Operacja Vittles. Człowiek, który zbombardował Berlin słodyczami
Od przelatującego nad miastem samolotu odrywają się niewielkie pakunki na spadochronach. Kilka lat temu oznaczałyby śmierć i zniszczenie. Teraz są symbolem nadziei, który dzieci wyrywają sobie z rąk. To amerykański pilot bombarduje Berlin czekoladą.
26.06.2019 | aktual.: 09.03.2022 10:28
2 mln mieszkańców bez prądu i zaopatrzenia. Jak utrzymać przy życiu miasto, które Sowieci postanowili zastraszyć i zagłodzić? W odpowiedzi na działania Rosjan, Zachód rozpoczyna niesamowitą operację – największy w dziejach most lotniczy.
Dokonuje niemożliwego, zaopatrując samolotami wielkie miasto we wszystko, co potrzebne do funkcjonowania, również węgiel i materiały budowlane. Jak do tego doszło?
Zimna wojna
Koniec drugiej wojny światowej oznaczał podział Niemiec na cztery strefy okupacyjne, administrowane przez kolejno Związek Radziecki, Wielką Brytanię, Francję i Stany Zjednoczone. Pomiędzy niedawnych sojuszników został podzielony również Berlin.
Część stolicy Niemiec stała się wówczas zachodnią enklawą w radzieckiej strefie okupacyjnej.
Z miesiąca na miesiąc pomiędzy niedawnymi sojusznikami narastają nieporozumienia. Plan reformy walutowej, planowanej przez zachodnich Aliantów, budzi gwałtowny sprzeciw Sowietów.
Powód jest prosty – zreformowana waluta o realnej wartości stanowi zagrożenie dla radzieckich interesów gospodarczych.
Zablokować Berlin!
Odpowiedzią Rosjan jest niespodziewana blokada zachodniego Berlina. Zachód – ufny w siłę atomowego odstraszania - nie ma jak na nią odpowiedzieć. Potężne do niedawna armie zostały zdemobilizowane.
Wygląda na to, że Rosjanie mają w ręku wszystkie karty – położenie geograficzne, silę militarną i możliwość faktycznego zagłodzenia odciętego miasta. 2 miliony zachodnich Berlińczyków staje się sowieckimi zakładnikami. Tak przynajmniej wydaje się samym Rosjanom.
Nie wiedzą, że przelicytowali. Szacując siłę swoich dywizji nie docenili, że przyjdzie im zmierzyć się z przeciwnikiem, którego potęgi nie potrafili sobie nawet wyobrazić: amerykańską logistyką.
Most powietrzny
Decyzje zapadają szybko. Gdy 24 czerwca 1948 roku Berlin zostaje odcięty, prezydent Stanów Zjednoczonych, Harry Truman i premier Wielkiej Brytanii, Clement Attlee, wspólnie wykluczają siłowe odblokowanie miasta. 3 lata po wojnie nikt nie chce nowego konfliktu.
Tym bardziej, że Zachód nie jest do nie go przygotowany. Politycy zgadzają się jednak, że Berlina nie można poddać Sowietom. Postanawiają zaopatrywać miasto z powietrza, rozpoczynając operację Vittles.
Rosjanie w ogóle nie zakładali takiej możliwości. Niemcy – co prawda w warunkach gorącej, a nie zimnej wojny – kilka razy próbowali, ale kończyło się to klęską. Pomysł mógłby wydawać się więc karkołomny, ale Zachód ma asa w rękawie.
Genialny logistyk
Jest nim generał William H. Tunner. To dowódca, który podczas drugiej wojny światowej zaopatrywał walczące z Japończykami wojska chińskie.
Tunner zorganizował wówczas niezwykłą linię zaopatrzeniową z Indii do Chin. Pod jego dowództwem samoloty przerzucały nad Himalajami wszystko, co było niezbędne do prowadzenia wojny. W przypadku Berlina chodzi jednak nie o sprzęt wojskowy, ale o zaopatrzenie dla cywilów.
Rosjanie, wprowadzając blokadę, oprócz kija stosują także marchewkę – obiecują zachodnim Berlińczykom dostęp do żywności. Wystarczy zarejestrować się po wschodniej stronie. Korzysta z tego niewielu, a tych, którzy ulegli, mieszkańcy miasta mają przydomek "państwa Haniebnych".
Machina pomocy rozkręca się błyskawicznie.
Lotniczy cud
Tunner – po osobistej inspekcji lotnisk – dokonuje cudów. Ma do dyspozycji 3 korytarze powietrzne, każdy o szerokości 32 kilometrów. Wbrew intuicyjnym rozwiązaniom poleca zwiększyć odstępy pomiędzy lądującymi samolotami do 3 minut, co zwiększa pole manewru kontrolerów ruchu lotniczego.
Jednocześnie piloci dostają zakaz krążenia nad lotniskiem – każdy samolot ma jedno i tylko jedno podejście. Jeśli coś nie wyjdzie – wraca z ładunkiem na Zachód. Na ziemi załogi nie mogą oddalać się od swoich maszyn. Nie muszą, bo na lotniska zostają ściągnięte odpowiedniki dzisiejszych food trucków, gdzie jedzenie serwują "najpiękniejsze dziewczyny Berlina".
Błyskawicznie przebiega również modernizacja infrastruktury. Powstają bazy zaopatrzeniowe w Wiesbadem, Celle i Fassbergu, a także specjalistyczne centrum kontroli ruchu w berlińskiej przestrzeni powietrznej BARTCC (Berlin Air Route Traffic Control Centre).
Na lotniskach montuje się radiolatarnie, a na podejściach do nich wielokolorowe oświetlenie, ułatwiające pilotom utrzymanie właściwego kąta zniżania. W rezultacie samoloty mogą lądować w niemal każdych warunkach, niezależnie od pory dnia i pogody. O drożność pasów startowych - również w zimie - dba armia 17 tys. ludzi.
Organizacja na medal
Efekty są imponujące. Do Berlina z niesamowitą regularnością dociera nieprzerwany strumień zaopatrzenia. Samoloty, które wcześniej spędzały na ziemi długie godziny, są rozładowywane w zaledwie 30 minut, dzięki czemu mogą latać do Berlina nawet 4 razy w ciągu doby.
Do miasta dociera nie tylko żywność i węgiel, ale także materiały budowlane i ciężkie maszyny, które – by zmieścić się w samolotach – zostały pocięte na części, łączone są za to ponownie już w Berlinie.
Francuzi udostępniają w swojej strefie kolejne lotnisko. Wysadzają w tym celu dwa obsługiwane przez Rosjan i wybudowane na osi pasa startowego nadajniki. Gdy rosyjski dowódca gniewnie protestuje pytając, jak można było zrobić coś takiego, generał Jean Ganeval odpowiada: - To bardzo proste. Dynamitem.
Wujek Machający Skrzydłami
W tej imponującej rozmachem i precyzją, logistycznej machinie, kręci się niewielki trybik. To porucznik Gail Halvorsen. Pilot, który w czasie wojny nie wziął udziału w walkach, obsługując trasy transportowe w południowej Ameryce.
Po jednym z lądowań porucznik Halvorsen podchodzi do grupy otaczających lotnisko dzieciaków. Częstuje obserwatorów tym, co ma w kieszeniach – kilkoma listkami gumy do żucia. I spostrzega, że garść słodyczy to dla małych Berlińczyków prawdziwe święto.
Po powrocie do bazy zbiera wśród kolegów czekolady i różne słodkości. Ponieważ niektóre tabliczki są ciężkie, aby nie uderzyć nikogo na ziemi, montuje do nich spadochrony z chusteczek do nosa. Niedługo potem, schodząc do lądowania, zrzuca pierwszy, słodki ładunek. Podczas kolejnych lotów zrzut poprzedza kołysaniem samolotu, przez co dzieci nazywają go Wujkiem Machającym Skrzydłami.
Słodka propaganda
Wieść o pilocie, zrzucającym słodycze, rozchodzi się błyskawicznie. Pod lotniskiem regularnie koczuje tłum dzieciaków. Problem - według zabawnej, choć mało prawdopodobnej legendy - zaczyna się, gdy jakiś dziennikarz dostaje w głowę spadającą czekoladą. O oddolnej akcji zaczyna być głośno, dowiadują się o niej również przełożeni Halvorsena.
Na szczęście, zanim zdążyli ukarać porucznika, wieści o jego działaniach docierają do generała Tunnera. Ten nie tylko nie nakazuje przerwać akcji, ale chwali pilota i organizuje zbiórkę słodyczy, rozpoczynając oficjalnie operację Little Vittles, której koordynatorem zostaje Gail Halvorsen.
W ten sposób, niezależnie od głównej operacji zaopatrzeniowej, nad Berlinem zostają zrzucone 23 tony słodyczy. Tunner wie, co robi – filmowe ujęcia z dziećmi, łapiącymi spadające z samolotów, słodkie ładunki, mają gigantyczne znaczenie propagandowe.
Klęska Rosjan
W kolejnych miesiącach Rosjanie zdają sobie sprawę, że blokada nie działa. Berlin zamiast przymierać głodem nie tylko funkcjonuje, ale zaczyna zapełniać swoje magazyny, powiększając zapasy. Stalin nie decyduje się na otwarta konfrontację i ataki na samoloty.
Jedynym rozwiązaniem wydaje się odstąpienie od blokady, co następuje 12 maja 1949 roku. Po 323 dniach zachodni Berlin zostaje odblokowany.
1400 samolotów dziennie
Radziecka propaganda przedstawia to – rzecz jasna – jako wielkie zwycięstwo i gest dobrej woli. Berlińczycy i reszta świata nie mają jednak wątpliwości – operacja Vittles i most powietrzny, który przez niemal rok był w stanie utrzymać wielkie miasto, to wielki sukces Zachodu.
Podczas operacji Vittles do Berlina dostarczono samolotami 2,3 mln ton zaopatrzenia, wykonując 278 tys. lotów. Usprawniono procedury, armia pilotów zdobyła bezcenne doświadczenie, a na potrzeby operacji przeszkolono rzesze kontrolerów ruchu lotniczego.
W szczytowym okresie operacji byli w stanie przyjąć na berlińskie lotniska niemal 1400 samolotów dziennie. Intensywność lotów była tak duża, że w czasie największego natężenia ruchu w Berlinie co 30 sekund lądował jeden samolot.
Sukces został okupiony ofiarami. W wypadkach – w powietrzu i na ziemi – zginęło w sumie 101 osób – Brytyjczyków, Amerykanów, Niemców i Australijczyków.
Czekoladowe bombardowania
Kilka miesięcy po zakończeniu blokady Berlina, zachodnie strefy okupacyjne połączyły się, przekształcając w Republikę Federalną Niemiec. Rosjanie ze swojej strefy tworzą Niemiecką Republikę Demokratyczną. I choć nieco później przedzielają Berlin słynnym murem, na ponowną blokadę miasta nie zdecydują się już nigdy.
Gail Halvorsen po wielu latach wróci do Berlina. Pilot, który bombardował miasto słodyczami, w 1970 roku został szefem lotniska Tempelhof. Podczas służby w Berlinie wielokrotnie spotykał się z dorosłymi już świadkami operacji Little Vittles, którzy ze wzruszeniem opowiadali o tym, jak bardzo wyczekiwali Wujka Machającego Skrzydłami.
W późniejszych latach Gail Halvorsen współuczestniczył w kolejnych akcjach, nawiązujących do zrzutów słodyczy nad Berlinem. Zrzuty słodyczy przeprowadzono m.in. w pogrążonej w wojnie Bośni, w Albanii, a także w stolicy Iraku, Bagdadzie.