teorii przedstawiona przez NASA nie zaprzecza obowiązującym prawom fizyki.
Jest oczywiście jeszcze jedna bardzo ważna i zarazem trochę zniechęcająca wiadomość. Otóż wraz z rozszerzającym się wszechświatem zwiększa się również droga, którą musi przebyć cząsteczka światła, aby dotrzeć do naszej planety. Na dobrą sprawę może ona nigdy nie dotrzeć, przez co nie będziemy mogli zbadać przetransportowanych z nią informacji o innych ciałach oddalonych o miliardy lat świetlnych.
Sami przyznacie, że temat nie był łatwy. Oprócz ciemnej materii, energii czy czarnych dziur dodam jeszcze jedno określenie, które trafnie opisuje pojęcie przeciętnego człowieka w dziedzinie kosmologii... czarna magia!