Winston – prywatność prosto z pudełka. Czy na pewno jej potrzebujemy?
Wielbiciele prywatności mają w dzisiejszych czasach wiele powodów do narzekań. Odpowiedzią na ich troski jest Winston – niewielkie urządzenie, którego twórcy obiecują nam anonimowość w sieci.
29.05.2019 | aktual.: 09.03.2022 09:03
Prywatność to w dzisiejszych czasach towar luksusowy. Nic dziwnego, że powstają usługi i urządzenia, które mają nam ją zapewnić. Jednym z nich jest Winston – sprzęt, które anonimizuje nasz ruch sieciowy.
Kluczową cechą sprzętu jest prostota, dzięki której ochrona naszej prywatności nie wymaga w zasadzie żadnej wiedzy. Kupujemy sprzęt (w przedsprzedaży 190 dol. - ok. 740 zł), podłączamy kabel sieciowy z jednej strony, z drugiej – drugi, ewentualnie dorzucamy np. router Wi-Fi, włączamy urządzenie i cieszymy się anonimowym korzystaniem z Internetu.
Winston szyfruje
Twórcy dość oszczędnie opisują konkretne rozwiązania. Wspominają o przesyłaniu części danych pomiędzy wieloma urządzeniami Winston, łączeniu ich z danymi innych użytkowników, szyfrowaniu połączeń, a także o blokowaniu ciasteczek i manipulowaniu nimi w celu utrudnienia śledzenia. Wszystko to ma działać szybciej i sprawniej, niż Tor i VPN.
Brzmi to w teorii całkiem nieźle. Zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę, że internetowa anonimowość, choć teoretycznie możliwa do osiągnięcia, wymaga zazwyczaj niemałej wiedzy.
Winston Privacy
Dotyczy ona zarówno świadomości ewentualnych zagrożeń, jak i informacji, w jaki sposób śledzą i analizują nasza aktywność twórcy serwisów, sklepów internetowych czy różnych usług. Aby się bronić, trzeba najpierw wiedzieć, przed czym.
To już było!
Warto przy tym wspomnieć, że Winston, choć jego twórcy przedstawiają go jako produkt innowacyjny, nie wydaje się czymś nowym.
Podobne rozwiązanie już niegdyś pojawiły się na Kickstarterze, zdobywając przy okazji sporą popularność. Niechlubna sława przypadła w tym przypadku urządzeniu o nazwie Anonabox. Dlaczego niechlubna?
Sprzęt przedstawiany jako opracowane od podstaw urządzenie okazał się chińskim gotowcem z dziurami w zabezpieczeniach, z dostępem chronionym m.in. banalnym hasłem „admin”.
W przypadku Winston takie zarzuty nie padają, chodzi jednak o fakt, że sprzęt tego typu już istnieje i ci, którzy naprawdę potrzebują takich rozwiązań, zapewne od dawna z nich korzystają.
Wygoda ważniejsza od prywatności
Pozostaje jednak prywatność traktowana jako towar, a zarazem slogan marketingowy. Łatwo rozbudzić obawy, przedstawiając długą listę potencjalnych zagrożeń. Nieco trudniej przedstawić faktyczne korzyści płynące dla zwykłego, statystycznego użytkownika ze stosowania takich rozwiązań.
Zaryzykuję opinię, że doświadczenia użytkownika, korzystającego z Sieci całkowicie anonimowo, mogą – paradoksalnie – ulec pogorszeniu. Trudno mówić o wygodzie, gdy nie działa geolokalizacja, wyszukiwarka nie zna naszych potrzeb, nie działają żadne mechanizmy polecające czy spersonalizowane usługi.
I choć, pozostając w sferze deklaracji, postawimy zapewne własną prywatność bardzo wysoko, to w praktyce – gdyby faktycznie była porządnie chroniona – nie wszyscy byliby zadowoleni.
Tym bardziej, że anonimowość przypisana do naszej domowej sieci nie rozwiązuje wszystkich problemów. Ciągle mamy przecież przy sobie smartfona, korzystamy z nawigacji, różnych usług czy platform społecznościowych.
I raczej nie mamy zamiaru z tego rezygnować.