Robot piszący artykuły? Nie wierzmy dziennikarzom - to żadna nowość!
Kilka tygodni temu czołówki serwisów informacyjnych obiegła sensacyjna wiadomość: robot zastąpił dziennikarza! Problem w tym, że to żadna sensacja ani nawet żadna nowość. W procesie tworzenia i dostarczania ludziom informacji już dawno udało się wyeliminować człowieka.
22.04.2014 | aktual.: 10.03.2022 11:22
W marcu na stronie Los Angeles Times pojawił się news. Na pozór nie ma w nim nic specjalnego: to kilkuzdaniowa notka, jakich dziesiątki pojawiają się każdego dnia w serwisach informacyjnych. Warto przytoczyć ją w całości w oryginalnym brzmieniu:
LA Times:
A shallow magnitude 2.7 earthquake aftershock was reported Monday morning four miles from Westwood, according to the U.S. Geological Survey. The temblor occurred at 7:23 a.m. Pacific time at a depth of 4.3 miles.
A magnitude 4.4 earthquake was reported at 6.25 a.m. and was felt over a large swath of Southern California.
According to the USGS, the epicenter of the aftershock was five miles from Beverly Hills, six miles from Santa Monica and six miles from West Hollywood.
In the last 10 days, there has been one earthquake of magnitude 3.0 or greater centered nearby.
This information comes from the USGS Earthquake Notification Service and this post was created by an algorithm written by the author.
Tekst zawiera wszystko, co istotne: są w nim doniesienia o trzęsieniu ziemi, jest podana lokalizacja epicentrum i siła wstrząsów, czas wystąpienia zdarzenia i źródło publikowanych informacji. Jeśli rzuciliśmy okiem do Sieci, szukając wieści o wstrząsach, trudno się czegokolwiek czepić.
To, co dla nas najważniejsze, znalazło się na samym końcu. Informacja o opublikowaniu newsa zredagowanego nie przez człowieka, ale przez przetwarzający udostępnione dane algorytm wywołała zainteresowanie mediów na całym świecie i wysyp artykułów przedstawiających ten fakt jako coś wartego uwagi. Czy słusznie?
Na pozór to rzeczywiście doniosłe wydarzenie: robot zamiast dziennikarza? To brzmi jak spełniony sen wielbicieli SF. Cały dowcip polega na tym, że ten sen już dawno się spełnił. Wbrew temu, co usiłowali nam niedawno wmówić żądni sensacji i tematu dziennikarze, roboty tworzą informacje od dawna. I od dawna z nich korzystamy.
Praktyczne wykorzystanie różnych algorytmów do generowania informacji ma miejsce co najmniej od 2006 roku. Agencja informacyjna Thomson Financial rozpoczęła wówczas generowanie automatycznych raportów na tematy wyników finansowych spółek giełdowych.
Co istotne, już wtedy nie były to jedynie liczby wstawiane do gotowych szablonów, ale próba analitycznego ujęcia problemu. Algorytm nie tylko podawał suche fakty, ale na podstawie wcześniejszych publikacji oceniał, czy wyniki spółek są lepsze czy gorsze od wcześniejszych oczekiwań. Artykuł był gotowy zaledwie 0,3 sekundy od udostępnienia wyników - zanim dziennikarze mogli się zorientować, że udostępniono jakieś dane, maszyna oferowała gotowy news.
To nie koniec. W 2011 roku na stronie kanału sportowego Big Ten Network pojawiła się pierwsza relacja z meczu footballu napisana przez algorytm. Maszyna wybrała kluczowe momenty i streściła cały mecz w kilkudziesięciu zdaniach. Próżno doszukiwać się w tym artyzmu sportowego komentatora, ale funkcji czysto informacyjnej trudno cokolwiek zarzucić.
Relacja była dziełem oprogramowania firmy Narrative Science, która - to warte podkreślenia - w 2011 roku miała co najmniej 20 dużych klientów, będących na różnym etapie wdrażania automatów tworzących informacje. Jak często czytaliśmy newsy napisane dla nas przez maszyny?
Choć brakuje statystyk dotyczących całości zjawiska, mogło to być częściej, niż się nam wydaje. Dlaczego? Zespół badaczy z Uniwersytetu w Karlstad przeprowadził niedawno badanie, z którego wynika, że czytelnicy nie są w stanie wskazać, które teksty zostały przygotowane przez dziennikarzy, a które wygenerowane przez algorytm.
Ciekawe są przy tym dodatkowe wnioski: choć depesze przygotowane przez ludzi były oceniane jako lepiej napisane, to teksty wygenerowane przez maszynę były według badanych bardziej obiektywne i godne zaufania.
Większość doniesień o twórczości maszyn dotyczy na razie krótkich artykułów, zawierających kilka kluczowych danych. A co z dłuższymi formami? Choć automatyczny felietonista, z humorem i erudycją komentujący współczesny świat to wciąż jeszcze przyszłość, to istnieją już książki napisane przez roboty. I nie chodzi o "Bajki robotów" Stanisława Lema ani o "Wiersze z Google", które - choć mogłyby zawstydzić niejednego aspirującego poetę - są jednak dziełem dość przypadkowym.
Formalnie autorem maszynowo tworzonych książek jest Philip M. Parker - naukowiec z INSEAD, jednej z największych biznesowych uczelni na świecie. Profesor Parker jest właścicielem patentu pozwalającego na automatyczne pisanie książek. Wystarczy podać zagadnienie, a podłączona do Internetu maszyna przeanalizuje dostępne zbiory danych, wydobędzie z nich kluczowe informacje, a następnie zbierze je w formie książki.
Choć jest to raczej rodzaj kompilacji niż praca twórcza, to dzięki swojemu algorytmowi naukowiec może pochwalić się imponującym dorobkiem literackim. Ma na koncie ponad 200 tys. tytułów, z których część trafiła do Amazonu. Większość z nich to niszowe, specjalistyczne tytuły, cieszące się zainteresowaniem pojedynczych klientów. Kupowanie przez ludzi książek napisanych przez roboty jest jednak faktem.
W takim kontekście niedawne doniesienia o automatycznie wygenerowanej informacji o trzęsieniu ziemi to po prostu zwykła dziennikarska kaczka i próba zrobienia ważnej informacji z czegoś bez wielkiego znaczenia. Nie dajmy się nabrać: automatycznie tworzone teksty to żadna nowość.
*W artykule wykorzystałem informacje z serwisów Wired, New York Times i Popular Science *