Tak działa orgazmotron, niesamowity gadżet erotyczny
- Musi pan nauczyć mojego męża, jak się to robi – usłyszał pewien anestezjolog. Nic dziwnego: lekarz przez przypadek wynalazł orgazmotron, czyli gadżet, zapewniający orgazm na życzenie. Jak działa ten sprzęt?
23.05.2016 | aktual.: 10.03.2022 09:43
- Odrzucamy brednie i przesądy
Propagatorem idei orgazmotronu był urodzony na terenie Galicji Wilhelm Reich. Zafascynowany Freudem Reich uznał, że za popęd seksualny odpowiada nieznana nauce forma energii życiowej, którą nazwał energią orgonalną.
Aby ją wykorzystać, zaczął budować akumulatory i działa orgonowe, które poza wzmacnianiem libido i dostarczaniem orgazmów, miały również leczyć raka, sprowadzać deszcz i bronić Ziemię przed kosmitami.
Wilhelm Reich postanowił podzielić się swoim odkryciem ze światem i opis orgonu wysłał do kopenhaskiego Instytutu Nielsa Bohra. Szacowni naukowcy nie wykazali jednak entuzjazmu i „odkrycie”, które miało dać światu pierwszy orgazmotron podsumowali krótko: to stek bzdur. Trochę więcej zainteresowania wynalazkiem wykazał Albert Einstein, który jednak - po zweryfikowaniu rewelacji Reicha - powtórzył opinię akademików z duńskiego instytutu, tylko w nieco delikatniejszy sposób.
- Pozwalamy działać wizjonerom
Przez długie lata urządzenie, wywołujące orgazm po naciśnięciu przycisku, było poza zasięgiem nauki i technologii. Mimo tego stale było obecne w popkulturze – w różnych formach pojawiało się w filmach. Były to między innymi:
- „Barbarella: Królowa galaktyki” (1964 r.)
- „Śpioch” (1973 r.)
- „Flesh Gordon” (1974 r.)
- „Stożkogłowi” (1993 r.)
- „Człowiek demolka” (1993 r.)
- „Orgazmo” (1997 r.)
Orgazmo Trailer 1998
- Sprawdzamy, skąd bierze się orgazm
Próby naukowego zbadania orgazmu trwały co najmniej od lat 50., kiedy to śmiałkom, gotowym poświęcić się dla dobra nauki, przyczepiano wszelkie możliwe czujniki, badając, co dzieje się z ciałem człowieka w czasie seksu.
Wyniki badań prowadzą do wniosku, że za orgazm odpowiada krzyżowy odcinek rdzenia kręgowego. Wystarczy tylko w odpowiedni sposób go pobudzić, do czego wcale nie są niezbędne genitalia. Znane są przypadki orgazmów wywoływanych myciem zębów, czesaniem brwi albo rażeniem prądem lewej stopy.
- Podłączamy elektrody do układu nerwowego
- Musi pan nauczyć mojego męża, jak się to robi – usłyszał w 1998 roku anestezjolog, doktor Stuart Meloy od jednej z pacjentek. Doktor Meloy usiłował wyleczyć jej chroniczne bóle nóg, używając w tym celu elektrod przyczepionych do pleców pacjentki.
Gdy zgodnie z planem włączył urządzenie, emitujące słabe impulsy elektryczne, pacjentka zaczęła jęczeć z wyraźną przyjemnością, która zakończyło przepięcie elektrod w inne miejsce. Stuart Meloy, skupiony na leczeniu bólu, początkowo zbagatelizował swoje odkrycie, traktując je jako anegdotę.
Dzień później, po rozmowach z innym i lekarzami, uświadomił sobie jednak, że zupełnie przypadkiem wynalazł coś ważnego: orgazmotron. Czyli urządzenie, zapewniające orgazm po naciśnięciu przycisku.
- Budujemy działające urządzenie
Przez kilka lat od swojego odkrycia doktor Stuart Meloy prowadził badania nad orgazmotronem. Towarzyszyło mu założenie, że nie będzie to gadżet erotyczny, ale raczej urządzenie dla osób cierpiących z powodu różnych zaburzeń seksualnych. Niezależnie od intencji, efektem badań okazało się opracowanie i opatentowanie niewielkiego urządzenia, zapewniającego orgazm na żądanie.
Ograzmotron składa się z dwóch elementów: wszczepianych pod skórę elektrod wraz ze źródłem zasilania i modułem łączności bezprzewodowej oraz pilota. Sprzęt okazał się nad wyraz skuteczny: działał prawidłowo na 10 spośród 11 uczestniczących w testach kobiet. Cena za tę przyjemność? 25 tys. dolarów i zapewnienia pomysłodawcy, że koszt uda się obniżyć do 12 tys., by stał się porównywalny z operacją plastyczną piersi.
Zobacz także
- Prądem w stopy!
Jeśli gadżet doktora Meloya wydaje się za drogi, istnieje tańsza alternatywa. Urządzenie o nazwie Slightest Touch ma istotną przewagę: nie dość, że nie trzeba go nigdzie wszczepiać, to na dodatek trafiło na rynek z ceną 139 dolarów.
Użycie Slightest Touch sprowadza się do wypicia napoju z elektrolitami i przyczepienia powyżej kostek dwóch elektrod. Później wystarczy podobno jedynie wcisnąć przycisk i trochę poczekać. Dlaczego podobno? Choć w Sieci można znaleźć entuzjastyczne opisy tego sprzętu, a po rozpoczęciu sprzedaży Slightest Touch rozchodził się jak świeże bułeczki, to jednak świata nie zawojował, a domena z adresem strony producenta jest obecnie wystawiona na sprzedaż.
- Orgazmotron przyszłości
Wygląda zatem na to, że na tani, przystępny i przede wszystkim skuteczny orgazmotron przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. Co nim będzie? Bez wielkiego ryzyka można założyć, że jakiś chip, mniej lub bardziej inwazyjnie podłączany do układu nerwowego.
Niewykluczone, że seksualna przyjemność będzie tylko jedną z jego funkcji – szkoda byłoby nie wykorzystać okazji i nie wszczepić przy okazji urządzenia, pozwalającego panować nad stresem, wspomnieniami czy wydzielaniem różnych hormonów. Przeraża was ta wizja czy nie możecie się doczekać?