Thync - elektroniczny neurostymulant. Tak wyglądają narkotyki XXI wieku?
08.06.2015 08:04, aktual.: 10.03.2022 10:16
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zmiana nastroju za pomocą aplikacji mobilnej? Jedno kliknięcie i odczujemy spokój albo przypływ energii! Brzmi niesamowicie? Takie możliwości oferuje niepozorny, sterowany smartfonem gadżet o nazwie Thync.
Prądem w mózg
Sam pomysł, by za pomocą elektronicznego gadżetu wpłynąć na pracę naszego mózgu nie jest nowy. Wiele miesięcy temu pisałem o urządzeniu o nazwie Foc.us, które dzięki podrażnianiu odpowiednich rejonów mózgu za pomocą słabego prądu, miało zapewnić zwiększenie szybkości reakcji i poprawić nasze wyniki m.in. w grach wideo.
Ta sama idea znajduje zastosowanie również w znacznie poważniejszym wydaniu, o czym przeczytacie w artykule „Lobotomia XXI wieku. Chip w mózgu żołnierzy zwalczy zespół stresu pourazowego”. Opisane w nim możliwości prezentowały się bardzo obiecująco, ale były poza zasięgiem większości z nas.
Pojawiło się jednak rozwiązanie, które możliwości, zarezerwowane dotychczas dla wojskowych eksperymentów czy zabiegów medycznych zaoferowało również zwykłym ludziom. Tak przynajmniej głoszą deklaracje twórców gadżetu o nazwie Thync, czyli urządzenia, pozwalającego na proste modyfikowanie naszego nastroju.
Thync Anthem Video
Warto przy tym zaznaczyć, że brakuje na razie wiarygodnych recenzji, które mogłyby potwierdzić entuzjastyczne deklaracje producentów i pierwszych testerów. Nie ukrywam, że – mimo zainteresowania urządzeniem – pozostaję sceptykiem.
Do czasu przedstawienia niezależnych recenzji powątpiewam w jego skuteczność. Przyjmijmy jednak, że Thync działa tak, jak chcą jego twórcy.
Urządzenie przypomina nieco opaskę jednookiego pirata. Umieszczamy ją nie na oku, ale nad nim, na czole. Resztę załatwia współpracująca z urządzeniem aplikacja w smartfonie – wystarczy wybrać w niej, czy chcemy się uspokoić, czy zaaplikować sobie dawkę energii, za co odpowiadają tryby pracy o nazwie Calm i Energy.
Aplikacja komunikuje się z urządzeniem, Thync zaczyna drażnić odpowiednie rejony naszego mózgu słabym prądem i po chwili zaczynamy odczuwać efekty działania urządzenia.
Brzmi bajecznie prosto, a do tego – zdaniem pierwszych testerów – efekt godzinnej sesji nie tyko jest zauważalny, ale utrzymuje się nawet do dwóch dni. Zmianę samopoczucia uzyskamy jednak znacznie szybciej, nawet po pięciu minutach korzystania z urządzenia.
Thync Testimonial: Dan
Zamiast kawy
Jest to prawdopodobnie pierwszy gadżet z kategorii ubieralnej elektroniki, którego zakup jestem gotów rozważyć. Jeśli nazwiemy Thync narkotykiem XXI wieku to... chcę być ćpunem.
O ile – mimo kilkukrotnych prób – zupełnie nie przekonują mnie smartwatche (choć na szczęście na rynku pojawia się coraz więcej niebanalnych, gustownych modeli), ani opaski, nazywane nieco na wyrost sportowymi, to Thync wydaje się dobrą odpowiedzią na realne, a nie wymyślone przez producentów, problemy.
Chyba każdy z nas odczuwał czasem zmęczenie, które udawało się przepędzić tylko solidną kawą albo krótką drzemką. Niestety, nie zawsze mamy taką możliwość, a sytuacji, w których musimy szybko i skutecznie odpędzić senność można wymienić bez liku.
Z najbardziej oczywistych wymienię choćby znużenie, ogarniające kierowcę w czasie długiej, nocnej jazdy. Nie dość, że walka z nim jest bardzo męcząca, to z każdą chwilą rośnie ryzyko niebezpiecznego wypadku na drodze. Thync pozwala błyskawicznie poradzić sobie z tym i podobnymi problemami.
Elektroniczny narkotyk
Przeglądając różne komentarze na temat tego sprzętu spotkałem się z opiniami, że takie modyfikowanie własnego nastroju przy pomocy elektronicznego gadżetu wydaje się niektórym nieco przerażające. Moim zdaniem to nieuzasadnione obawy – ludzie od dawna w świadomy sposób manipulują własnym samopoczuciem.
Znamy wiele różnych substancji psychoaktywnych – od różnych nielegalnych środków, po takie stymulanty jak alkohol, kawa, czekolada czy przeładowane węglowodanami jedzenie z fast foodu.
Albo - rozszerzając nieco zasięg poszukiwań - taniec, seks czy bieganie. To wszystko wpływa na nasze samopoczucie i może być używane jako środek, służący zmianie nastroju. Dlaczego modyfikowanie go za pomocą prądu miałoby być gorsze?
Ryzyko widzę jednak w łatwości, z jaką dzięki Thync można będzie to robić. Zakładając działanie urządzenia zgodnie z zapowiedziami dostajemy przecież narzędzie do niezwykle prostej ingerencji w nasze samopoczucie, co może – jak sądzę – łatwo prowadzić do uzależnienia. Rozważania nad tym zostawiam jednak gremiom bardziej kompetentnym.
Tym, co budzi mój sceptycyzm jest jednak m.in. fakt, że Thync jest reklamowany jako produkt lifestylowy, a nie medyczny. Tym samym nie podlega kontroli i regulacjom amerykańskiej Agencji Żywności i Leków, a to budzi moje podejrzenia zarówno co do mierzalnej skuteczności, jak i bezpieczeństwa.
Czerwona czy niebieska pigułka?
Niezależnie od tego cieszy mnie fakt, że - o ile Thync naprawdę działa - za 299 dolarów dostajemy narzędzie, pozwalające jednym kliknięciem wpływać na nasz nastrój. To, moim zdaniem, znacznie ciekawsze zastosowanie dla sprzętu z kategorii wearables, niż liczenie spalonych kalorii czy wyświetlanie powiadomień z Facebooka.
Otwarte pozostaje pytanie o efekty długotrwałego stosowania takiego wynalazku. Nowoczesny prozak wydaje się całkiem bliski znanej z Matriksa, niebieskiej pigułki. Gdy już zakosztujemy elektronicznego dopalacza, będziemy chcieli i potrafili z niego zrezygnować?