Świat po pandemii może być lepszy. Polemika z esejem Jacka Dukaja

Świat po pandemii może być lepszy. Polemika z esejem Jacka Dukaja

Świat po pandemii może być lepszy. Polemika z esejem Jacka Dukaja
Adam Bednarek
11.05.2020 20:51, aktualizacja: 08.03.2022 15:29

Jak będzie wyglądać życie po pandemii według Jacka Dukaja, jednego z najbardziej cenionych polskich pisarzy science-fiction? W swoim ostatnim eseju autor nie pozostawia złudzeń. Ale rzeczywistość wcale nie musi być tak przygnębiająca.

"Do czego nie zdołają nas przyzwyczaić rządy i korporacje Cyfry, jeśli do tylu rzeczy jeszcze niedawno nie do pomyślenia przyzwyczailiśmy się w parę tygodni?" - tak Jacek Dukaj kończy swój tekst o pandemii, który ukazał się w weekendowym wydaniu "Gazety Wyborczej". Pisarz nie ma wątpliwości. Koronawirus w kilka miesięcy wykonał pracę, która normalnie zajęłaby dekadę. Za sprawą choroby rzeczy mające stać się standardem w 2030 roku dzieją się na naszych oczach już teraz.

Autor "Lodu" czy "Perfekcyjnej niedoskonałości" zwraca uwagę na powiększające się nierówności. Trudno się z nim nie zgodzić widząc, że w trakcie pandemii najbardziej wzbogacili się wyłącznie najbogatsi, a miliony na całym świecie tracą pracę. Nie trzeba mieć miliardów na koncie, żeby zaznać przywilejów. "Kurier dostawca to figura niewolnika naszych cyfrowych Aten" - pisze Dukaj - "Bezpiecznie odizolowani obywatele mogą sobie filozofować na Facebooku o demokracji, gdy obsługują ich niewidzialni niewolnicy".

Świat po koronawirusie

Esej Dukaja można podsumować krótko: było źle, będzie jeszcze gorzej. Kreśląc czarne scenariusze pisarz nie zauważa, albo nie chce widzieć spraw, które nie są jeszcze przegrane.

"Wirus przyspieszył także przejście do postpiśmienności" - uważa Dukaj, czego dowodem jest ogromna popularność Netfliksa czy gier sieciowych. "Ostatnią znośną formę czytania stanowi słuchanie" twierdzi autor, powołując się na rosnącą popularność audiobooków.

Tyle że e-booki też notują wzrost. Wprawdzie e-księgarnie i producenci nie podają konkretnych liczb, ale podkreślają, że zainteresowanie e-bookami oraz czytnikami rośnie.

W okresie pandemii małe księgarnie mogą liczyć na swoich klientów. Właśnie trwa akcja, w ramach której zbierane są pieniądze, żeby zapłacić kameralnym księgarniom za wynajem witryn, na których eksponowane byłyby nowości od niszowych wydawnictw.

Oczywiście można powiedzieć, że to niewiele wobec ponad 5 mln Polaków oglądających Netfliksa. Ale trudno też przymknąć oko na liczne społecznościowe zrywy, polegające na kupowaniu bonów, które wykorzysta się dopiero, gdy sytuacja się uspokoi. Platforma muzyczna Bandcamp zebrała rekordowe sumy w dniach, kiedy zrzekła się prowizji i cała kwota z zakupów leciała na konto artystów. Jest miejsce na wspólne, solidarne działanie.

Życie w izolacji

Według Dukaja pandemia sprawi, że przyzwyczaimy się do życia w izolacji. Kontakt online wystarczy, podobnie jak rozrywka konsumowana w sieci. I znowu można podać przykłady, które temu jeśli nie przeczą, to przynajmniej dają nadzieję, że tak się nie stanie.

Na niemieckim osiedlu urządzono sąsiedzkie seanse, gdzie na ekranie bloku wyświetlono film - tak by każdy z własnego okna lub balkonu mógł go oglądać. W Danii czy Iranie do życia wróciły kina samochodowe, zaś we Wrocławiu takie ma zainaugurować swoją działalność 28 maja.

Ba, pandemia wszak przyśpieszyła dokładnie te trendy: życia online, pracy i komunikacji zdalnej, ignorującej przestrzeń.

Co innego mówią obrazki z minionego weekendu - mieszkańcy wielu miast w Polsce ruszyli na rowerowe wycieczki. Przypomnieć można też oburzenie, jakie wywołał zakaz wchodzenia do lasów czy parków. Jasne, pewnie niektórzy wykorzystali sytuację, by ponarzekać na władzę, ale do wielu dotarło, jak dostęp do zieleni i świeżego powietrza jest im potrzebny i ważny.

Zachwycaliśmy się zdjęciami pustych ulic, na których nie było samochodów i korków. Okazuje się, że inny świat jest możliwy. Mer Paryża, Anne Hidalgo, zapowiedziała, że nie dopuści do ponownej dominacji samochodów. Być może rekordowo tania ropa nie zachęci innych rządzących do podobnych odważnych deklaracji - które, należy pamiętać, wcale nie muszą się spełnić - ale alternatywa jest możliwa.

Podatek cyfrowy zapowiedzią zmian

Przejmujące jest to, że Dukaj takiej nie widzi. W żadnej kwestii. Pisarz uważa, że pandemia "zalegitymizowała panowanie gigantów Cyfry", przez co "trudno będzie teraz złamać Amazony, Google, Facebooki, czy to prawem antytrustowym, czy ponadkrajowymi podatkami cyfrowymi".

Nie będzie to jednak niemożliwe, czego Polska jest ciekawym przykładem. Wiele wskazuje na to, że pandemia zmusi Netfliksa i innych gigantów VOD do podzielenia się zyskami. "Przyciśnięcie" rozrywkowych korporacji każe zadać pytanie: a dlaczego podobnych opłat nie powinniśmy wymagać od Facebooka, Google'a czy Apple, które również są na polskim rynku, ale niezbyt chętnie dzielą się tym, co u nas zarobią.

Jeszcze przed pandemią podatek cyfrowy był propozycją Adriana Zandberga. Kilka miesięcy później o takiej daninie mówi premier Mateusz Morawiecki. Jacek Dukaj ma rację pisząc, że pandemia wiele spraw przyspieszyła. Nie zawsze obywatele muszą na tym stracić.

Nie polubimy pracy zdalnej

Od zawsze pracuję zdalnie. I choć Dukaj w swoim eseju wieszczy dominację takiej formy pracy - rzecz jasna w zawodach, gdzie to możliwe - mimo wszystko trudno mi w to uwierzyć. Być może nie będziemy mieć wyboru, bo rzeczywiście okaże się, że trzymanie pracowników w domu się opłaca - a np. Facebook i Google pozwolą na to do końca roku.

Ale spotkania na Zoomie czy Facebooku, o których Dukaj wspomina i które mają być dowodem na przyzwyczajanie się do życia online, moim zdaniem są akurat przykładem potrzeby kontaktu z żywym człowiekiem, a nie awatarem czy suchym tekstem. Fakt, że niektórzy korzystają z kamerek i wideoczatów, a komunikacja mailowa nie wyparła rozmów telefonicznych (ba, redakcyjny kolega przyznał w rozmowie ze mną, że rozmawia przez telefon więcej niż kiedykolwiek przedtem!) pokazuje, że sam tekst nie wystarczy.

Wszelkie festiwale, koncerty czy wydarzenia online są raczej substytutem tych znanych z rzeczywistości, a nie próbą udowodnienia, że w sieci da się je przeprowadzić lepiej i wygodniej. I nie sądzę, że wygłaszam taką opinię teraz, po dwóch miesiącach przymusowej izolacji, ale po sześciu miesiącach po prostu się przyzwyczaję.

Science-fiction nie widzi nadziei

Niedawno twórca "Black Mirror", Charlie Brooker, wyznał, że kolejnego sezonu jego serialu nie będzie, bo i tak jesteśmy wystarczająco przybici. Tak jakby niemożliwe było wyobrażenie sobie społeczeństwa, które wstaje z kolan i ma głos.

Sam zastanawiałem się, czy wrześniowa premiera "Cyberpunk 2077" będzie tak samo entuzjastycznie odbierana w dobie pandemii - czy mroczna wersja przyszłości będzie imponować lub zmuszać do myślenia, skoro to, co będzie działo się za oknami, będzie równie niepokojące?

Wierzę jednak, że "Cyberpunk 2077" może być światełkiem nadziei. Tego od dawna brakuje mi we współczesnym science-fiction, czego dowodem jest twórca "Black Mirror" oraz ostatni esej Jacka Dukaja. Przesłanie współczesnych myślicieli od dłuższego czasu jest jedno: będzie tylko gorzej.

Chcę jednak wierzyć, że nie wszystko jest przesądzone. Jeszcze za wcześnie na wywieszanie białej flagi. Oczywiście nie można przymykać oczu na niepokojące zdarzenia. Jak choćby fakt, że Facebook oraz Twitter już nie boją się cenzurować prezydenta kraju, choć kilka miesięcy temu przed tym się wzbraniały. Wiele wątpliwości budzi stosowanie narzędzi, które wcześniej wykorzystywane były w walce z terroryzmem, a dziś z powodzeniem sprawdzają się w starciu z koronawirusem. Czy mamy gwarancję, że nie zostaną z nami na dłużej?

Nie da się jednak przejść obojętnie obok idei, które jeszcze kilka miesięcy temu zajmowały wyłącznie specjalistów. Głośno dyskutuje się nie tylko o dochodzie podstawowym (którego Dukaj, mam wrażenie, nieco się obawia, widząc w nim zagrożenie dla klasy średniej), ale też opodatkowaniu najbogatszych. Z jednej strony ich charytatywne akcje imponują, z drugiej sprawiają, że wyraźniej wybrzmiewają głosy tych, którzy domagają się od nich większych danin.

Trudno wymagać optymizmu od kogoś, kto uważa, że czeka nas czarny scenariusz. Możemy jednak żałować, że otuchy i szans nie widzą ci, którzy przewidują przyszłość. Wielkim korporacjom i politykom tylko w to graj - utwierdzanie społeczeństw, że alternatywy nie ma, bez wątpienia im służy.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)