Nie wierzcie apostołom nowych technologii. Druk 3D to na razie żadna rewolucja
Druk 3D to od niedawna fetysz zarówno dla wielbicieli technologii, jak i dziennikarzy. Nie milkną zachwyty nad wielkimi możliwościami, które oferuje. Tylko co z tego wynika dla zwykłego człowieka? W najlepszym przypadku bardzo niewiele.
25.03.2013 | aktual.: 10.03.2022 12:19
Druk 3D to od niedawna fetysz zarówno dla wielbicieli technologii, jak i dziennikarzy. Nie milkną zachwyty nad wielkimi możliwościami, które oferuje. Tylko co z tego wynika dla zwykłego człowieka? W najlepszym przypadku bardzo niewiele.
Wynalazek z lat 80.
Druk 3D, choć ostatnio stał się tematem szczególnie popularnym, nie jest niczym nowym. Technologia druku przestrzennego została opracowana jeszcze w latach 80. i od tamtego czasu jest udoskonalana i stosowana. Rosnąca popularność tego tematu wydaje się przede wszystkim wynikać z malejących cen i pojawienia się na rynku tanich drukarek, na które może sobie pozwolić zaangażowany hobbysta.
Aby nie było wątpliwości – uważam, że sama technologia jest niezwykle przydatna, a jej możliwości, jak szybkie wykonywanie prototypów czy małoseryjna produkcja nietypowych elementów, potrafią ułatwić życie w wielu sytuacjach. Dobrym przykładem może być np. zastosowanie drukarek 3D przez amerykańską armię w Afganistanie.
Kontenerowe warsztaty z drukarkami przestrzennymi umieszczono tam w bezpośredniej bliskości oddziałów biorących udział w walkach. Celem takiej decyzji jest zapewnienie żołnierzom możliwości szybkiego wykonywania różnych usprawnień związanych z bronią i oporządzeniem, będących wynikiem potrzeby chwili czy jakichś nowych doświadczeń (więcej na ten temat znajdziecie w artykule "Inżynierowie i drukarki 3D na polu walki. Do czego mogą się przydać? [wideo]").
Szybkie prototypowanie w każdej kuchni?
I w takich zastosowaniach drukarki 3D są trudne do przecenienia. Podobnie jak w przypadku firm zajmujących się konstruowaniem różnych sprzętów, w których możliwość szybkiego wykonania prototypu po prostu ułatwia i przyspiesza pracę. Podobnie jest na przykład w medycynie. Tam wykorzystuje się je do tworzenia unikatowych, wybranych dla konkretnych pacjentów implantów czy [rehabilitacyjnych egzoszkieletów](http://Drukowany egzoszkielet odmienił życie 2-letniej dziewczynki).
3D-Printed "Magic Arms"
Tylko po co ktokolwiek miałby mieć taką drukarkę w domu? Poza oczywistą odpowiedzią, że to fascynujący gadżet, weźmy pod uwagę trochę bardziej racjonalne przesłanki. Przecież to mniej więcej to samo co frezarka CNC: też fajne, też potrafi zdziałać cuda, też zachwyca hobbystów i przyciąga uwagę wielbicieli technologii na równi z wielkimi koparkami, nowym modelem tabletu i kolejką Pico.
Ale gdy już wyrzucimy z siebie wszystkie zachwyty i fala emejzingu nieco opadnie, warto zadać sobie pytanie: co z tego ma zwykły człowiek? No jak to co! – oburzy się zapewne niejeden entuzjasta nowych technologii – przecież druk 3D oznacza w praktyce domową fabrykę wszystkiego!
Wymyślanie koła na nowo
Jest w tym trochę racji - dysponując drukarką 3D i odpowiednią wiedzą, jestem w stanie zaprojektować i przygotować do wydruku przedmiot o niemal dowolnym kształcie. Problem tkwi właśnie w tej odpowiedniej wiedzy – oprogramowanie CAD to jednak coś odrobinę bardziej skomplikowanego od Painta, a dostępne w Sieci darmowe modele różnych przedmiotów niekoniecznie muszą odpowiadać naszym potrzebom.
Przygotowanie do druku 3D
Czy zamiast drukować sobie w domu obudowę telefonu, co proponuje m.in. Nokia, nie prościej ją kupić? Albo w przypadku niezwykle rzadkiego lub bezsensownie drogiego elementu zlecić jego produkcję komuś, kto drukiem 3D zajmuje się zawodowo?
Bo kupowanie drukarki tylko po to, by przed Bożym Narodzeniem poświęcić dzień na dosztukowanie zaczepu lampek choinkowych, przypomina strzelanie z armaty do wróbla. Podkreślam – ta opinia dotyczy zwykłych ludzi, którzy chcą jedynie rozwiązać problem, a nie hobbystów, którym zaprojektowanie i wydrukowanie takiego elementu sprawi zapewnie niemałą frajdę.
Zestaw dla majsterkowicza
Warto w tym miejscu wspomnieć o kolejnej kwestii, czyli drukowaniu urządzeń. To jeden z popularniejszych mitów podsycanych przez sensacyjne doniesienia, że ktoś wydrukował sobie broń, a na dodatek – po udoskonaleniu – ta broń nie rozpada się i strzela.
Problem w tym, że wydrukować można co najwyżej poszczególne części lub bardzo proste mechanizmy. Nie ma to nic wspólnego z drukowaniem urządzeń i – jak kiedyś zauważył Wojciech Orliński – w praktyce oznacza tworzenie zestawu do samodzielnego montażu.
Nie ma zatem mowy o wydrukowaniu broni, tylko o tworzeniu jej elementów. Dokładnie takich, jakie można znaleźć w pierwszym lepszym katalogu wysyłkowym. Choć daje to przestępcom większe pole manewru, z punktu widzenia zwykłego człowieka nie jest to żaden przełom – równie dobrze można po prostu kupić potrzebne części w sklepie.
Kserokopiarka do przedmiotów
I w takim kontekście entuzjastyczne opinie, od których roi się ostatnio nie tylko w Sieci, wydają się mocno przesadzone. Druk 3D na obecnym etapie rozwoju, z ograniczeniami dotyczącymi kształtów i różnorodności jednocześnie stosowanych materiałów, nie jest jeszcze żadną rewolucją. Pokazywane przez różne firmy prototypy pozwalają zarazem przypuszczać, że w najbliższej przyszłości nie będzie.
Jest za to świetną zabawką dla hobbystów i przydatnym narzędziem pracy dla różnych specjalistów, ale wpychanie drukarek 3D pod strzechy na obecnym etapie rozwoju tych urządzeń mija się po prostu z celem.
Może kiedyś będzie inaczej – ciekawym kierunkiem rozwoju tej technologii wydaje się np. przestrzenna kopiarka, którą opisywałem niedawno w artykule „Digitizer – domowy skaner 3D. Kopiowanie przedmiotów proste jak nigdy dotąd”. Na razie urządzenie potrafi po prostu odwzorować kształt.
Ale gdyby ktoś kiedyś wzbogacił je o funkcję rozpoznawania przedmiotów i wiedzę, co takie przedmioty powinny mieć w środku…