Wahadłowiec Buran. Rdzewiejące resztki radzieckiego programu promów kosmicznych
W czasach, gdy eksploracja kosmosu miała wymiar nie tylko naukowy, ale przede wszystkim polityczny, eksploatowanie przez Stany Zjednoczone floty wahadłowców nie mogło pozostać bez odpowiedzi Rosjan. ZSRR opracował własną serię promów kosmicznych o nazwie Buran. Co się z nimi stało?
15.02.2017 | aktual.: 10.03.2022 08:36
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wahadłowiec Buran - model 2.02 - cz. 1
Program Buran zawdzięcza swoją nazwę silnemu, rosyjskiemu wiatrowi, przynoszącemu błyskawiczną zmianę pogody. Opracowany przez Rosjan wahadłowiec, mimo podobieństwa do promów amerykańskich, wyróżniał się wieloma odmiennymi rozwiązaniami konstrukcyjnymi, dotyczącymi napędu, integracji z wynoszącą go na orbitę rakietą czy możliwości lotu bezzałogowego.
Początkowo radzieccy konstruktorzy optowali za innym kształtem promu, wskazując na problemy, jakie układ aerodynamiczny zbliżony do samolotu powoduje podczas wchodzenia w atmosferę oraz na większą masę, którą można wykorzystać w lepszy sposób.
Decydujące okazały się czynniki polityczne i obsesja radzieckich decydentów, obawiających się militarnego wykorzystania wahadłowca przez Amerykanów. Lecący poza zasięgiem obrony przeciwlotniczej prom miałby wówczas dokonać niemożliwego do powstrzymania nalotu bombowego.
Biorąc pod uwagę taką ewentualność, zażądano, by radziecki wahadłowiec stanowił pod względem funkcji i możliwości odpowiednik promu amerykańskiego, stąd podobny wygląd i własności aerodynamiczne, pozwalające - teoretycznie - na wykonanie ataku.
W praktyce nigdy nie przystosowano promów kosmicznych do takich zadań, jednak koncepcja kosmicznego nalotu była rzeczywiście rozważana w latach 50. i 60. W Stanach Zjednoczonych podjęto wówczas prace nad pierwszym samolotem kosmicznym Dyna-Soar, stanowiącym rozwinięcie niemieckiego projektu bombowca Silbervogel.
Rosyjski wahadłowiec został zaprojektowany tak, by wytrzymać 100 misji o długości 10 dni. Nie przewidziano w nim miejsca na silnik główny – jego funkcję przejęła rakieta Energia, stanowiąca zarazem zbiornik paliwa. Burana wyposażono jedynie w dwa silniki pomocnicze, ułatwiające m.in. manewr lądowania.
Co ciekawe, wahadłowiec – w przeciwieństwie do promów amerykańskich – przystosowano do transportu w pozycji poziomej. Aby przemieszczać Burana na duże odległości zaprojektowano dla niego specjalny samolot – An-225 Mrija – który, wyprodukowany w jednym egzemplarzu, pozostaje największą maszyną transportową świata. Długość jego ładowni jest większa niż odległość pokonana w 1903 roku podczas pierwszego lotu samolotem przez Orvilla Wrighta.
Poza licznymi modelami, powstałymi w celach badawczych, Rosjanie rozpoczęli budowę pięciu buranów oraz jednego, przeznaczonego wyłącznie do testów aerodynamicznych. Z pięciu planowanych ukończono tylko jeden, który wykonał jedyną w dziejach całego programu kosmiczną misję. 15 listopada 1988 roku wahadłowiec 1.01 Buran dwukrotnie okrążył Ziemię i zakończył wyprawę w kosmos udanym lądowaniem.
BURAN Space Shuttle
W 1993 roku prezydent Borys Jelcyn zamknął program budowy rosyjskich wahadłowców. Co stało się z Buranami? Jedyny, który wykonał misję kosmiczną, został w 2002 roku zniszczony, gdy silny wiatr uszkodził obciążony wodą dach budynku, w którym przechowywano wahadłowiec. Razem z Buranem zniszczona została również rakieta Energia. Zginęło wówczas 8 osób.
Model 1.02 Pticzka przekazano Kazachstanowi w zamian za możliwość korzystania przez Rosjan z kosmodromu Bajkonur. Planowano, że ten wahadłowiec wykona drugi w ramach programu testowy lot. Podczas misji bezzałogowej miał przycumować do stacji kosmicznej Mir.
Nieukończony model 2.01 Bajkał (prawdopodobna nazwa własna) trafił do niemieckiego Technik Museum Speyer, o czym pisaliśmy przy okazji rejsu kadłuba w górę Renu. Ostatni z serii, 2.03 został zdemontowany.
Pozostał jeszcze jeden wahadłowiec – model 2.02. Co się z nim stało? Po wielu latach Rosjanie przypomnieli sobie o niszczejącym wraku, porzuconym w moskiewskiej dzielnicy Tuszyno.
Lata garażowania pod chmurką odcisnęły swoje piętno – kadłub znajduje się w opłakanym stanie. Cudu radzieckiej techniki nie zabezpieczono nawet zwykła plandeką. Warto jednak zwrócić uwagę, że - ze względu na materiały, z jakich został wykonany - nie widać na nim śladów rdzy.
Wahadłowiec Buran - model 2.02 - cz. 2
Z kadłuba zniknęła m.in. znaczna część płytek, zapewniających ochronę termiczną.
Kadłub jest pusty w środku – przed skasowaniem programu nie zdążono zamontować w nim niemal żadnego sprzętu.
Wahadłowiec Buran - model 2.02 - cz. 3
To kabina 2- lub 4-osobowej załogi promu. Poza nią, Buran został wyposażony w kabinę pasażerską, zapewniającą miejsce dla sześciu dodatkowych osób.
Tak wygląda częściowo wyposażona kabina modelu 1.02, stojącego w Bajkonurze.
Docelowy wygląd kokpitu
Komputer pokładowy Burana składał się z czterech identycznych modułów. Wykonywały one te same operacje, a ich wyniki porównywano. Jeśli obliczenia jednego z nich były odmienne od pozostałych, moduł był automatycznie wyłączany. Procedura ta obowiązywała również w przypadku działających trzech modułów.
Gdy pracowały tylko dwa i otrzymano rozbieżny wynik, przewidziano losowe wyłączenie jednego z nich, co dawało 50 proc. szans na otrzymanie poprawnych obliczeń.
Po kilku miesiącach przygotowań, kadłub umieszczono na barce.
Rozsypujący się wrak został przetransportowany do portu lotniczego Żukowski. Po prowizorycznej naprawie został pokazany podczas Międzynarodowego Salonu Lotniczego i Kosmicznego w Moskwie MAKS 2011.
Pokazywano go z daleka, ale i tak okazało się, że stojący bokiem do publiczności wahadłowiec został odnowiony i pomalowany tylko z jednej strony. Rosjanie zapewniali, że na targach MAKS 2013 zobaczymy w pełni wyremontowany prom kosmiczny, jednak zaprezentowany wówczas Buran był tak samo odległy od gotowości do lotu, jak dwa lata wcześniej. Od tamtego czasu resztki radzieckiego programu wahadłowców można podziwiać w mieście Żukowskij.