Śmierć przestała być istotna. Internet może nam pomóc na nowo odkryć umieranie
Czas wrócić do korzeni - kiedy śmierć była czymś naturalnym i obecnym na co dzień. Dziś chce się o niej zapomnieć. Dopiero internet może przywrócić należne jej miejsce i sprawić, że będziemy bardziej gotowi na to, by umrzeć.
11.07.2020 | aktual.: 08.03.2022 14:50
Bobas, którego widzieliśmy na stronie logowania na Facebooku, nie miał pępka. Nigdy tego nie zauważyłem. Dopiero Urszula Kluz-Knopek w książce "PlayDead.info" wydanej przez Fundację Terytoria Książki zwróciła na to moją uwagę.
Autorka sugeruje, że to nie przypadek. Pępek jest przecież śladem po przecięciu pępowiny. Symboliczną pamiątką przypominającą o więzi z matką - a więc genami, rodziną, zależnościami.
Facebookowy bobas pozbawiony jest tych korzeni. Przy wirtualnych narodzinach przestaje być ważne pochodzenie czy społeczna pozycja. Można kreować swój wizerunek na nowo, zdaje się sugerować, a nawet w pewien sposób zachęcać Facebook.
Śmierć nie istnieje. Życie też
W "PlayDead.info" Urszula Kluz-Kopek twierdzi, że nowe technologie wraz z internetem diametralnie wpływają na to, jak postrzegamy śmierć. "W internecie nie istnieje śmierć, tak samo jak nie istnieje tam życie" - pisze autorka.
Może wydawać się to szokujące, ale przecież już niebawem internet będzie jednym wielkim cmentarzem. Według szacunków naukowców do 2069 roku na Facebooku będzie więcej kont zmarłych osób niż żywych. Już w 2017 roku liczba "martwych dusz" przewyższyła... populację Niemiec. Nieaktywnych profili było przeszło 80 mln.
Ale wcale nie musimy czekać tak długo, by poczuć się jak w 2069 roku. Już dziś otaczają nas duchy lub, jak kto woli, zombie.
Nie wiemy przecież, czy "osoba po drugiej stronie" jest żywa, czy to kolejny chatbot. Dodajmy do tego algorytmy, wirtualnych asystentów, roboty dostające obywatelstwo lub pracę (a potem wyciąga im się wtyczkę - czy to w takim razie nie zabójstwo?) oraz postaci generowane komputerowo. Aktorów i muzyków możemy zobaczyć w filmie i na scenie, mimo że ich "prawdziwe" ciała już dawno leżą w grobach. Kiedy się "urodziły"? Kiedy "umarły"? Czy w ogóle "żyły"? Jak widać, takie określenia przestają obowiązywać. Tracą sens.
W PlayDead.info autorka podkreśla, jak ważne jest nowe podejście do tematu śmierci. Kultura XX wieku miała z tym olbrzymi problem. Paradoksem jest fakt, że przeciętny amerykański nastolatek widział na ekranie telewizora przeszło 10 tys. zgonów, podczas gdy w rzeczywistości odejście bliskich jest przed nim ukrywane. Umiera się w szpitalach, z dala od rodziny, która rzadko kiedy może towarzyszyć odejściu.
Jak w odcinku "Black Mirror"
W jaki sposób internet może być nośnikiem zmian? Na przykład za sprawą rozwiązań rodem z serialu "Black Mirror". Urszula Kluz-Knopek pisze o start-upach, które chcą zbierać informacje na temat danego użytkownika, by po jego śmierci móc go "naśladować". Wprawdzie nie będzie to kopia człowieka, a raczej kopia jego wyobrażenia o sobie - wszak do tego głównie służą media społecznościowe - ale jest to krok w stronę cyfrowej nieśmiertelności.
Jednak do mnie znacznie bardziej przemawiają ruchy mające na celu rozmowę i niejakie pogodzenie się z własnym odejściem. Internet i media społecznościowe pozwalają zajrzeć za kulisy tego procesu. Blogerzy czy też instagramerzy opisują swoje choroby, pokazują, jak wyglądają szpitale. Widzowie poznają kolejne stadia walki z rakiem, a nieraz - ostatnie pożegnanie autora z nimi. Na pierwszy plan wyciągają to, co kultura XX wieku starała się ukryć.
Nieżywi bardziej opłacalni
Obawiam się jednak, że w wyścigu o nowe kształtowanie podejścia do śmierci wyprzedzają nas, jak zwykle, wielkie korporacje.
Zombie stają się coraz powszechniejszym sposobem na zarobek w branży gier. Twórcy serii 2K NBA postanowili uhonorować zmarłego w tym roku Koby'ego Bryanta okładką w tegorocznej edycji gry - "NBA 2k20".
Myli się jednak ten, kto myśli, że każdy będzie mógł postawić sobie taką okładkę na półce. Ta zarezerwowana jest dla tych, którzy wydadzą najwięcej - 199 dol. na limitowaną wersję gry.
W grach serii "FIFA" grać można na przykład zmarłym w 2016 r. Johanem Cruyffem. Tyle że jego "karta" dostępna jest wyłącznie w trybie FUT. Tam losuje się piłkarzy, którzy mogą grać w naszej drużynie. Losuje, a więc nie wiadomo, na kogo się trafi. No, chyba że zapłacimy i zwiększymy swoje szanse na dodanie go do "kolekcji".
Dotyczy to żywych, jak i martwych zawodników, ale to przecież ci nieżyjący są najbardziej "atrakcyjni" - tym bardziej że współcześni gracze FIFY nie muszą pamiętać Cruyffa z boiska, lecz znają go wyłącznie z opowieści. To mocniej tworzy ich pośmiertny wizerunek i sprawia, że stają się cenniejsi. W tym przypadku - dosłownie.
Podobnie jest z hologramami muzyków, tworzonymi na bazie zapisów wideo ze starych koncertów. Nowe występy z ich udziałem pokazują, że wszystko jest możliwe - Michael Jackson nie żyje, ale i tak mogę pójść na jego koncert. Ale służą przede wszystkim temu, by organizatorzy mogli bez końca zarabiać na takich występach.
Ale nawet jeśli ktoś czerpie autentyczną radość z tego, że widzi nowe wpisy na koncie zmarłego idola albo idzie na koncert hologramu muzyka, który zmarł dekady temu, to książka "PlayDead.info" i tak zwraca uwagę na ważny problem. Musimy rozmawiać o śmierci. Na nowo musimy ją zdefiniować, okiełznać, aby móc się z nią pogodzić, z czym przez wiele lat mieliśmy problem. Internet z pewnością odegra w tym kluczową rolę.