Lustrzany motocykl - kwintesencja paskudztwa nazywana sztuką
Joey Rutiner należy do tych bezużytecznych projektantów twierdzących, że wyzwolona artystyczną ekspresją forma ma pierwszeństwo przed użytecznością. Efektem jego niewątpliwie ciężkiej pracy jest motocykl, który – zdaniem twórcy – został zredukowany do niezbędnego minimum. Jaką jeszcze ideologię dorobił Joey do swojego dzieła?
07.11.2011 | aktual.: 11.03.2022 09:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Joey Rutiner należy do tych bezużytecznych projektantów twierdzących, że wyzwolona artystyczną ekspresją forma ma pierwszeństwo przed użytecznością. Efektem jego niewątpliwie ciężkiej pracy jest motocykl, który – zdaniem twórcy – został zredukowany do niezbędnego minimum. Jaką jeszcze ideologię dorobił Joey do swojego dzieła?
Motocykle o dziwacznych kształtach mają długą historię. Często zdarzało się, że ich nietypowy wygląd wynikał z jeszcze bardziej nietypowej funkcji – przykładem może być choćby słynny Indian, którym 68-letni Burt Munro ustanowił w 1967 roku aktualny do dzisiaj rekord świata prędkości w klasie poniżej 1000 cm[sup]3[/sup].
Tamta maszyna była dość osobliwa – przerobione mechanizmy motocykla Burt zamknął obudową przypominającą torpedę, a drogę od garażowego konstruktora do zdobywcy rekordu świata świetnie pokazuje film „The World’s Fastest Indian”:
Minęło kilkadziesiąt lat i nikt już nie myśli o rywalizacji i podejmowaniu wyzwań, czego najlepszym przykładem jest Joey Rutiner. Zamiast piekielnie szybkiej albo wyjątkowej w jakikolwiek sensowny sposób maszyny zrobił coś innego. Bezużyteczne dzieło przyciąga wzrok, błyszczy i doskonale komponuje się z iPodem pełnym indie rocka i zalaną wiadrem mleka UHT padaką ze Starbucksa.
Marzeniem Joeya była nowa definicja motocykla pozbawionego historycznych cech, błyszczącego lakieru, chromowanych elementów i silnika. Krótko mówiąc, Joey marzył o motocyklu, który nie byłby motocyklem. Co zaoferował w zamian? Obudowane rozklepanymi konserwami jeździdełko, które może toczyć się przez trzy godziny, osiągając sensowny zasięg 145 kilometrów.
Zobacz także
Aby móc nazywać swoje dzieło motocyklem, ukrył pod blachą silnik na baterie, zapewniający oszałamiającą moc 1000 W (to mniej niż w niektórych odkurzaczach), a w roli wskaźnika prędkości połączonego z nawigacją postanowił wykorzystać telefon nieujawnionej marki. Ciekawe, jak będzie po niego sięgał podczas jazdy?
Być może Joey zrozumiał, że powołał do życia zło – dwukołowe paskudztwo nie trafi na szczęście do sprzedaży. Będzie je można zobaczyć w Gran Rapids Art Museum. Jeśli macie zamiar się tam wybrać, nie mówcie później, że nie ostrzegałem!
Źródło: Oh Gizmo